Jarosław Kaczyński jest dużo bardziej niż Donald Tusk, Grzegorz Napieralski czy Waldemar Pawlak uwielbiany przez swoich zwolenników. Im bardziej zaostrza się konflikt, tym entuzjaści prezesa PiS stają się bardziej zwartą i twardą grupą. Im bardziej atakowana z zewnątrz, tym mocniej stoi przy swoim liderze.
Trudno znaleźć gdzie indziej tak bardzo zdyscyplinowany i twardy elektorat. To już nie tylko wyborcy, nie tylko grupa zwolenników. To coraz bardziej odrębny świat, z własnym systemem wartości, własnymi emocjami, wiarą, własnymi bohaterami, symbolami, rytuałami. I wrogami. Naród. Naród Jarosława Kaczyńskiego. Naród bardzo patriotyczny, ale czujący związek tylko z częścią polskiej tradycji.
Hołd składany bohaterom
Ten naród można było zobaczyć 10 kwietnia tego roku na Krakowskim Przedmieściu. Silnie przeżywający, składający hołd swoim bohaterom, jednoczący się wobec własnej martyrologii i wspólnego wroga. W obecności swojego przywódcy.
Bardzo silnie i emocjonalnie zaangażowanych członków tej grupy można spotkać, czytając komentarze w sieci w miejscach, gdzie gromadzą się jego zwolennicy, albo jak twierdzą niektórzy – wyznawcy. Każde słowo szefa PiS jest przyjmowane z entuzjazmem, każda deklaracja jest uznawana za niezwykle trafną. Każdy zwrot – przyjmowany ze zrozumieniem.
Kiedy Jarosław Kaczyński w kampanii prezydenckiej mówił językiem łagodnym – był mężem stanu. Gdy odnajdował dobre strony rządów Edwarda Gierka czy nazywał Józefa Oleksego politykiem lewicy starszo-średniego pokolenia, twardzi antykomuniści przymykali oczy. Kiedy mówił o potrzebie porozumienia, zasypania rowów, szukania pól wspólnych i współpracy – wywoływał zachwyt.