Cała sprawa nie jest wcale taka jednoznaczna. Mężczyzna to były wysoki urzędnik państwowy w Izraelu. Jego żona była przez wiele lat nauczycielką. Nigdy nie popełnili żadnego przestępstwa. Do Polski przyjechali, by uczcić pamięć swoich bliskich, z których wielu zginęło w Auschwitz.

Teoretycznie można sobie nawet wyobrazić, że "pamiątki", które zabrali, te guziki czy widelec, należały do ich dziadków czy wujostwa. Wydawało im się, że nie robią nic złego, zabierając te przedmioty. Miałem okazję z nimi rozmawiać i wiem, jak bardzo przeżywają to, że dla tylu ludzi w Izraelu i w Polsce stali się złodziejami. Prosili mnie, żebym wszystkich Polaków i Żydów przeprosił za to, co zrobili.

Cała ta nieszczęsna historia ma jednak i dobre strony. Mam nadzieję, że po nagłośnieniu jej w Izraelu nie znajdzie się już nikt, komu przyszłoby do głowy, by z obozu w Auschwitz coś zabierać. To jest dla Żydów miejsce święte i wszystko, co się tam znajduje, każdy przedmiot, musi tam pozostać.

Optymizmem napawa mnie też reakcja izraelskich mediów na całą sprawę. Jeszcze kilkanaście lat temu po zatrzymaniu izraelskich obywateli przez polskie służby wybuchłaby u nas histeria. Polacy zostaliby oskarżeni o antysemityzm. Teraz nie znalazł się ani jeden głos krytykujący Polskę. To najlepiej pokazuje, jak bardzo zmieniły się na korzyść nasze stosunki i obraz Polski w Izraelu. To mnie bardzo cieszy.

not. js