Dyrektywa o prawach autorskich: Gra o czyste zasady w internecie

Kogo poprą politycy: polską kulturę czy międzynarodowe koncerny? – pyta muzyk, kompozytor i wydawca.

Aktualizacja: 01.03.2019 09:50 Publikacja: 28.02.2019 18:31

Dyrektywa o prawach autorskich: Gra o czyste zasady w internecie

Foto: East News

Jeszcze kilka miesięcy temu bardzo wahałem się, czy mam swoją twarzą i nazwiskiem gwarantować, że nowe przepisy o wykorzystywaniu twórczości w sieci to dobry pomysł i czy nie zagrażają małym polskim portalom internetowym. W unijnym projekcie wprowadzono jednak zmiany, które spowodowały, że dotyczyć ono będzie tylko wielkich graczy. Dlatego teraz w pełni świadomie jestem za artykułem 11 i 13 dyrektywy o prawach autorskich na jednolitym rynku cyfrowym.

Gdy usłyszałem w zeszłym roku, że tajemne, biurokratyczne siły szykują nam ACTA 2 i że grozi nam cenzura, też miałem wątpliwości. Jak to – urzędnicy już nawet memów chcą nam zabronić? Chłonąłem wiadomości o nadchodzącej cenzurze, zniszczeniu niezależności youtuberów, blogerów i generalnie o końcu internetu, jaki znamy. Ja, facet, który od dekad żyje z pisania piosenek, pomyślałem, że może nie powinienem padać Rejtanem i bronić swych interesów kosztem wolności wypowiedzi w internecie. Rzeczywistość okazała się diametralnie inna od moich poglądów sprzed paru miesięcy, co stało się dla mnie lekcją pokory.

ACTA 2 to nie żadna oddolna społeczna inicjatywa. To bardzo pomysłowo wykreowana przez technologiczne korporacje nazwa, która miała bezpośrednio kojarzyć się z – mającymi swoje ewidentne racje – protestami przeciw ACTA, jakie miały miejsce kilka lat temu. Wówczas rzeczywiście był to organiczny protest, który wyciągnął na ulice tysiące oburzonych osób. ACTA 2 nijak się ma do tamtych wydarzeń.

Można też uczciwie

Google, YouTube i Facebook wraz z innymi wielkimi technologicznymi graczami i agencjami lobbingowymi stworzyły bardzo przewrotną narrację. Fakty jednak przeczą rozpisanemu przez nie scenariuszowi. Te koncerny zarabiają na nie swoich dziełach – muzyce, filmach i książkach – setki milionów. Twórcy z tego otrzymują zaledwie 1,3 proc.! Wbrew temu, co twierdzą, można sprawy rozliczeń między twórcami a internetem rozwiązać w uczciwy sposób. Takie platformy jak Netflix lub Spotify wynagradzają autorów i nie twierdzą jak YouTube, że są tylko bezstronnymi pośrednikami w wymianie treści.

Oczywiście nie jestem bezstronny, ale proszę się zastanowić, czy w tej sytuacji możemy liczyć na niezależną, mocną polską kulturę? Twórcy, którzy nie godzą się na monopolistyczny dyktat, dziwnym trafem spadają na ente strony wyników wyszukiwania w Google'u, ich muzyka też niknie w czeluściach YouTube... Czy możemy obecnie mówić o tym, że kontrolujemy własną kulturę? Jestem przekonany, że to nie my mamy w tym wypadku suwerenną władzę. A pozbawieni siły niezależnych rodzimych twórców raczej nie stworzymy organicznej, polskiej tożsamości.

Koronny argument technologicznych molochów – ACTA 2 to haracz nałożony na mniejsze internetowe platformy – który bardzo mocnym echem rezonował w internecie, został rozbrojony w ostatnich miesiącach. Przeciwnicy wzmocnienia praw autorskich w sieci głosili, że nie tylko ponadnarodowe olbrzymie firmy będą musiały płacić za wykorzystywanie cudzej twórczości. W ich narracji również mniejsze autorskie portale i strony www miały być obciążone na rzecz twórców. Przyznaję, i ja tak sądziłem. I to przekonanie wzmacniało mój sceptycyzm wobec prawa, które pozwoli na wynagradzanie za czyjeś dzieła w internecie. Na początku tego roku ostatecznie okazało się, że to nie jest prawda. Przewidywane opłaty licencyjne na rzecz twórców poniosą jedynie wielkie portale, kilka wszechpotężnych, globalnych firm, takich jak Facebook i Google.

Mamy was na oku

Pozostał miesiąc do głosowania w Parlamencie Europejskim za artykułami 11 i 13 dyrektywy o prawach autorskich na jednolitym rynku cyfrowym. Ich przyjęcie będzie po prostu uczciwe wobec twórców, wobec naszej kultury, a więc i polskiej tożsamości. Polscy politycy są w tej sprawie dość podzieleni. Ku mojemu zaskoczeniu bardzo aktywny w tej sprawie jest były minister cyfryzacji Michał Boni, którzy uparcie zaklina rzeczywistość i twierdzi, że trzeba nas obronić przed artykułem 13. O dziwo, takie głosy, wspierające de facto interesy Google'a i YouTube'a, słychać ze strony prounijnej. A przecież miażdżąca większość krajów UE już z góry poparła artykuły 11 i 13. Dlatego ci, którzy nawołują do sprzeciwu wobec nowych przepisów, sprzyjają w gruncie rzeczy kolejnemu, zupełnie zbędnemu skonfliktowaniu Polski z krajami UE.

Ambiwalentne głosy słychać ze strony rządzących. Środowisko artystów i twórców śledzi te polityczne gry rozgrywane w wyborczym roku. Pozostaje nam apelować o poparcie dyrektywy. Stawką tej gry jest bowiem uczciwość i czyste zasady w internecie.

Politycy stoją dziś przed wyborem: po jednej stronie jest polska kultura i polscy twórcy, dziennikarze i wydawcy, po drugiej międzynarodowe koncerny, które unikają dzielenia się zyskami i płacenia podatków. Środowisko polskich twórców uważnie przygląda się temu, kto jak zagłosuje w Parlamencie Europejskim.

Opinie polityczno - społeczne
Kazimierz M. Ujazdowski: Francja jest w kryzysie, ale to nie koniec V Republiki. Dlaczego ten ustrój przetrwa?
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Nizinkiewicz: Rafał Trzaskowski musi się odelitarnić i odciąć od rządu, żeby wygrać
analizy
Donald Trump już wstrzymuje pierwszą wojnę. Chyba
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Bezpieczeństwo, Europo! Co to znaczy dla Polski?
Materiał Promocyjny
Kluczowe funkcje Małej Księgowości, dla których warto ją wybrać
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: „W tym roku Ukraina przestanie istnieć”, czyli jak Putin chce pokroić Europę
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego