Ireneusz Krzemiński na rocznicę katastrofy smoleńskiej

Proces kreowania Lecha Kaczyńskiego na bohatera narodowego przyczynił się do wyraźnego, symbolicznego podziału wspólnoty narodowej – twierdzi socjolog

Publikacja: 12.04.2011 02:37

Ireneusz Krzemiński na rocznicę katastrofy smoleńskiej

Foto: Fotorzepa, Darek Golik DG Darek Golik

Red

Socjolog odpowiadający na pytanie, co nowego wiemy o społeczeństwie polskim po katastrofie smoleńskiej – zwłaszcza po roku, jaki od niej upłynął – jest w dość kłopotliwej sytuacji. Z jednej strony takie wydarzenie jak tragiczna katastrofa, w której zginęli urzędujący prezydent i część znaczącej elity politycznej, na pewno pozwala na jasne spojrzenie na różne cechy społeczeństwa. Z drugiej strony, jak sądzę, niektóre niezwyczajne reakcje społeczne, które są czymś rzadkim dla obywateli, niekoniecznie są takie dla socjologa. Ponadto zjawiska społeczne, jakie można było zaobserwować po katastrofie i w czasie zbiorowych zachowań z nią związanych, miały charakter wydarzeń politycznych, których interpretacja socjologiczna ma przecież wymiar specyficzny, niekoniecznie przystający do odczuć i interpretacji medialnych i społecznych. Wszak one same są przedmiotem socjologicznej analizy.

Gdy zastanawiam się nad charakterystyką polskiego społeczeństwa po katastrofie smoleńskiej, z trudem mógłbym powiedzieć o całkiem nowej o nas wiedzy. Nie oznacza to, by katastrofa i cały splot wydarzeń z nią powiązanych wprost i pośrednio nie były dla socjologa interesujące. Doświadczenie społeczne minionego roku pozwala jednak potwierdzić wiele przekonań dotyczących Polski i Polaków.

Kształtowanie bohatera

Zaraz po katastrofie pojawiły się spontaniczne, coraz bardziej masowe działania ludzi pragnących wspólnie, w publicznej przestrzeni, wyrazić swoje emocje. Spontaniczne zachowania zbiorowe miały na celu przywrócenie stabilności świata i życia po niespodziewanej, strasznej śmierci przedstawicieli wspólnoty społecznej, i to takich jej przedstawicieli, którzy odgrywali role symboliczne dla społeczeństwa i narodu.

Antoni Sułek opisał ówczesne wydarzenia – zwłaszcza te, które stały się symbolem polskiej żałoby w mediach krajowych i zagranicznych, a więc były  wizytówką Polski w tych dniach na całym świecie. Chodzi o to, co się działo na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, przed siedzibą prezydenta RP. Pokazywał, że spontaniczny ruch, a potem także zinstytucjonalizowane działania „oficjalne" przebiegały wedle określonych prawidłowości – i ukazywał podobne wydarzenia w innych miejscach i czasach, by wydobyć na światło dzienne podstawowy sens (rzec można antropologiczny) tych zachowań i wydarzeń.

Podstawową ich funkcją było przywrócenie poczucia wspólnoty, uznania dla państwa i jego roli, w tym – znaczącej roli polityków jako reprezentantów narodu i obywateli, co szczególnie dotyczyło prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego. Analiza oparta była na klasycznych teoriach socjologicznych, na czele z tymi wielkiego klasyka socjologii Emila Durkheima. W początkowych analizach Antoni Sułek pokazywał także proces przekształcania zmarłego tragicznie prezydenta w bohatera narodowego – a więc społeczny proces kreowania narodowych bohaterów. Porównywał zmianę nastawienia znaczącej części polskich obywateli do prezydenta, który zginął w katastrofie, z podobnymi, znanymi z historii sytuacjami, gdy śmierć czyniła z kontrowersyjnego polityka narodowego bohatera. Tak na przykład było w przypadku amerykańskiego prezydenta Abrahama Lincolna.

Analiza Sułka jest pod pewnymi względami przekonująca i poruszająca, a za sprawą porównań z innymi wydarzeniami (także polskimi, jak śmierć marszałka Piłsudskiego) sama miała znaczenie przywracania porządku społecznego, zachwianego katastrofą. Od początku jednak wydawała mi się ona niewystarczająca jako socjologiczny komentarz do żałobnych zachowań po katastrofie w Smoleńsku.

Symboliczny podział

Logika działań spontanicznych, którą przejęły też instytucje państwowe, nie uwzględniała szczególnej roli mediów oraz  ukrytych działań i znaczeń politycznych. W pewien istotny sposób musiało to modyfikować sens i konsekwencje symbolicznych działań na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, a potem na wszystkich innych lokalnych scenach w polskich miastach.

