Janusz Lewandowski o prezydencji Polski w UE

Jakie wnioski mogą wyciągnąć Polska i Węgry z doświadczenia przyzwoitej prezydencji belgijskiej, by zapisać się w europejskiej pamięci lepiej niż inne „nowe” kraje UE, zwłaszcza Czechy? – zastanawia się unijny komisarz ds. budżetu

Publikacja: 25.01.2011 01:21

Janusz Lewandowski o prezydencji Polski w UE

Foto: Fotorzepa, Jak Jakub Ostałowski

Red

W tym roku na horyzoncie Unii Europejskiej już się rysuje polska prezydencja. Na razie w szczególnych okolicznościach krajowych i międzynarodowych dokonała się zmiana sztafetowa między Belgią i Węgrami. Kraj funkcjonujący bez rządu przekazał stery Unii ekipie rządowej z najsolidniejszym umocowaniem politycznym w Europie!

Wewnętrzne uwarunkowania mają oczywisty wpływ na sprawowanie prezydencji rotacyjnej. Z tej perspektywy spogląda się na Polskę, z którą łączą się spore oczekiwania, zmącone nieco przez zbieżność kalendarza polskiej prezydencji w drugiej połowie 2011 r. z jesiennymi wyborami parlamentarnymi...

[srodtytul]Na przekór domowym kłopotom[/srodtytul]

Belgia nie jest jedynym krajem kierującym Unią Europejską w warunkach kryzysu wewnętrznego. Jednak po raz pierwszy odpowiedzialność za Wspólnotę 27 państw spadła na kraj pozbawiony rządu – przez cały czas sprawowania prezydencji! Koalicja premiera Yves’a Leterme’a rozpadła się w kwietniu 2010 roku pośród narastających gwałtownie konfliktów między Flamandami i Walonami. Do dziś nie zmontowano nowej koalicji.

Fiasko misji królewskiego mediatora Johana Vande Lanotte’a oznacza, iż Belgia bije dotychczasowy europejski rekord bezrządu należący od roku 1977 do Holandii (208 dni), mając szanse na ustanowienie rekordu światowego. Prowizorka rządowa to niejedyna okoliczność utrudniająca życie belgijskiej prezydencji. Do tego dochodzi specyficzna architektura instytucjonalna tego popękanego wewnętrznie kraju, ze wspólnotami i regionami wyposażonymi w większe kompetencje w polityce zagranicznej, niż ma to miejsce w innych państwach federacyjnych Unii Europejskiej.

Jak wypadła Belgia skazana teoretycznie na porażkę? Otóż, całkiem nieźle, niejako na przekór domowym kłopotom.

[srodtytul]Test budżetowy[/srodtytul]

Mam osobistą ocenę prezydencji belgijskiej wspartą przez własne doświadczenia – mianowicie test budżetowy. Nie był to jedyny sprawdzian prezydencji w drugim półroczu 2010 roku, w dzisiejszej Europie bowiem nie brakuje wyzwań i problemów. Lecz spór o pieniądze bezlitośnie obnaża różnice interesów, potęguje napięcia i sprawia, że ścieżka wiodąca do kompromisu jest nadzwyczaj wąska i stroma.

Stawia to szczególne wymogi mediatorom szukającym wspólnego interesu 27 krajów. W roku 2010 było jeszcze trudniej, gdyż testowano nowe zasady traktatu lizbońskiego. Z jednej strony Parlament Europejski, świadom rosnącej siły, pragnący wypróbować nowe kompetencje traktatowe, a przy okazji budżetu uzyskać koncesje polityczne. Z drugiej – rządy wdrażające w wielu krajach ostre i niepopularne programy oszczędnościowe, przekonane, że podobna logika obowiązuje budżet europejski.

To akurat nie jest prawdą, gdyż budżet europejski musi być wypłacalny w okresie wieloletnim, przy czym zobowiązania narastają w miarę dojrzewania poszczególnych programów, czyli właśnie w latach 2011 – 2013. Nie przyjmuje tego do wiadomości kilka krajów nastawionych eurosceptycznie, traktujących rozgrywkę o budżet roczny jako wstęp do batalii o przyszłość europejskich finansów po roku 2013.

