Jarosław Makowski: Orka na ugorze lewicy

Lewicowych antyklerykałów obsługuje Palikot. PiS reprezentuje elektorat lewicy socjalnej. PO zaś może być atrakcyjna dla centrowych socjaldemokratów – zauważa publicysta

Aktualizacja: 30.10.2011 21:26 Publikacja: 30.10.2011 21:24

Jarosław Makowski

Jarosław Makowski

Foto: Fotorzepa, Pio Piotr Guzik

Gdyby ilość dyskusji telewizyjnych, analiz publicystycznych, udzielanych przez liderów rodzimej lewicy wywiadów przekładała się na wynik wyborczy, to lewica już mogłaby mówić o powyborczej reaktywacji. A kryzys, o którym tyle się dziś rozprawia, byłby już tylko wspomnieniem. Im jednak więcej się o lewicy mówi, im więcej złotych recept jej liderzy i związani z nią intelektualiści obwieszczają, tym bardziej człowiek ma poczucie, że lewa strona sceny politycznej znalazła się w kleszczach.

Można oczywiście powtarzać, jak czyni to choćby twórca największych sukcesów SLD, prezydent Aleksander Kwaśniewski, że w Polsce idzie pogoda dla lewicy. To przekonanie podzielają także nie tylko inni liderzy „starej lewicy", choćby Leszek Miller, ale i „młodej lewicy", jak choćby Sławomir Sierakowski. Skąd, po najgorszym wyniku wyborczym w historii III RP, tak dobre samopoczucie?

Skazani na sukces?

Trzy czynniki w oczach lewicowych liderów mają ten optymizm usprawiedliwiać. Po pierwsze, czynnik zewnętrzny, obiektywny. To, rzecz jasna, kryzys gospodarczy, który coraz mocniej puka do europejskich drzwi. A więc i polskich. A każdy kryzys kapitalizmu w obecnym jego wydaniu to przecież woda na lewicowy młyn.

Tyle że obserwując to, co się dzieje w Europie, można odnieść wrażenie, że kryzys ostatecznie pokazuje słabość lewicy. W sensie politycznym nie znalazła ona jeszcze racjonalnej odpowiedzi. Krótko: choć neoliberalna ideologia i budowany na jej podstawie system ekonomiczny wali się niczym domek z kart, lewica nie może powiedzieć, że łapie wiatr w żagle.

Po drugie, prosty rachunek powyborczy. Jeśli dodamy do 10 proc. uzyskanych w wyborach przez Ruch Palikota 8 proc. SLD, to mamy niemal 20 proc. Jest się więc o co bić, powtarzają liderzy lewicy. I chcą o tę jedną czwartą społeczeństwa, które lewicowość ponoć ma we krwi, walczyć do upadłego.

I po trzecie wreszcie: sukces Palikota, oparty głównie na antyklerykalnych hasłach, pokazuje, że konstrukt „Polak katolik" odchodzi do lamusa. Polacy stają się nowoczesnym społeczeństwem, zrywając z siebie narodowo-konserwatywne szaty. A to musi przynieść lewicy w niedalekiej przyszłości wyborcze konfitury.

Zgoda, że przyjmując, iż wszystkie trzy racje mają mocne oparcie w rzeczywistości, więcej, że wobec klęski SLD panuje jednomyślność, iż wszystkie ręce należy teraz zaprząc do ratowania tego statku, można już dziś stawiać tezę, że polska lewica jest – wcześniej czy później – skazana na sukces.

Zajęcie dla cudotwórcy

Sęk w tym, że rzeczywistość jest dużo bardziej skomplikowana. Jest to konsekwencją tego, co w naszej sytuacji można nazwać kulturowymi sprzecznościami lewicy. Dopiero ten, kto potrafi je rozwikłać, może stać się „mesjaszem" lewej strony sceny politycznej. Gdzie odsłaniają się rzeczone sprzeczności?