Media – zwłaszcza telewizja (a ściślej rzecz biorąc – wszystkie stacje telewizyjne, nawet te najbardziej komercyjnie nastawione) – uczyniły relacje z Krakowskiego Przedmieścia, z lotniska Okęcie, gdzie przylatywały samoloty ze szczątkami ofiar, a także z cmentarzy, gdzie odbywały się pierwsze pogrzeby – głównym i przez kilka dni zgoła dominującym punktem programu. Bez ich udziału trudno sobie wyobrazić Krakowskie Przedmieście jako symboliczną reprezentację i wzór do naśladowania dla całej Polski.

Szczególne znaczenie miała decyzja o – jak to się wówczas mówiło – „pochówku pary prezydenckiej" na Wawelu. Na pogrzeb ten zapowiedziały swe przybycie niemal wszystkie znaczące osobistości światowej polityki, choć spotkanie żałobne okazało się ostatecznie o wiele skromniejsze z powodu wybuchu wulkanu na Islandii. Tak czy inaczej, pogrzeb prezydenta i jego żony miał być swego rodzaju zwieńczeniem tygodniowej żałoby.

O ile rację ma Antoni Sułek, pokazując zmianę postaw społecznych i ocen prezydenta w pierwszym tygodniu żałoby, o tyle całkowicie nie zauważył on, że właśnie ostateczne zwieńczenie procesu kreowania nowego bohatera narodowego stało się niezwykle ostrą manifestacją niezgody na ten symboliczny narodowy i państwowy gest.

Jedność odzyskana przez przerażoną, dotkniętą bólem i smutkiem wspólnotę – czego reprezentacją była nieustanna manifestacja na Krakowskim Przedmieściu w stolicy – w chwili podjęcia decyzji o pogrzebie na Wawelu została drastycznie rozerwana. Proces kreowania bohatera narodowego Lecha Kaczyńskiego najwyraźniej się nie powiódł. W opozycji do analizy Antoniego Sułka zaryzykowałbym tezę, że proces kreowania Lecha Kaczyńskiego na bohatera narodowego przyczynił się raczej do wyraźnego symbolicznego podziału obywatelskiej wspólnoty narodowej.

Polityczny sztafaż

W istocie ujawnił konflikt wewnętrzny, który istniał i przejawiał się – w różnych formach – wcześniej. Także w podstawowym konflikcie politycznym, jaki naznaczył prezydenturę Lecha Kaczyńskiego. Katastrofa smoleńska potwierdziła tezę, że konflikt między PO a PiS, którego opcję konsekwentnie reprezentował prezydent Kaczyński, to konflikt polityczny wykorzystujący głębokie różnice społeczno-kulturowe. Warstwa czysto polityczna jest swego rodzaju sztafażem (jeśli nie kamuflażem nawet) podstawowych różnic ideologicznych i kulturowych.

Chciałbym zwrócić uwagę na kulturowy wymiar tego konfliktu mimo głęboko unifikujących i łagodzących go religijnych form świętowania żałoby. Czego dotyczy kulturowy wymiar politycznego i ideologicznego konfliktu? Wiąże się to z faktem, że mamy do czynienia z różnymi konfliktowymi światopoglądami ujętymi w ramy dyskursu i działania politycznego. Ściśle biorąc, jeden z wielu światopoglądów, definiując siebie jako szczególny i wyrażający istotę wartości narodowych, przeciwstawia się całej „reszcie Polaków".

Dzieje się to za sprawą ideologii, która nade wszystko (acz nie jedynie) inspiruje PiS, a w jeszcze większym i bezpośrednim stopniu stanowi ideologię polityczną jego  elektoratu nawiązującą do tradycji narodowo-katolickich. Dochodzi tu do głosu dawna ideologia Narodowej Demokracji, mniej lub bardziej pośrednio ulegająca zresztą modyfikacji, a nawet znacznym deformacjom.

Endecka spuścizna

Bez względu na to, że nie można przypisać Lechowi Kaczyńskiemu ani nawet jego bratu skłonności do wyznawania zasadniczych tez ideologii endeckiej, to jednak właśnie ta spuścizna ideologiczna stanowiła i stanowi zasadniczą bazę ich „twardego" elektoratu. Pewna ogólna perspektywa myślenia o polityce – z jednej strony „realistycznie antyromantyczna", jakby można to ująć w kategoriach Romana Dmowskiego, a z drugiej definiująca interes narodowy w kategoriach nie tyle pragmatycznych, ile mających na względzie wielkość Polski i narodowej tradycji, która ma być eksponowana w polityce polskiego państwa i rzucana na szalę w międzynarodowej grze – lokuje obu braci Kaczyńskich co najmniej jako stronników endeckiej tradycji narodowo-katolickiej.

