W  kiosku z prasą na warszawskim Powiślu przypadkowy przechodzień stał się świadkiem karczemnej awantury urządzonej przez starszego pana o mylącym, dystyngowanym wyglądzie. Nie licząc się ze słowami, człowiek ów rugał kioskarkę za rozpowszechnianie „faszystowskich szmatławców", jak określał pisma oskarżane w tzw. wiodących mediach o sprzyjanie politycznej opozycji. Kiedy przechodzień, korzystając z przewagi młodości i fizycznej postury, skłonił rozemocjonowanego dziadka do opuszczenia kiosku, ten, zanim wyszedł z soczystą „wiązanką" na ustach, na pożegnanie napluł jeszcze na leżącą na ladzie gazetę (za którą oczywiście nie zapłacił). Wdzięczna za obronę kobieta pożaliła się, że „ten wariat" od dłuższego już czasu terroryzuje ją i inne sprzedawczynie prasy na osiedlu, ilekroć zauważy na ladzie cokolwiek „pisowskiego". A przechodniowi, którego personalia niech pozostaną na razie do wiadomości redakcji, było po prostu wstyd powiedzieć kioskarce, że terroryzujący ją maniak to ceniony niegdyś intelektualista, honorowy prezes jednego ze stowarzyszeń ludzi mediów.

Starzy na front

Czy nie powinno się na takie zdarzenia litościwie przymykać oczu i w żadnym wypadku ich nie nagłaśniać? Zapewne tak, choroby wieku podeszłego mogą wszak kiedyś dotknąć każdego z nas, a odbierające rozum i przyzwoitość zacietrzewienie nie jest najrzadszą z nich. Rzecz w tym, że szaleństwo, w jakie popadli ludzie, tacy jak Stefan Bratkowski, odkąd olśniło go pejzażowe podobieństwo żałobnego pochodu na Krakowskim Przedmieściu do hitlerowskich fakelzugów, ma charakter publiczny.

Czytaj w tygodniku "Uważam Rze" oraz na uwazamrze.pl