Przed kilkoma tygodniami prokurator generalny Andrzej Seremet zorganizował konferencję prasową, na której zaprezentował własne pomysły na walkę ze stadionowym chuligaństwem. Konferencja zbiegła się w czasie z bezprecedensową akcją gabinetu Donalda Tuska przeciwko pseudokibicom.
Dla części środowiska prawniczego zaangażowanie się Seremeta w wyraźnie polityczną akcję, nastawioną na wzrost sondażowego poparcia rządu Platformy Obywateslkiej, było szokiem. Po rozdzieleniu stanowisk ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego szef nowej instytucji miał dbać o jej sprawne działanie i prokuratorską niezależność, z dala od polityki i telewizyjnych kamer. Dając się wciągnąć w polityczną akcję, prokurator generalny zaprzeczył swojemu posłannictwu.
A wydawało się, że wszystko jest na dobrej drodze. Działający od roku nowy prokurator generalny unikał wielkiej polityki. Nie dał wciągnąć prokuratury w polityczne przepychanki, nawet tam, gdzie wydawało się być to nieuniknione. Tak było w przypadku kontrowersji wokół wyjaśniania przyczyn katastrofy smoleńskiej, gdzie prokuratura znalazła się w centrum silnego politycznego sporu.
Teraz w mgnieniu oka powróciły dobrze znane obrazy z przeszłości: spotkania z dziennikarzami, które z lubością urządzali poprzednicy Seremeta dzierżący w ręku teki prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości.
Konferencja szefa prokuratury zbiegła się jeszcze z jednym wydarzeniem. Andrzej Seremet do końca marca musiał przygotować sprawozdanie podsumowujące swoją roczną działalność. Sprawozdanie dla premiera Donalda Tuska, który ma wystawić cenzurkę. Negatywna opinia szefa rządu oznaczałaby początek końca prokuratorskiej kariery Andrzeja Seremeta.