Katastrofa smoleńska potwierdziła tezę, że konflikt między PO a PiS wykorzystuje głębokie różnice społeczno-kulturowe

Wszystko, co mogliśmy zaobserwować w minionym roku wokół obchodów żałobnych, kampanii prezydenckiej i rozwijającego się ostrego konfliktu w miejscu żałobnego zjednoczenia narodowego, potwierdza tę tezę. Kościół katolicki i jego księża, od hierarchów do proboszczów i wikarych, dali spontaniczny wyraz przywiązaniu zarówno do tradycji narodowo-katolickiej, jak i do polityki do niej nawiązującej. Poza wszystkim innym orientacja przedwojennej endecji pozwalała Kościołowi na bezpośrednie uczestnictwo i zgoła współwyznaczanie kierunków polityki. Dla wielu ludzi Kościoła uczestnictwo we władzy (i to pojmowanej bezpośrednio) jest atrakcyjne, nie może więc dziwić poparcie tradycji, która to moralnie i faktycznie legitymizuje.

Podskórna niezgoda

Proces kreowania nowego bohatera narodowego wcale nie był, jak wynikać by mogło z analiz Antoniego Sułka, spontanicznym procesem zmiany postaw. Świadczy o tym nie tylko gwałtowność, ale i treść protestów przeciwko grobowcowi na Wawelu dla Lecha Kaczyńskiego.

Prawie nie było tego widać w przekazie telewizyjnym przedstawiającym swego rodzaju „oficjalną" wersję manifestowania żałoby narodowej. Ale w znacznie mniej poddanym jakiejkolwiek kontroli medium, jakim jest Internet, czasem w bardzo dobitny sposób demonstrowano niezgodę na podjęte decyzje i formułowano oceny zmarłego prezydenta tak negatywne, że aż nielicujące z okolicznościami. Od początku zresztą na internetowych forach interpretowano decyzję o pogrzebie i pochówku na Wawelu jako „działanie polityczne", co w potocznej polszczyźnie na pewno nie jest synonimem wspólnotowości. Raczej odwrotnie: nieustannego i niemerytorycznego konfliktu.

Szybko okazało się, jak ważny jest polityczny aspekt także kreacji Kaczyńskiego na bohatera narodowego. Inne ofiary katastrofy zeszły na dalszy plan. Kampania prezydencka, która oparta była na politycznym kamuflażu, jest najbardziej poruszającym przykładem wykorzystania nastroju społeczeństwa i wspólnotowych odruchów ludzi dla osiągnięcia celów stricte politycznych.

Co prawda Jarosławowi Kaczyńskiemu nie udało się pokonać rywala Bronisława Komorowskiego, ale osiągnął niezwykły sukces jak na polityka najmniej lubianego i najsurowiej ocenianego przez ogół Polaków przed katastrofą smoleńską.

Spór o tożsamość

U podstaw konfliktu politycznego, o którym mowa, leży konfrontacja odmiennych orientacji światopoglądowych. Istota sprawy dotyczy kwestii doniosłej w odrodzonej Polsce, ale także bardzo żywej w całej Europie. Chodzi o tożsamość narodową i sposób pojmowania oraz przeżywania przynależności narodowej. Od początku polityka braci Kaczyńskich opierała się na – i wspierała – coraz bardziej określonym modelu polskości, co oznacza określoną wersję tożsamości narodowej.

Model ten nawiązuje – również przez ideologiczne związki z dawną Narodową Demokracją – do raczej konserwatywnej wizji programowo-ideowej. Piszę „raczej", bo ideologiczny konserwatyzm tworzący orientację prawicową, powiązany integralnie z treścią świadomości narodowej, jest bardziej „tradycjonalistyczny" niż przypominający współczesną, europejską czy amerykańską, wersję ideologii konserwatywnej.

Bazę „twardego" elektoratu braci Kaczyńskich stanowiła i stanowi spuścizna endecka

Tradycjonalizm tej orientacji, zwrócony ku przeszłości i tradycję wskazujący jako opokę oraz wyznacznik życia społecznego i polityki, siłą rzeczy może liczyć na wsparcie tradycyjnego Kościoła w Polsce. Na różnych planach ujawniają się więc związki prawicy politycznej, narodowej z Kościołem, zwłaszcza takim, który chciałby ominąć bądź w duchu przeszłości zreinterpretować nauki Soboru Watykańskiego II.

