Michał Syska, młody działacz lewicy, pisze o zagrożeniu utratą reputacji, jakie niesie dla SLD potencjalna koalicja z PO ("Lewico, nie idź z Platformą", "Rz", 11.02.2011). W zasadzie to stwierdzenie należałoby odwrócić. Czy przypadkiem to nie Platforma straciłaby reputację, wchodząc w koalicję z SLD?
W tekście Syski, jak też w wielu wypowiedziach starych i nowych liderów SLD, czuć żądzę władzy. Czy aby na pewno jest to władza, jakiej potrzebuje dzisiejsza Polska?
W manifeście Sojuszu czytamy, że chce on państwa solidarnego, egalitarnego i nowoczesnego, które "nowe SLD", rzekomo konsolidujące polskie środowiska lewicowe, chciałoby nam zafundować po jesiennych wyborach. Co ciekawe, zdaniem obecnych władz Sojuszu te postulaty można spełnić zarówno z Platformą Obywatelską, jak i z Prawem i Sprawiedliwością. Stąd umizgi przewodniczącego Grzegorza Napieralskiego do liderów PiS, jak i partii rządzącej.
To jednak pokazuje, że dla SLD nie liczy się program. Liczy się władza. Platformo, nie daj się skusić!
By się przekonać o tym, jak ważna dla liderów SLD jest władza, wystarczy przytoczyć wypowiedzi kilku kluczowych przedstawicieli Sojuszu, którzy przestali już owijać w bawełnę. Sam Napieralski nie kryje, że marzy o tym, by stanąć na czele rządu. Trzeba też otworzyć oczy i zobaczyć, jak wiele zła SLD zdążyło już wyrządzić w telewizji publicznej, wykorzystując i ogrywając Platformę, która miała pomóc zreformować media publiczne. To pokazuje, że SLD nie jest dobrym partnerem dla partii rządzącej, jeśli ta chce kontynuować proces modernizacji kraju.