Nergal bez potępienia elit - Marek Magierowski

Żeby szanować Biblię, nie trzeba być chrześcijaninem. Nie trzeba chodzić co niedziela do kościoła i wsłuchiwać się w audycje Radia Maryja. Trzeba mieć jedynie odrobinę ogłady – pisze publicysta „Rzeczpospolitej"

Publikacja: 19.09.2011 19:43

Marek Magierowski

Marek Magierowski

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Jesienią ub.r. pastor Terry Jones, przywódca pewnej protestanckiej sekty z USA, zapowiedział publiczne spalenie Koranu. Swoje oburzenie wyrazili wtedy m.in.: watykańska Rada ds. Dialogu Międzyreligijnego, prezydent Barack Obama, sekretarz generalny ONZ Ban Ki Mun, kanclerz Niemiec Angela Merkel, sekretarz stanu USA Hillary Clinton, szefowa unijnej dyplomacji Catherine Ashton, sekretarz generalny NATO Anders Fogh Rasmussen, ówczesny dowódca sił międzynarodowych w Afganistanie generał David Petraeus, prezydent Pakistanu Asif Ali Zardari, prezydent Indonezji Susilo oraz Liga Przeciwko Zniesławieniu.

Nikt nie bronił prawa pastora do "artystycznej ekspresji" i nie powoływał się na świętą zasadę wolności słowa. Nikt nie próbował go usprawiedliwiać, nikt nie wyśmiewał jego oponentów. Nikt nie nazwał go też swoim ziomalem.

Podarcie Biblii przez Adama Darskiego, ps. Nergal, nie mogło oczywiście wywołać aż tak globalnych reperkusji, lecz w Polsce spotkało się z dość powszechną krytyką. Oprócz przedstawicieli Kościoła katolickiego postępowanie artysty potępiły we wspólnym oświadczeniu polskie Kościoły ewangelickie, napiętnowali je również premier Donald Tusk, marszałek Sejmu Grzegorz Schetyna, minister kultury Bogdan Zdrojewski, minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski oraz minister edukacji Katarzyna Hall.

Wspólny apel opublikowali na łamach "Gazety Wyborczej" wybitni intelektualiści, m.in. Wisława Szymborska, Agnieszka Holland, Krystyna Janda, Andrzej Wajda, Krzysztof Zanussi i Krzysztof Penderecki. "Smutne wydarzenia na koncercie w Gdyni – stwierdzili w nim – przypominają najbardziej złowieszcze rytuały praktykowane w nazistowskich Niemczech". Michał Głowiński ubolewał nad zdziczeniem obyczajów i rozpowszechnianiem antychrześcijańskiej mowy nienawiści, a Jurek Owsiak zarzekał się, że nigdy nie dopuści do takich ekscesów na polskim Woodstock.

Kulturowe barbarzyństwo

Proszę mi wybaczyć ten ponury żart. Wyczynu Nergala nie zganili oczywiście ani Schetyna, ani Janda, ani tym bardziej Jurek "Róbta, co chceta" Owsiak.

Dlaczego tak się nie stało? Czy sprzeciw wobec ostentacyjnego niszczenia Pisma Świętego byłby ze strony elit politycznych i kulturalnych czymś dziwnym, ekstrawaganckim? Czyż nie jest rolą parlamentarzystów, wybranych w demokratycznych wyborach, reagowanie na tego typu prowokacje, godzące w miliony obywateli? Czy polscy poeci, kompozytorzy, reżyserzy i aktorzy naprawdę nie są zniesmaczeni takim potraktowaniem Biblii – tej samej księgi, po którą wielokrotnie sięgali, tworząc swoje dzieła?

Mogę zrozumieć, że występy Nergala nie przeszkadzają Zbigniewowi Hołdysowi, który z kulturowym dziedzictwem chrześcijaństwa prawdopodobnie nie miał zbyt dużej styczności. Czy jednak Andrzej Wajda, autor "Piłata i innych", nie jest tą całą sytuacją zdegustowany? A Krzysztof Zanussi, który nakręcił "Brata naszego Boga" na podstawie dramatu Karola Wojtyły? Czy Krzysztofowi Pendereckiemu, który skomponował "Pasję według św. Łukasza" i dziesiątki innych utworów religijnych, nie przeszkadza deptanie kartek wyrwanych z Nowego Testamentu?