Stąd wzięło się wzmożone napięcie oraz pierwsze od roku 1984 fiasko tzw. koncyliacji budżetowej. Trzeba było nadzwyczajnych wysiłków, by ponowić procedurę budżetową i zdążyć przed końcem roku. Udało się między innymi dlatego, że Belgowie, z sercem i kompetentnie, wspomagali mediacyjną rolę Komisji Europejskiej. Mogliśmy wkroczyć w nowy rok 2011 z dobrą nowiną zgody budżetowej, a nie tzw. prowizorycznych dwunastek zwiastujących kłopoty i wymierne straty dla milionów beneficjentów budżetu, także w Polsce.

Dlatego po szczęśliwym zakończeniu negocjacji ofiarowałem belgijskiemu ministrowi Melchiorowi Watheletowi, który był moim partnerem w tej rozgrywce, obrazek symbolizujący osiągnięcie ambitnego celu. Widzę go teraz w tutejszych mediach, jak walczy o przetrwanie Belgii, i życzę powodzenia…

Paradoks belgijskiego prowizorium rządowego, które pomogło uwolnić Unię Europejską od prowizorium budżetowego, nie jest jedynym świadectwem sprawności belgijskiej prezydencji. Wypełniały ją zadania, które będą kontynuowane przez Węgrów, a także przez Polaków w roku 2011. Przede wszystkim tworzenie trwałych mechanizmów antykryzysowych zapewniających przetrwanie wspólnej waluty, na przekór tendencjom protekcyjnym i odśrodkowym.

[srodtytul]Pokusy silnego premiera[/srodtytul]

Jak wspomniałem na wstępie, w nowym roku kraj pozbawiony rządu przekazał stery rządowi Viktora Orbana, któremu wyborcy dali poczucie nadzwyczajnej siły. Tak silny mandat rodzi rozmaite pokusy, w tym pokusę drogi na skróty w porządkowaniu spraw krajowych. Dziś ta węgierska droga na skróty, zwłaszcza zaś nowe prawo medialne, nie cieszy się dobrą prasą na świecie. Mając w pamięci kilka wcześniejszych doświadczeń, Bruksela jest ostrożna w ocenach. Najpierw bezstronna analiza, a dopiero potem wnioski, w tym ewentualne sankcje i połajanki, jeśli trzeba.

Nie przesądzając wyników, życzę Węgrom powodzenia. Z tego prostego powodu, iż kryzysowa, wypełniona lękami Europa potrzebuje silnej i sprawnej prezydencji. Takiej, która reprezentuje interesy wspólnoty 27 małych, średnich i dużych krajów. Jeśli jej brakuje, nadmierną wagę uzyskuje kilka stolic, właściwie dwie, dopraszające innych wedle swego uznania. Niestety, wewnętrzne problemy nie ułatwiają debiutu Węgrom. Ich program dla Europy przesłaniają natarczywe pytania o ustawę medialną czy sposoby łatania deficytu budżetowego. Żadna z tego pociecha dla Polski. Wszystkie kraje na dorobku, czyli wszystkie zza dawnej żelaznej kurtyny, powinny życzyć dobrze każdej prezydencji, która podejmuje się obrony metody wspólnotowej, dławionej dzisiaj przez egoizmy narodowe.

[srodtytul]Poczucie ciągłości[/srodtytul]

Jakie lekcje mogą wyciągnąć Polska i Węgry z doświadczenia przyzwoitej prezydencji belgijskiej, by zapisać się w europejskiej pamięci lepiej niż wcześniejsze poczynania „nowych” krajów, a zwłaszcza Czech, którym w krytycznym momencie przytrafił się kryzys rządowy?

Po pierwsze rotacyjna prezydencja pod rządami traktatu lizbońskiego skrojona jest skromniej. Wyrazem tego jest pojawienie się stałego przewodniczącego Rady Europejskiej w osobie Hermana Van Rompuya oraz reprezentanta Unii w relacjach zewnętrznych w osobie Catherine Ashton. Powinno to temperować nadmierne ambicje i skłaniać do zawężenia listy priorytetów.

Belgowie otwarcie deklarowali, że wdrożenie traktatu lizbońskiego wyczerpuje ich ambicje, a fundamentalny problem wypracowania nowych zasad funkcjonowania strefy euro oraz dyscyplinowania i koordynowania polityki gospodarczej całej Unii, a także regulacji sektora finansowego musi być rozwiązany we współpracy Rady, Parlamentu i Komisji. Rotacyjna prezydencja jest tylko skromnym udziałowcem tego wspólnego dzieła.

