Działanie w samoobronie

Jarosław Kaczyński może postrzegać zmianę Ukrainy w kolejną po Białorusi satrapię jako zagrożenie dla siebie. A perspektywa zobojętnienia Polaków na takie historie jak ta z Julią Tymoszenko to zła prognoza na przyszłość - pisze publicysta

Publikacja: 07.05.2012 21:40

Piotr Zaremba

Piotr Zaremba

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

W internetowych dyskusjach poparłem, choć nie bez zastrzeżeń, stanowisko Jarosława Kaczyńskiego w sprawie bojkotu ukraińskiej części Euro 2012. I przeczytałem natychmiast, że napisałem to, co napisałem, bo jak wiadomo, zawsze popieram prezesa PiS.

To wstęp do absurdalnych licytacji, które prowadzą donikąd. Traktuję tego typu polemiki jako przejaw zidiocenia polskiej debaty publicznej. Nie jest ważne, co się mówi i jakich argumentów używa. Ważne, z kim się mówi i komu przyznaje rację.

W interesie publicznym

To zabawne, ale zamierzałem napisać, że warto się zastanowić nad żądaniami zachodnich polityków, jeszcze zanim PiS zabrał głos w sprawie bojkotu. Wynika to z postrzegania przeze mnie obrony praw człowieka jako podstawowego zadania dyplomacji, może nawet trochę ponad miarę. Byłem wtedy zresztą przekonany, że opozycyjna prawica wybierze inny kurs: odcinania się od Niemiec. Wskazywały na to wypowiedzi Witolda Waszczykowskiego i Ryszarda Czarneckiego. Głos Kaczyńskiego zaskoczył mnie w tym sensie pozytywnie.

Choć naturalnie rozumiem, że to równanie z wieloma niewiadomymi. Nie wiem, czym przede wszystkim kierował się lider PiS. Politycy biorą bowiem pod uwagę wiele przesłanek od wizerunkowych po merytoryczne. Ale zwrócę uwagę na jedną z możliwości, która umyka nawet wytrawnym komentatorom.

Marek Magierowski wypomina Europie Zachodniej hipokryzję

: nie próbuje się stosować podobnych narzędzi presji wobec Chin czy Rosji. I patrząc na to z perspektywy sytego egoistycznego Zachodu, tak to zapewne wygląda. Jako twardy zwolennik praw człowieka jako czynnika sprawczego w polityce międzynarodowej chciałbym, aby takiej obłudy było jak najmniej.

Ale z punktu widzenia Polaków można sobie stawiać dużo bardziej ograniczone cele. W szczególności może je sobie stawiać polska prawicowa opozycja. Czy dla Kaczyńskiego jest rzeczą obojętną, jaka demokracja, półdemokracja czy półdyktatura panuje u bezpośrednich sąsiadów Polski? A może zmianę Ukrainy w kolejną po Białorusi satrapię postrzega on również jako zagrożenie dla siebie?

Bo skoro tam standardy praworządności będą coraz niższe, takie drobiazgi jak czysto polityczny proces przed Trybunałem Stanu w Warszawie będzie się jawił wszystkim, także europejskiej opinii publicznej, jako coś w pełni naturalnego. To takie typowe dla zbiorowej wrażliwości równanie w dół.

Podzielam ten niepokój. Stan demokracji w Polsce uważam za kruchy i wcale nie ostateczny - młode instytucje oraz procedury są bardzo podatne na odkształcanie. Nie jest więc nieistotne, jaki klimat panuje w naszej najbliższej okolicy. Perspektywa zobojętnienia, także i samych Polaków, na takie historie jak ta z Julią Tymoszenko to zła prognoza na przyszłość. Błogość przeżywania sportowej imprezy nie wydaje mi się ważniejsza od tego zagrożenia.