Po oczach bije brak lidera. Słuchając tego, co dziś opowiadają tuzy lewicy, trudno oprzeć się wrażeniu, że mamy do czynienia z kakofonią. I zarazem przekonanie każdego potencjalnego lidera, wygłaszane tonem nieznoszącym sprzeciwu, iż jego pomysły, jak podnieść z kolan SLD, a wraz z nim szeroko rozumiany obóz lewicy, są najlepsze z możliwych.

Tyle że wszystko można o lewicy powiedzieć, ale nie to, że nie próbowała w ostatnim czasie rozmaitych wariantów. Była więc i nieudana próba – pod patronatem Aleksandra Kwaśniewskiego – budowy Centrolewu. I przymiarki Leszka Millera, gdy wypadł z SLD-owskiej gry budowy polskiej lewicy, która również spaliła na panewce. I odmłodzenie samego Sojuszu, gdy to rzutki Grzegorz Napieralski, zamiast być polskim Zapatero, przechodzi do historii lewicy jako jej grabarz.

I dziś ponownie „żelazny kanclerz" Miller, który zamiast gotować się do zasłużonej emerytury, jawi się jako ostatnia deska ratunku dla SLD-owskiej masy upadłościowej. Jasne, że Aleksander Kwaśniewski, który też chce dorzucić swoje trzy grosze, cieszy się jako „były prezydent" szacunkiem. Ale dlatego, gdyż jest – jak sam to określił – „dobrem ogólnonarodowym, a nie partyjnym". Nie zaryzykuje więc kolejny raz, by brać na swe barki rewitalizację SLD, gdyż jest to zajęcie raczej dla cudotwórcy, a nie byłego prezydenta.

„Młoda lewica" z kolei spod znaku „Krytyki Politycznej" też się nie pali do realnej polityki, niby dlatego, że obecna polityka jest „brudna" (kiedyś polityka, jak wiemy, przypominała działalność charytatywną!), więc woli, by mówiono o niej, że to środowisko, które wciąż się dobrze zapowiada. Tak czy siak, trzeba dużej odwagi, wyobraźni i inteligencji, by podjąć się dziś odnowy lewicy w Polsce.

Wiarygodność

Ale brak jednoznacznego, charyzmatycznego lidera to dopiero początek schodów. Dużo większym problemem jest brak jasnej oferty ideowej. Raz lewica mówi, ustami byłego premiera Leszka Millera, że jest za podatkiem liniowym. Ba, w czasie kampanii Grzegorz Napieralski zawiera sojusz z BCC, chwaląc się nim w blasku fleszy. Innym razem SLD zaklina się na śmierć, że jest po stronie ludzi pracy i biednych. Tyle że robotnicy doskonale wiedzą, iż prędzej wielbłąd przejdzie przez ucho igielne, nim wielki biznes w Polsce uzna, że trzeba prowadzić bardziej zrównoważoną politykę gospodarczą.

Raz SLD czyni z Kościoła zapiekłego wroga, innym razem – szczególnie gdy rządził – doskonale potrafił dogadywać się z biskupami. Krążą nawet anegdoty o tym, że biskupi wtedy, gdy rządziło PiS, nie mieli tak komfortowej sytuacji jak wówczas, gdy premierem był Miller. Krótko: SLD chciał łączyć ogień z wodą, co w konsekwencji doprowadziło do tego, że Sojusz przestał być dla swych wyborców wiarygodny. A nic nie jest tak trudno odbudować, jak właśnie polityczną wiarygodność.

„Nowoczesny" Palikot

I stąd sukces Ruchu Palikota. Oczywiście, mają rację krytycy Palikota, że jego partia ma tyle wspólnego z lewicą co pięść z okiem. Oczywiste jest też, że Palikot jest sprawnym graczem, dlatego, gdy rozmawia z „Krytyką Polityczną", przekonuje, że na gruncie ekonomicznym jest niemal Matką Teresą z Kalkuty, lewicowość wyssał z mlekiem matki, a wydawanie konserwatywno-katolickiego tygodnika „Ozon" to wypadek przy pracy. Jest jednak sporo racji w tym, iż Leszek Balcerowicz przy drobnych biznesmenach, wyznawcach neoliberalnej ideologii, stanowiących rdzeń Palikotowej formacji, to niemal zatwardziały socjalista.

