Podstawą politycznego sukcesu jest, w największym skrócie, właściwe odczytanie rzeczywistego podziału społecznego. A ściślej: spośród licznych możliwych podziałów obstawienie tego właśnie, który pozwala skupić wokół siebie możliwie największą grupę odbiorców. Czyli, mówiąc językiem marketingu, zbudowanie możliwie najliczniejszej grupy docelowej. Istnieje nieskończona liczba spraw, na które wyborca może mieć określony pogląd. Wygrywa ten, kto znajdzie i uczyni osią partyjnego przesłania taką sprawę, w której, po pierwsze, liczna grupa będzie się z nim zgadzać. Którą, po drugie, liczna grupa skłonna będzie uznać za najważniejszą i według niej, a nie jakiejkolwiek innej, zagłosować, a wreszcie, po trzecie, w przypadku której partia będzie zdolna przekonać wyborców, iż jest w stanie ją załatwić.
[srodtytul]Kaczyński ojcem sukcesu [/srodtytul]
Pamiętając o tych trzech warunkach, można prześledzić dotychczasowe sukcesy i porażki polityków III RP. Zobaczymy wtedy, że ojcem sukcesu Donalda Tuska jest, paradoksalnie, Jarosław Kaczyński, który po unieważnieniu przez wyborców "podziału postkomunistycznego" określił nowy na osi "Polska socjalna (solidarna)" – "Polska liberalna".
Po przystąpieniu do Unii Europejskiej, względnej poprawie poziomu życia i wejściu w życie publiczne nowego pokolenia podział ten okazał się zgubny dla strony obsługującej politycznie hasła socjalne. Jak to możliwe, skoro wszystkie badania ankietowe pokazują, że Polacy w większości zajmują postawę roszczeniową i postulaty socjalne są im bliższe od liberalnych?
Otóż tak, że na "solidarnościowy" image PiS nałożył się jego wcześniejszy wizerunek wyrazicieli społecznego niezadowolenia. Wysiłkiem obu stron politycznego sporu oraz wspierających w większości Tuska mediów stworzono stereotyp, w którym tradycjonalizm i jego wartości skojarzone zostały trwale z emocją, nazwijmy to, "zachowawczą", emocją ogólnego niezadowolenia – z kierunku reform, członkostwa w UE, wolnego rynku.