W czasie kampanii wyborczej polityka demograficzna, kondycja polskiej rodziny i edukacja młodych Polaków doczekały się wreszcie publicznej debaty. Z ust polityków – od prawa do lewa – padały deklaracje, zapewnienia o trosce, obietnice zajęcia się tą sprawą. Na razie na tym się skończyło. To błąd, polityka rodzinna to inwestycja, a nie koszt.
Rodzina wdarła się przebojem jako kampanijny temat za sprawą alarmistycznych danych o przyroście naturalnym oraz zaniechań rządu w sferze edukacji i opieki nad najmłodszymi. Na koniec wakacji gruchnęła informacja o drożyźnie w przedszkolach. Rodzice, którzy i tak mają problem z zapisaniem do nich dzieci, musieli się oswoić z myślą o wyższych opłatach i skrupulatnym, wręcz aptekarskim, rozliczaniu każdej godziny, którą ich pociecha spędza w takiej placówce. Tak niestety jest do dzisiaj. Premier Tusk zapowiedział, że będzie za to ścigał gminy, które w tej sprawie są Bogu ducha winne. Nie dostają przecież z budżetu żadnych pieniędzy na opiekę przedszkolną i starają się dopinać jakoś swoje budżety.
Równocześnie pojawiły się doniesienia o nieprzygotowanych do przyjęcia sześciolatków szkołach. Warto przypomnieć sobie w tym kontekście woltę minister edukacji Katarzyny Hall, która w połowie września rano w Sejmie broniła reformy edukacji, by po południu zmienić zdanie. Wcześniej GUS przedstawił dane, z których wynikało, że w 2010 roku, po sześciu latach wzrostu, spadła liczba rodzących się dzieci. Głośnym echem odbiła się także informacja, że Polki w Wielkiej Brytanii rodzą dwa razy więcej dzieci niż w Polsce.
O rodzinie mówili niemal wszyscy. Grzegorz Napieralski, szef SLD, winą za ujemny przyrost naturalny obciążył prawicę. PO zapowiedziała ulgi podatkowe oraz – co było całkowitą woltą po deklaracji premiera (odpowiedni zapis znalazł się w programie Platformy) – dopłaty do przedszkoli z budżetu. Donald Tusk zapewniał, że będzie namawiać Polaków, aby nie bali się mieć dzieci. Także PiS stanęło w rodzinne szranki. Chciało wprowadzać karty rodzin wielodzietnych i ulgi podatkowe. Do tego chóru dołączył nawet prezydent Bronisław Komorowski. Na kongresie rodzin 3+ deklarował poparcie wszelkich prorodzinnych działań.
Inicjatyw brak
Tyle deklaracje. Czas na ich realizację. Sprawdźmy zatem, co się dzieje w tej sprawie. Na początek Sejm. W tej kadencji w izbie jest już 79 druków – są to w większości projekty ustaw, sprawozdania komisji, informacje rządu. Szukamy wśród nich tych, które dotyczą szeroko pojętej polityki adresowanej do rodzin. Odnajdujemy dwa. To obywatelskie projekty złożone podczas poprzedniej kadencji – dotyczą dofinansowania przedszkoli z budżetu oraz zniesienia obowiązku szkolnego dla sześciolatków. Są na tej liście tylko dlatego, że nie dotyczy ich zasada tzw. dyskontynuacji, czyli nie stają się nieważne wraz ze zmianą kadencji Sejmu. Innych inicjatyw na razie brak.