Obserwatorzy Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE) ocenili, że wybory te nie spełniły standardów demokratycznych; uchybienia były podobne do tych z poprzednich lat (np. stwierdzenie dużej liczby jednakowych podpisów na listach wyborczych, dokładanie kart do urn). Kazachska opozycja bojkotowała te wybory, wiedząc, że w lokalach i komisjach wyborczych byli głównie urzędnicy – wiadomo było, jak oni policzą glosy.
Dlatego wynik „zwycięstwa" Nazarbajewa – 95,55 proc. przy prawie, jak twierdzą, 90-procentowej frekwencji – to absurd. A jednak znaleźli się tacy, którzy w to „uwierzyli". I byli to obserwatorzy, o dziwo, z Polski – były ambasador RP w Kazachstanie Władysław Sokołowski i poseł Tadeusz Iwiński,
członek delegacji Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy.
Delegacja ZP Rady Europy przyjechała na zaproszenie MSZ Kazachstanu. Czy to zatem oficjalne stanowisko MSZ RP kierowanego przez pana Sikorskiego?
Ci panowie występują w mediach, chwaląc organizację wyborów i wynik Nazarbajewa. Czy zapłacono im za dobrą opinię? Kazachska opozycja nieraz mówiła, że Nazarbajew podkupuje zagranicznych obserwatorów i polityków. Najciekawsze, że opinia publiczna Kazachstanu właśnie od Polaków oczekuje obiektywizmu. Wszak żyją tam dziesiątki, a może nawet setki tysięcy potomków zesłanych przez Stalina Polaków.