Byłby to więc swoisty akt samoobrony Kaczyńskiego, zgodny jednak z interesem publicznym, bo próba ucywilizowania stosunków politycznych na Ukrainie posłuży wszystkim. I atmosferze w Europie, i standardom w Polsce. Może też posłużyć samym Ukraińcom, choć naturalnie skutków akurat tej metody wywierania presji przewidzieć nie jesteśmy w stanie. Tak samo było w czasach komunizmu - trwał nieustanny spór między tymi, którzy chcieli twardego kursu wobec satrapii, i tymi, którzy próbowali je obłaskawiać i cywilizować. Ostatecznie więcej racji miały jastrzębie, choć pewnie nie w każdym momencie.

Na boku zostawiam pytanie, czy PiS sobie zaszkodził, zagrażając ulubionym rozrywkom Polaków. Tak się bowiem składa, że Kaczyńskiemu jednym tchem zarzuca się cynizm i strzelanie sobie w stopę. Jego stanowisko ma jednak swoją treść merytoryczną, i pochylmy się nad nią choć przez chwilę.

Janukowycz w objęciach

Oddzielnym tematem jest dyżurna teza: twardy kurs wobec Janukowycza popycha go w objęcia Kremla. Nie lekceważę jej, ale wydaje mi się przywoływana zbyt mechanicznie - jako swoisty wytrych. Jej rzecznikom, na przykład europosłowi Pawłowi Kowalowi, bardzo skądinąd zasłużonemu w procesie pozyskiwania Ukrainy dla Europy, zadam jedno pytanie.

Czy skoro bojkot Euro ma być wymierzony w marsz Kijowa ku Unii Europejskiej, wierzycie w szybkie wejście do tejże Unii kraju, w którym zamyka się byłych premierów do kolonii karnej? Bo mnie wydaje się to co najmniej naiwnością. Albo posługiwaniem się fikcją. Być może się mylę. Może wy macie jakąś mapę drogową przełamania tej klątwy. Ja jej na razie nie widzę.

Że rzeczników obłaskawiania Ukrainy robią z siebie politycy PO, którzy niedawno skłonni byli traktować ten kraj lekceważąco, w imię niewypowiadanego głośno, ale wyraźnego celu: polepszenia relacji z Rosją, to dodatkowy paradoks tej historii. Nie pierwszy i nie ostatni, więc szkoda czasu na dziwienie się mu.

Autor jest publicystą Uważam Rze

?

?

?

?

?

W internetowych dyskusjach poparłem, choć nie bez zastrzeżeń, stanowisko Jarosława Kaczyńskiego w sprawie bojkotu ukraińskiej części Euro 2012. I przeczytałem natychmiast, że napisałem to, co napisałem, bo jak wiadomo, zawsze popieram prezesa PiS.

To wstęp do absurdalnych licytacji, które prowadzą donikąd. Traktuję tego typu polemiki jako przejaw zidiocenia polskiej debaty publicznej. Nie jest ważne, co się mówi i jakich argumentów używa. Ważne, z kim się mówi i komu przyznaje rację.

W interesie publicznym

To zabawne, ale zamierzałem napisać, że warto się zastanowić nad żądaniami zachodnich polityków, jeszcze zanim PiS zabrał głos w sprawie bojkotu. Wynika to z postrzegania przeze mnie obrony praw człowieka jako podstawowego zadania dyplomacji, może nawet trochę ponad miarę. Byłem wtedy zresztą przekonany, że opozycyjna prawica wybierze inny kurs: odcinania się od Niemiec. Wskazywały na to wypowiedzi Witolda Waszczykowskiego i Ryszarda Czarneckiego. Głos Kaczyńskiego zaskoczył mnie w tym sensie pozytywnie.

Choć naturalnie rozumiem, że to równanie z wieloma niewiadomymi. Nie wiem, czym przede wszystkim kierował się lider PiS. Politycy biorą bowiem pod uwagę wiele przesłanek od wizerunkowych po merytoryczne. Ale zwrócę uwagę na jedną z możliwości, która umyka nawet wytrawnym komentatorom.

Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?