Mistrzostwa hipokryzji

Ci sami politycy, którzy robią złote interesy z dawnymi funkcjonariuszami KGB, nagle lamentują nad stanem demokracji na Ukrainie pisze publicysta

Aktualizacja: 03.05.2012 23:48 Publikacja: 03.05.2012 20:09

Marek Magierowski

Marek Magierowski

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompala Waldemar Kompala

W kwietniu 2008 roku, na trzy miesiące przed rozpoczęciem igrzysk olimpijskich w Pekinie, kilku europejskich przywódców zastanawiało się nad bojkotem imprezy. Powód: brutalne zdławienie przez komunistyczny rząd zamieszek, które w połowie marca wybuchły w Tybecie.

Kanclerz Niemiec Angela Merkel stanowczo sprzeciwiła się wówczas temu pomysłowi. W wywiadzie dla "Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung" podkreśliła, że bojkot nie pomoże Tybetańczykom, „tak jak nikomu nie pomógł bojkot igrzysk w Moskwie". Merkel argumentowała, iż igrzyska staną się okazją do rozmów z chińskimi przywódcami. „Należy ich przekonywać do rozpoczęcia dialogu z Dalajlamą. Chiny powinny wykorzystać igrzyska, by pokazać się z pozytywnej strony, by cały świat mógł poznać ten kraj lepiej, pod każdym względem: społecznym i politycznym".

Kiedy dziennikarze spytali ją, czy przyznanie Chinom organizacji igrzysk nie było błędem, pani kanclerz odparła: „Przecież decyzja została podjęta siedem lat temu. Dyskusja na ten temat jest jałowa".

Podobnego zdania był José Manuel Barroso, szef Komisji Europejskiej. Podczas roboczej wizyty w Pekinie stwierdził: „Olimpiada to przede wszystkim wielkie święto młodzieży. Wierzę, że okaże się sukcesem. Dlatego nie popieram idei bojkotu". Zaś Jan Peter Balkenende, premier Holandii, nie tylko uczestniczył w ceremonii otwarcia tamtych igrzysk, lecz dwa dni wcześniej udzielił wywiadu oficjalnej agencji Xinhua, w którym rozpływał się nad „dokonaniami współczesnych Chin".

Jak grać, trenerze, jak grać?

Minęły cztery lata. Co jest dzisiaj szczytem politycznej poprawności na Starym Kontynencie? Krytyczny stosunek do mistrzostw Europy w piłce nożnej, a konkretnie do jednego ze współgospodarzy zawodów: Ukrainy. Politycy prześcigają się w potępianiu prezydenta Wiktora Janukowycza i zapowiadają, iż dopóki Julia Tymoszenko nie opuści więzienia, ich noga nie postanie na ukraińskiej ziemi.

W Polsce najbardziej „europejskim" i politycznie poprawnym politykiem okazał się nie kto inny jak Jarosław Kaczyński, który wprost zaproponował odebranie Ukrainie mistrzostw. „Der Spiegel" doniósł, że kanclerz Merkel zamierza zbojkotować mecze, które odbędą się u naszego wschodniego sąsiada (będzie tam grała reprezentacja Niemiec).

W ramach protestu do Kijowa nie wybiera się przewodniczący KE José Manuel Barroso i żaden z członków Komisji. Z kolei rząd Holandii ogłosił, że na Ukrainę nie polecą ani premier, ani królowa. Być może Holendrzy są mniej zachwyceni postępami demokracji na Ukrainie niż nad Żółtą Rzeką.

Co najmniej kilkunastu niemieckich polityków zaproponowało przeniesienie ukraińskiej części Euro: albo do Polski, albo nad Ren. Bodaj po raz pierwszy Jarosław Kaczyński stanął w jednym szeregu z Eriką Steinbach, która ostro zbeształa „niedemokratyczny rząd w Kijowie". Renate Künast z partii Zielonych zasugerowała, aby piłkarze Niemiec nosili w czasie Euro pomarańczowe opaski. Miałyby one przypominać o pokojowej rewolucji sprzed ośmiu lat, w której Julia Tymoszenko odegrała główną rolę.

Nie mogło oczywiście zabraknąć vox populi: publiczna telewizja ZDF nagrała i wyemitowała kilka wypowiedzi tzw. zwykłych obywateli, zatroskanych tłamszeniem swobód na Ukrainie i opowiadających się za bojkotem. Nie wiem, czy owi „zwykli obywatele" odróżniają Ukrainę od okaryny, ale ich zatroskanie było szczere, a nawet wzruszające.

Wszystkich przebił jednak polityk liberalnej FDP, Wolfgang Kubicki, który zaapelował do kibiców, by odesłali organizatorom swoje bilety.

Widzę już oczami wyobraźni, jak UEFA zezwala Mario Gomezowi i Łukaszowi Podolskiemu na założenie pomarańczowych opasek. Widzę tysiące fanów futbolu z Berlina, Monachium i Hamburga, którzy dobrowolnie rezygnują z wejściówek ma mecze swojej ukochanej drużyny. Już słyszę te pełne niepokoju szepty Franka Lamparda i Arjena Robbena: „O Boże, podobno Viviane Reding jednak nie przyjeżdża. Jak w takiej sytuacji wyjść na boisko? Jak grać, trenerze, jak grać?"

Tygodnik „Focus" opublikował wywiad z Markusem Bergerem, austriackim obrońcą, jedynym niemieckojęzycznym piłkarzem występującym w ukraińskiej lidze. Berger trafnie podsumował te wszystkie apele: „Wie pan, tutaj na Ukrainie nikogo nie interesuje, czy Angela Merkel pojawi się na jakimś meczu, czy nie".

Opaska z Chodorkowskim

Wszystko to wygląda na szarżę ogarniętego amokiem stada baranów. Kilku oficjeli zwietrzyło szansę, by się nieco polansować i przystroić w pióra niezłomnych bojowników o prawa człowieka. Ci sami ludzie, którzy potrafią kłaniać się wpół przed chińskimi komunistami i robią złote interesy z dawnymi funkcjonariuszami KGB, nagle lamentują nad stanem demokracji na Ukrainie i domagają się najradykalniejszych kar.

Ukraina, rzecz jasna, nie jest wzorcem państwa prawa, prezydenta Janukowycza nie można raczej nazwać „krystalicznym demokratą", a sprawa Julii Tymoszenko jest dla rządu w Kijowie hańbiąca. Jak jednak, panie Barroso, można bojkotować Euro na Ukrainie, jeśli cztery lata wcześniej nie miało się nic przeciwko igrzyskom w Pekinie?

Ubolewam nad losem Tymoszenko, ale nie można zapominać, że na Ukrainie w przeciwieństwie do Chin odbywają się wybory, ukazują się opozycyjne gazety, ludzie mają nieograniczony dostęp do Internetu, a rząd nie decyduje, ile kto może mieć dzieci.

Czy ktokolwiek z wyżej wymienionych „obrońców praw człowieka" postulował w 2007 roku bojkot hokejowych mistrzostw świata w Moskwie, które zaczęły się pół roku po zamordowaniu Anny Politkowskiej? Jakie opaski powinni nosić niemieccy skoczkowie narciarscy za dwa lata w Soczi? Z wizerunkiem Aleksandra Litwinienki? A może Michaiła Chodorkowskiego? Bo to, że Jarosław Kaczyński zażąda przeniesienia olimpiady z rosyjskiego kurortu do Garmisch-Partenkirchen, jest raczej pewne.

Gdybyśmy chcieli organizować największe sportowe imprezy tylko w krajach o nieskalanej reputacji, lista potencjalnych gospodarzy byłaby bardzo krótka. Pierwszy przykład z brzegu: dwa miesiące temu halowe mistrzostwa świata w lekkoatletyce odbyły się w Stambule. Nikt ich nie zbojkotował, mimo iż można mieć dużo wątpliwości co do traktowania mniejszości kurdyjskiej i respektowania wolności słowa w Turcji.

Dlatego też nie jestem przekonany do pomysłu bojkotu hokejowych MŚ na Białorusi. Trzeba być konsekwentnym: jeżeli pozwalamy, aby reprezentanci tego państwa występowali na wszystkich sportowych arenach globu, nie możemy nagle kręcić nosem nad faktem, iż akurat w 2014 roku będą grali u siebie.

W przypadku Ukrainy i Białorusi mamy następującą alternatywę: albo Unia Europejska uzna je za krwawe dyktatury, zerwie wszelkie sportowe kontakty i doprowadzi do ich wyrzucenia z FIFA, UEFA, IAAF, IIHF i kilku innych czteroliterowych stowarzyszeń. Albo niech przestanie się wygłupiać.

W jednej drużynie

Jest przecież tyle innych możliwości nacisku. Dlaczego np. kanclerz Merkel nie nakłoni niemieckich firm, aby omijały szerokim łukiem Ukrainę. Biznesowy bojkot byłby prawdopodobnie dużo skuteczniejszy niż masowa akcja odsyłania biletów. Czy szefów Commerzbanku i Metro Group nie uwiera myśl, iż zarabiają kokosy, współpracując ze złowrogim reżimem? Chyba nie, bo raptem w lutym tego roku śmietanka niemieckiego przemysłu spotkała się w Monachium z prezydentem Janukowyczem i chwaliła go za „znaczną poprawę klimatu inwestycyjnego" na Ukrainie.

W obliczu jazgotu wokół Euro nie sposób nie zadać dręczącego pytania: cui bono? Odebranie zawodów Ukrainie i przerzucenie ich do Niemiec byłoby katastrofą wizerunkową dla tego pierwszego kraju i finansową manną dla tego drugiego. Niemcy nie musieli i nie muszą inwestować w stadiony, autostrady oraz hotele. Ich koszty ograniczałyby się do zapewnienia bezpieczeństwa uczestnikom imprezy. Ukraina zaś zostałaby zdegradowana do statusu azjatyckiej satrapii, której nie należy się miejsce przy europejskim stole.

Cui bono? Wiadomo, cui bono. Wiadomo, które państwo skorzystałoby najbardziej na upokorzeniu Ukrainy. Szkoda, że Niemcy znów grają z tym państwem w jednej drużynie.

Tym większą konsternację wzbudza apel prezesa PiS, by pozbawić Ukrainę prawa do organizacji mistrzostw. Dzień wcześniej eurodeputowany tej partii Ryszard Czarnecki i były wiceminister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski twierdzili, iż bojkot to zły pomysł, godzący w polskie interesy. Być może Kaczyński liczy na to (jak zauważył, chyba półżartem, jeden z blogerów), że Wiktor Janukowycz uwolni teraz Tymoszenko i będzie można to ogłosić jako „sukces PiS".

Lecz sprawa jest zbyt poważna, by sprowadzać ją do tak kuriozalnych teorii. Adam Hofman znalazł zatem wytłumaczenie geopolityczne: w rozmowie z portalem stefczyk. info poseł PiS wyjaśnił, iż bojkot to próba „wyrwania Ukrainy z objęć Rosji".

Hofman może mieć na sumieniu kilku rosyjskich dyplomatów. Kiedy to przeczytają, prawdopodobnie umrą ze śmiechu.

Autor jest publicystą  tygodnika „Uważam Rze"

W kwietniu 2008 roku, na trzy miesiące przed rozpoczęciem igrzysk olimpijskich w Pekinie, kilku europejskich przywódców zastanawiało się nad bojkotem imprezy. Powód: brutalne zdławienie przez komunistyczny rząd zamieszek, które w połowie marca wybuchły w Tybecie.

Kanclerz Niemiec Angela Merkel stanowczo sprzeciwiła się wówczas temu pomysłowi. W wywiadzie dla "Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung" podkreśliła, że bojkot nie pomoże Tybetańczykom, „tak jak nikomu nie pomógł bojkot igrzysk w Moskwie". Merkel argumentowała, iż igrzyska staną się okazją do rozmów z chińskimi przywódcami. „Należy ich przekonywać do rozpoczęcia dialogu z Dalajlamą. Chiny powinny wykorzystać igrzyska, by pokazać się z pozytywnej strony, by cały świat mógł poznać ten kraj lepiej, pod każdym względem: społecznym i politycznym".

Pozostało 90% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?