Ale, ciekawsze, że gdy Palikot rozmawia już z „Rzeczpospolitą", lewicowość biznesmena z Biłgoraja schodzi na plan dalszy. Autodefinicja ideowa brzmi: „Nie jesteśmy ani lewicowi, ani prawicowi. My jesteśmy nowocześni". Co znaczy nowocześni? Liberalni obyczajowo, neoliberalni gospodarczo. Krótko: Palikot zebrał lewicy ten elektorat, który jest antyklerykalny, światopoglądowo pluralistyczny i progresywny obyczajowo. Można rzec: „Krytyka Polityczna" obsiewała przez dziesięć lat swojej działalności to poletko, nawoziła je i podlewała, a gdy nastał czas żniw, przyszedł Palikot.

Drugą część potencjalnego elektoratu lewicowego podgryza SLD partia Jarosława Kaczyńskiego. To PiS dla ludzi najuboższych, robotników i drobnych rolników zdaje się posiadać bardziej wiarygodny program socjalny niż lewica. Dlatego tak wielu ludzi lewicy deklarowało, że swój głos bez mrugnięcia okiem odda na PiS. Sęk w tym, że ten elektorat – nazwijmy go socjalny – jest też zazwyczaj konserwatywny obyczajowo, religijnie tradycjonalistyczny. A to oznacza, że alergicznie reaguje na niemal wszystkie postulaty Palikota.

Węzeł gordyjski

Tak czy siak, budowa dużej formacji lewicowej wiąże się z rozwikłaniem węzła gordyjskiego: jak bowiem pogodzić postulaty antyklerykałów i gospodarczych neoliberałów, których dziś zagospodarowuje Ruch Palikota, z robotnikami, drobnymi rolnikami i wykluczonymi, których zagospodarowuje dziś PiS? Krótko mówiąc: co ma wspólnego ze sobą Robert Biedroń czy Robert Leszczyński, znamienite postacie, niemal celebryci Ruchu Palikota, z górnikami z Jastrzębia czy paprykarzami spod Radomia? Jeśli uda się rozwiązać te kulturowo-polityczne sprzeczności polskiej lewicy, być może wtedy nadejdzie dla niej lepsza pogoda.

Dziś sytuacja przedstawia się tak, że elektorat lewicowy nie ma swojej reprezentacji w postaci jednej dużej partii. Ale też mieć, jak się okazuje, nie musi. Lewicowych antyklerykałów obsługuje Palikot. PiS reprezentuje elektorat lewicy socjalnej. PO, szczególnie po związaniu się z Platformą Bartosza Arłukowicza, Dariusza Rosatiego czy Józefa Piniora, może być atrakcyjna dla centrowych socjaldemokratów.

SLD skurczył się w zasadzie do obsługi elektoratu postkomunistycznego. A jeśli tak, to zbudowanie dziś w Polsce dużej partii lewicowej przypomina orkę na ugorze. Czy może więc dziwić, że nikt się do tej roboty nie rwie?

Autor jest publicystą, filozofem i teologiem, szefem związanego z PO Instytutu Obywatelskiego  (www.instytutobywatelski.pl)

Gdyby ilość dyskusji telewizyjnych, analiz publicystycznych, udzielanych przez liderów rodzimej lewicy wywiadów przekładała się na wynik wyborczy, to lewica już mogłaby mówić o powyborczej reaktywacji. A kryzys, o którym tyle się dziś rozprawia, byłby już tylko wspomnieniem. Im jednak więcej się o lewicy mówi, im więcej złotych recept jej liderzy i związani z nią intelektualiści obwieszczają, tym bardziej człowiek ma poczucie, że lewa strona sceny politycznej znalazła się w kleszczach.

Pozostało 94% artykułu
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę
Opinie polityczno - społeczne
Rząd Donalda Tuska może być słusznie krytykowany za tempo i zakres rozliczeń
Materiał Promocyjny
Świąteczne prezenty, które doceniają pracowników – i które pracownicy docenią
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Katedrą Notre Dame w Kreml