Zarówno Węgrzy, jak i Polacy powinni zadbać o to, by kraje spoza strefy euro miały udział w tworzeniu nowej architektury finansowo-ekonomicznej. Kryje się w tym bowiem ryzyko powstania „Europy dwóch prędkości”. To jest równie istotne zadanie, jak ogłaszanie własnych pomysłów wyróżniających półroczną prezydencję pośród poprzedników i następców. Poczucie ciągłości charakteryzujące prezydencję Belgii ułatwiło harmonijną współpracę trójkąta Hiszpania – Belgia – Węgry. Mam nadzieję, że zobaczę Polaków na zapleczu Węgrów w tym półroczu, by godnie wystąpili w pierwszoplanowej roli od lipca 2011 roku. Powinni wtedy mieć u swego boku Duńczyków, którzy przejmują od nas stery Unii. Wiążę z nimi nadzieję na porozumienie w sprawie Perspektywy Finansowej 2014 – 2020. Tak wyglądać powinna współpraca sukcesywnych prezydencji, wyzbytych urojeń, że w ciągu półrocza można zdziałać cuda.

[srodtytul]Solidna państwowość[/srodtytul]

Prawdziwą ostoją belgijskiej prezydencji była solidna administracja, zaprawiona w unijnych bojach. Kompetentna służba publiczna maskowała słabość ekipy nazywanej w naszym slangu „caretaker government” z powodu braku prawdziwego rządu. Tu także kryje się część tajemnicy względnie łagodnej wyceny Belgii przez rynki finansowe pomimo zadłużenia na poziomie prawie 100 proc. PKB. Tyle że nasza część Europy jest w tym zakresie na dorobku. Prawdziwy, odpowiadający zachodnim standardom „civil servant” dopiero się rodzi, a będzie miał do czynienia z wymagającą eurokracją z Brukseli w niespokojnym roku 2011.

Nie jest moją rolą doradzanie Warszawie, jak wypełnić treścią polską prezydencję. W gruncie rzeczy kalendarz drugiego półrocza 2011 r. jest już zapisany. Łatwo zauważyć, że mapa prezydencji zatrzymuje się na Wiśle (z nielicznymi wyjątkami), podobnie jak mapa Euro 2012 (bez wyjątku). Tzw. ściana wschodnia, chętnie dopieszczana w deklaracjach politycznych, jest do tego stopnia niedoinwestowana komunikacyjnie, iż zniechęca do lokowania tam prestiżowych imprez międzynarodowych. Nie zaskoczymy Europy, eksponując rolnictwo i Partnerstwo Wschodnie. Zresztą szczyt Partnerstwa Wschodniego przypada na czas Węgrów, którzy chcą obsadzić premiera Donalda Tuska w roli głównej, pamiętając o autorach tej inicjatywy. Generalnie podczas styczniowego spotkania unijnych komisarzy z ekipą premiera Orbana w Budapeszcie często i ciepło wspominano Polskę jako następnego uczestnika sztafety.

Byłoby dobrze, gdyby polska prezydencja pozostawiła wrażenie solidnej państwowości, angażującej swój rosnący autorytet na rzecz spójności wewnętrznej Unii, zarazem jednak życzliwej wobec aspiracji tych europejskich krajów, które pukają do drzwi Wspólnoty. Pomimo skromniejszego wymiaru rotacyjna prezydencja pozostaje ważnym sprawdzianem jakości państwa – na ogół buduje, ale może także rujnować wizerunek kraju!

[i]Autor jest ekonomistą i politykiem. Były minister przekształceń własnościowych w rządach Jana Krzysztofa Bieleckiego (1990 – 1991) i Hanny Suchockiej (1992 – 1993). Od 2004 do 2010 r. deputowany do Parlamentu Europejskiego, wybrany z listy Platformy Obywatelskiej. Od 9 lutego 2010 r. jest komisarzem ds. budżetu w KE[/i]

W tym roku na horyzoncie Unii Europejskiej już się rysuje polska prezydencja. Na razie w szczególnych okolicznościach krajowych i międzynarodowych dokonała się zmiana sztafetowa między Belgią i Węgrami. Kraj funkcjonujący bez rządu przekazał stery Unii ekipie rządowej z najsolidniejszym umocowaniem politycznym w Europie!

Wewnętrzne uwarunkowania mają oczywisty wpływ na sprawowanie prezydencji rotacyjnej. Z tej perspektywy spogląda się na Polskę, z którą łączą się spore oczekiwania, zmącone nieco przez zbieżność kalendarza polskiej prezydencji w drugiej połowie 2011 r. z jesiennymi wyborami parlamentarnymi...

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?