Zapewne każdy średnio wykształcony człowiek obruszyłby się na widok muzyka rozrywającego jakiś dramat Szekspira, palącego tomik sonetów Petrarki czy nazywającego "Czarodziejską górę" Manna "gównem". Taki artysta raczej nie trafiłby na okładki kolorowych magazynów i nie nagrodzono by go angażem w publicznej telewizji.

Żeby szanować Biblię, nie trzeba być chrześcijaninem. Nie trzeba chodzić co niedziela do kościoła i wsłuchiwać się w audycje Radia Maryja. Trzeba mieć jedynie odrobinę ogłady. Wystarczy obejrzeć mediolańskie Duomo i bazylikę Świętej Rodziny w Barcelonie, przeczytać parę wierszy Czesława Miłosza i T.S. Eliota, przypomnieć sobie kilka płócien Tycjana i Caravaggia, posłuchać Mozarta i Bacha, by zrozumieć, że profanacja Pisma Świętego jest aktem barbarzyństwa nie tylko religijnego, lecz także kulturowego.

Tymczasem w Polsce Adam Darski znajduje apologetów nawet wśród elit. Oto profesor historii Tomasz Nałęcz, doradca prezydenta Komorowskiego, mówi w Radiu Zet: "Demokracja to jest możność funkcjonowania różnych osób w przestrzeni publicznej. Jestem zdania starożytnego filozofa: nie podzielam twoich poglądów, ale umrę za to, żebyś mógł je głosić".

Nałęcz nie tylko proponuje nową, dość wąską definicję demokracji, lecz dokonuje także historycznego odkrycia: Wolter, któremu przypisywany jest ów cytat, miałby być według niego "filozofem starożytnym", choć żył w wieku XVIII. Jako ceniony naukowiec Nałęcz powinien też wiedzieć, że Wolter... nigdy i nigdzie tych słów nie skreślił ani nie wypowiedział. Podwójna pomyłka Nałęcza jest nie tylko edukacyjną ciekawostką. Pokazuje także, na jakim poziomie toczy się dzisiaj w Polsce dyskusja o granicach wolności słowa.

Dyplomatyczna znieczulica

Obrona Nergala stała się zachowaniem modnym i pożądanym, przepustką do świata "wykształconych, zamożnych, z dużych miast". Po raz kolejny nastąpiło tutaj odwrócenie pojęć, tak charakterystyczne dla nowoczesnej inżynierii społecznej. Tolerancja, a nawet pochwała chamstwa ma być oznaką intelektualnej wyższości. Z kolei ci, którzy ośmielają się owo chamstwo krytykować, są postrzegani jako bezrozumny plebs. Czytelnicy poezji Rymkiewicza okazują się troglodytami, fani Nergala zaś – prawdziwymi obywatelami Europy, choć może nieco hałaśliwymi.

W debacie na temat Darskiego "wykształceni, zamożni, z dużych miast" podpierają się także wyrokami sądu. Wszak sędziowie nie widzą dziś nic złego w znieważaniu Biblii, w prezentowaniu na wystawach męskich genitaliów wpisanych w krucyfiks czy wreszcie w paradowaniu z krzyżem zrobionym z puszek po piwie. A jeśli sądy wydają takie, a nie inne werdykty – słyszymy – to krytyka podobnych "happeningów" jest nieuzasadniona.

To zaiste argumentacja godna wysmakowanego inteligenta: skoro jakieś artystyczne działanie jest zgodne z prawem, to znaczy, że powinno zostać włączone do naszego kulturowego kanonu i podlegać ochronie. Czy rzeczywiście doszliśmy do takiego etapu dziejów, w którym nie jesteśmy w stanie sami ocenić, co jest w dobrym guście, a co jest niestrawne? Czy musimy czekać na instrukcje sądu? Jeśli komuś się wydaje, że werdykt jakiegoś trybunału będzie dla katolika, muzułmanina czy żyda wskazówką, czy ma się czuć obrażony czy nie, to tkwi w błędzie.

Niektóre media opisywały spór wokół zbezczeszczenia Biblii jako batalię między Kościołem a liberalnym społeczeństwem, jako kolejną odsłonę coraz ostrzejszej wojny o świeckość państwa. Elity, tak bardzo wyczulone na wszelkie przejawy nietolerancji, tym razem dyplomatycznie zachorowały na znieczulicę. Dlaczego? Albowiem opowiedzenie się w tym konflikcie po stronie Kościoła byłoby dla nich kłopotliwe.

Jeśli poeci, filozofowie, nauczyciele akademiccy, reżyserzy i aktorzy od lat czytają w swojej ulubionej gazecie o Kościele jako o instytucji zacofanej i groźnej, jeżeli dowiadują się jedynie o jej roszczeniach majątkowych i aferach pedofilskich, jeśli Kościół ma dla nich wyłącznie twarz ojca Rydzyka i księdza Natanka, to trudno oczekiwać, by wzięli teraz w obronę Pismo Święte.

Elity pochylają się z troską nad ciemiężonym ateistą, który nie może znieść widoku krzyża wiszącego w sali państwowego szpitala, ale akceptują obecność satanisty w państwowej telewizji. Zwolennicy Nergala sami zapędzili się w kozi róg: jeśli między katolicyzmem a satanizmem można postawić duchowy znak równości (uczynił to m.in. Paweł Wroński z "Gazety Wyborczej", proponując debatę w TVP między Nergalem a Janem Pospieszalskim), oznacza to, iż satanizm – w imię zasady laickości – nie powinien być obecny tam, gdzie obecna jest władza publiczna, we wszystkich jej odmianach.

Jeśli Janusz Palikot i Magdalena Środa dążą do takiego właśnie ideału, to niewątpliwie spodoba im się postulat, by odebrać dotacje wszystkim tym ośrodkom kultury i halom widowiskowym, w których odbywają się koncerty grupy Behemoth. A ze strony internetowej klubu Ucho, gdzie w 2007 r. Nergal darł Biblię, musiałoby, niestety, zniknąć logo miasta Gdyni jako "oficjalnego partnera".

Semantyczne gierki

Pisarze, profesorowie i myśliciele oczywiście wiedzą, że stawianie w jednym rzędzie satanistów i chrześcijan nie tylko obraża uczucia tych drugich, ale też – nomen omen – inteligencję każdego w miarę rozgarniętego nastolatka. Jeśli ktoś pozwala sobie na takie semantyczne gierki, ośmiesza sam siebie. Równie dobrze moglibyśmy porównać Gretkowską do Orzeszkowej czy Dodę do Pendereckiego (i domagać się dla obojga identycznego czasu antenowego w TVP).

Niestety, wśród polskich elit zanikł instynkt obrony dobrego smaku i spuścizny europejskiej kultury przed barbarzyńcami pokroju Darskiego. Nie świadczy to zbyt pozytywnie o ich moralnej kondycji. Dziś tryumfuje oportunizm.

Jesienią ub.r. pastor Terry Jones, przywódca pewnej protestanckiej sekty z USA, zapowiedział publiczne spalenie Koranu. Swoje oburzenie wyrazili wtedy m.in.: watykańska Rada ds. Dialogu Międzyreligijnego, prezydent Barack Obama, sekretarz generalny ONZ Ban Ki Mun, kanclerz Niemiec Angela Merkel, sekretarz stanu USA Hillary Clinton, szefowa unijnej dyplomacji Catherine Ashton, sekretarz generalny NATO Anders Fogh Rasmussen, ówczesny dowódca sił międzynarodowych w Afganistanie generał David Petraeus, prezydent Pakistanu Asif Ali Zardari, prezydent Indonezji Susilo oraz Liga Przeciwko Zniesławieniu.

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?