Dlatego też głęboką warstwą sporu i konfliktu politycznego wydaje mi się zasadniczy spór o treści tożsamości narodowej. Można się nawet zastanawiać, czy tak istotny i do końca niezanikły konflikt postkomunistyczny, jak to nazwała Mirosława Grabowska, nie miał podobnego tła.

Inne wersje patriotyzmu

Owa konfrontacja przedstawicieli dwóch różnych świadomości narodowych, a w każdym razie dwóch różnych typów polskości, ceniących nieco inne wartości i domagających się różnej reprezentacji symbolicznej, miała miejsce także na Krakowskim Przedmieściu, gdy zorganizowano manifestację przeciwników obecności krzyża przed Pałacem Prezydenckim.

Z tym że opowiadający się za przeniesieniem krzyża, którzy zebrali się wówczas, nie mieli jednoznacznie sformułowanej i jedynie słusznej „wersji" polskości, jak to było z obrońcami krzyża. Z całą pewnością jednak reprezentowali inne wersje patriotyzmu i żądali innych symboli dla ich wspólnego wyrażenia.

Ta zaskakująca sytuacja nie jest jednak tak osobliwa na gruncie europejskim. W całej Europie sprawą niezmiernie ważną okazuje się potrzeba zdefiniowania na nowo tożsamości narodowej. Obumierająca, jak się wydawało, świadomość narodowa się odradza, domaga się zatem symbolicznych i praktycznych reprezentacji. Rzecz jasna, dzieje się to pod wpływem nieco innych okoliczności, niemniej pewne podobieństwa można zauważyć.

W Polsce sprawa poważnej debaty nad treścią – a właściwie treściami – tożsamości narodowej w odrodzonym, własnym państwie i w warunkach wspólnoty europejskiej oraz zglobalizowanym świecie wydaje się pilną potrzebą. Nie stała się ona jednak zagadnieniem debaty publicznej. Chodzi o dyskusję, która pozwoliłaby krytycznie ocenić narodową tradycję ideową, a zarazem wydobyć te treści i takie definicje polityki służącej przyszłości Polski, które godne są uwagi i które dziś można wykorzystać.

Siła gestów

Obecny premier Donald Tusk i jego rząd znaleźli się w wyjątkowo trudnej sytuacji. Strategia polityki pragmatycznej, polityki małych kroków i racjonalnych decyzji przeciwstawiona wizji polityki narodowych gestów – dla wielu okazuje się niewystarczająca.

Jeśli i tu odwołać się do sytuacji w Europie, to także można zauważyć, że polityka doraźnie reagująca na problemy nie jest tam wystarczająca, aby sprostać wyzwaniom czasu i własnych społeczeństw. W Polsce siła konfliktu, tak mocno i tak stanowczo podsycanego przez pisowską prawicę, również okazuje się destrukcyjna dla polityki pragmatycznej.

Wyzwania, jakie stawia polityka narodowych gestów i wizji, muszą znaleźć odpowiedź na tym samym poziomie. Inaczej siła emocji, także społecznych, tak umiejętnie wykorzystywanych i podsycanych, może źle wpłynąć na pragmatyczny wymiar polityki.

Autor jest profesorem Uniwersytetu Warszawskiego, kierownikiem Pracowni Teorii Zmiany Społecznej UW

Socjolog odpowiadający na pytanie, co nowego wiemy o społeczeństwie polskim po katastrofie smoleńskiej – zwłaszcza po roku, jaki od niej upłynął – jest w dość kłopotliwej sytuacji. Z jednej strony takie wydarzenie jak tragiczna katastrofa, w której zginęli urzędujący prezydent i część znaczącej elity politycznej, na pewno pozwala na jasne spojrzenie na różne cechy społeczeństwa. Z drugiej strony, jak sądzę, niektóre niezwyczajne reakcje społeczne, które są czymś rzadkim dla obywateli, niekoniecznie są takie dla socjologa. Ponadto zjawiska społeczne, jakie można było zaobserwować po katastrofie i w czasie zbiorowych zachowań z nią związanych, miały charakter wydarzeń politycznych, których interpretacja socjologiczna ma przecież wymiar specyficzny, niekoniecznie przystający do odczuć i interpretacji medialnych i społecznych. Wszak one same są przedmiotem socjologicznej analizy.

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Marek Kutarba: Czy Elon Musk stanie się amerykańskim Antonim Macierewiczem?
Opinie polityczno - społeczne
Polska prezydencja w Unii bez Kościoła?
Opinie polityczno - społeczne
Psychoterapeuci: Nowy zawód zaufania publicznego
analizy
Powódź i co dalej? Tak robią to Brytyjczycy: potrzebujemy wdrożyć nasz raport Pitta
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Joe Biden wymierzył liberalnej demokracji solidny cios
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką