W internetowych dyskusjach poparłem, choć nie bez zastrzeżeń, stanowisko Jarosława Kaczyńskiego w sprawie bojkotu ukraińskiej części Euro 2012. I przeczytałem natychmiast, że napisałem to, co napisałem, bo jak wiadomo, zawsze popieram prezesa PiS.
To wstęp do absurdalnych licytacji, które prowadzą donikąd. Traktuję tego typu polemiki jako przejaw zidiocenia polskiej debaty publicznej. Nie jest ważne, co się mówi i jakich argumentów używa. Ważne, z kim się mówi i komu przyznaje rację.
W interesie publicznym
To zabawne, ale zamierzałem napisać, że warto się zastanowić nad żądaniami zachodnich polityków, jeszcze zanim PiS zabrał głos w sprawie bojkotu. Wynika to z postrzegania przeze mnie obrony praw człowieka jako podstawowego zadania dyplomacji, może nawet trochę ponad miarę. Byłem wtedy zresztą przekonany, że opozycyjna prawica wybierze inny kurs: odcinania się od Niemiec. Wskazywały na to wypowiedzi Witolda Waszczykowskiego i Ryszarda Czarneckiego. Głos Kaczyńskiego zaskoczył mnie w tym sensie pozytywnie.
Choć naturalnie rozumiem, że to równanie z wieloma niewiadomymi. Nie wiem, czym przede wszystkim kierował się lider PiS. Politycy biorą bowiem pod uwagę wiele przesłanek od wizerunkowych po merytoryczne. Ale zwrócę uwagę na jedną z możliwości, która umyka nawet wytrawnym komentatorom.
Marek Magierowski wypomina Europie Zachodniej hipokryzję
: nie próbuje się stosować podobnych narzędzi presji wobec Chin czy Rosji. I patrząc na to z perspektywy sytego egoistycznego Zachodu, tak to zapewne wygląda. Jako twardy zwolennik praw człowieka jako czynnika sprawczego w polityce międzynarodowej chciałbym, aby takiej obłudy było jak najmniej.
Ale z punktu widzenia Polaków można sobie stawiać dużo bardziej ograniczone cele. W szczególności może je sobie stawiać polska prawicowa opozycja. Czy dla Kaczyńskiego jest rzeczą obojętną, jaka demokracja, półdemokracja czy półdyktatura panuje u bezpośrednich sąsiadów Polski? A może zmianę Ukrainy w kolejną po Białorusi satrapię postrzega on również jako zagrożenie dla siebie?
Bo skoro tam standardy praworządności będą coraz niższe, takie drobiazgi jak czysto polityczny proces przed Trybunałem Stanu w Warszawie będzie się jawił wszystkim, także europejskiej opinii publicznej, jako coś w pełni naturalnego. To takie typowe dla zbiorowej wrażliwości równanie w dół.