Dla dobra polskiej piłki

Grzegorza Laty nie uratowali piłkarze, nie pomoże mu też świetna organizacja Euro. Powinien odejść, bo na prezesa PZPN się nie nadaje – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”

Aktualizacja: 22.06.2012 02:28 Publikacja: 22.06.2012 02:19

Dla dobra polskiej piłki

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Cztery dni po porażce z Czechami, która spowodowała, że nie awansowaliśmy do ćwierćfinału, Lato podsumował występ reprezentacji Polski na mistrzostwach Europy. Długo mówił o tym, ile biletów na poszczególne mecze przekazał rodzinom piłkarzy, chwalił się, że na przygotowania PZPN wydał 12 milionów złotych, więcej niż większość federacji, których drużyny uczestniczą w turnieju.

O dymisji nie powiedział ani słowa, nie ocenił także pracy Franciszka Smudy, ale zaznaczył, że pozostaje z nim w świetnych relacjach i wypłaci mu resztę należnego wynagrodzenia. To, że nie zrezygnował w trakcie turnieju, wbrew oczekiwaniom dziennikarzy, którzy futbolem zainteresowali się przedwczoraj, było akurat najlepszą decyzją, jaką podjął przez całą swoją kadencję. Polski nie stać na samobójczego gola wizerunkowego, Lato przeprowadził PZPN przez cały okres przygotowań do Euro i teraz, gdy wypadamy dużo lepiej niż Ukraina, 80 procent gości deklaruje, że chce do nas wrócić na urlop, demonstracyjne rozliczanie się z prezesem byłoby bez sensu.

Gdzie jest orzeł?

Lato do rządzenia futbolem nie nadawał się nigdy, ale by się z nim rozstać, trzeba poczekać, aż opadnie kurz po turnieju, Lacie skończy się kadencja i nawet jeśli wystartuje w kolejnych wyborach, nie zostanie wybrany. Na świecie pozostanie znany głównie jako łysiejący napastnik, który w 1974 z reprezentacją Polski zajął trzecie miejsce na mundialu. A w Polsce nikt mu pomników stawiać nie będzie.

Prezesura Laty to pasmo wpadek i kompromitacji. Najlepiej wypadł w kampanii wyborczej, odchudził się, przeszedł masę szkoleń medialnych, z których po trzech latach pozostało mu tylko rozpoczynanie każdej wypowiedzi od: „Powiem panu, panie redaktorze, uczciwie". Ale już odwrócenie się od człowieka, który sfinansował jego kampanię, odebrane zostało jako strzał w stopę. Kazimierz Greń, szef podkarpackiego związku piłki nożnej, czuł się tak bardzo pokrzywdzony, że co jakiś czas odpalał bomby, licząc, że wysadzą w powietrze prezesa.

Afer za kadencji Laty było więcej niż za czasów Michała Listkiewicza, który zderzył się z tą największą – korupcyjną. Lato kolejne wywoływał sam, sprawdzając odporność kibiców. Przy ich wyjaśnianiu pokazywał, jak bardzo funkcja przerosła jego możliwości. Doradcy mu nie pomogli, ich też miał złych.

Na pół roku przed finałami, podczas towarzyskiego meczu we Wrocławiu z Włochami, kibice nie zajmowali się dopingowaniem drużyny Smudy tylko pytaniem: gdzie jest orzeł? Orła z koszulek zabrał swoim podpisem prezes, który później przyznał, że nie czyta, co podpisuje, i nie zwrócił uwagi, że godło kraju według nowego wzoru zastępuje „logo przestrzenne". Pomysłodawcą nowego wzoru był Piotr Gołos, szef departamentu marketingu i PR, który został zatrudniony po to, by poprawić wizerunek związku. Nie poniósł konsekwencji zamieszania kompromitującego PZPN.

Nie ma też winnych skandalu z Klubem Kibica. Program lojalnościowy miał premiować tych, którzy zapisali się do niego i za 32 złote wyrobili specjalną kartę. Dzięki niej mogli kupować bilety na mecze. Zadanie zostało zlecone zewnętrznej firmie, którą kierowali biznesmeni o szemranej przeszłości, w Klubie zarejestrowało się ponad 100 tysięcy kibiców, po czym okazało się, że nie mogą liczyć na żadne przywileje.

PZPN powołał specjalną komisję, która doszła do wniosku, że umowa w sprawie Klubu jest prawnym bublem i Lato, podpisując ją, działał na niekorzyść związku. Wniosek ze sprawy był tylko jeden – prezesowi zabroniono podpisywać jakiekolwiek umowy bez konsultacji z zarządem. Lato oczywiście udawał, że nic się nie stało, a PZPN pracuje teraz nad sposobem zadośćuczynienia tym, którzy wyrobili sobie karty członkowskie. Zapewnia, że program lojalnościowy będzie dalej funkcjonował, ale w innej formie.

Od 5 do 10 procent

Rozżalony Greń, szukający haków na prezesa przez całą kadencję, najbliżej dokonania przewrotu był podczas zjazdu w listopadzie ubiegłego roku. Ujawnił wtedy nagrania dokonane przez byłego przyjaciela Laty Grzegorza Kulikowskiego. Sfinansował on kampanię prezesowi (szacuje wydatki na 200 tysięcy złotych), mówiło się o tym, że liczył na kontrakt na wybudowanie nowej siedziby związku, a kiedy go nie dostał, zaczął się mścić. Nagrywał na dyktafon spotkania z Latą.

„Wiesz, tego. Ja mówię - słuchaj, ile oni tam mają wyliczone. Ja mówię - to ja powiem ci tak między nami... jakie chodzą ceny. Od 5 do 10 procent" - mówił prezes pytany przez Kulikowskiego w sprawie ofert na budowanie nowej siedziby. Zdzisław Kręcina, sekretarz generalny PZPN, przyboczny Laty, brnął dalej. Stwierdził, że sprawy zaszły już tak daleko, że „kupił młodemu mieszkanie". Tymczasem Lato pytany potem o procenty powiedział, że od 5 do 10 to nie lubi, woli mocniejsze.

Lato żartował, że panuje nad trzema językami – jednym w buzi i dwoma w butach

Poświęcił Kręcinę na ołtarzu walki o czystość związku, sekretarz odszedł w niesławie, ale czkawka prezesa trwała bardzo krótko. Nawet wtedy, gdy Kulikowski ujawnił kolejne fakty - na przykład, że prezes wziął od niego pieniądze jako zachętę do przyjęcia oferty. Lato wydał oświadczenie, że rzeczywiście wziął jakąś kopertę, ale natychmiast schował ją do związkowego sejfu, a później chciał zwrócić. Kulikowski utrzymuje, że koperty nie było, a pieniądze związane były gumką recepturką.

Lato powiadomił o sprawie prokuraturę 25 stycznia, pół roku po zdarzeniu. Kierował PZPN, jakby nic się nie stało, chroniło go Euro, strach władzy przed kompromitacją na skalę międzynarodową. Prezes z ironicznym uśmiechem przypominał tylko, że każda ingerencja polityków w działanie jego organizacji wiąże się z zawieszeniem przez UEFA.

Tak naprawdę nie było realnego zagrożenia odebrania prawa organizacji turnieju przez ostatni rok, ale w rządzie na wszelki wypadek nikt nie próbował sprawdzać, czy to prawda. Odpowiedzialność Laty rozmyła się w natłoku informacji o autostradach, nowych stadionach i 13 drużynach, które postanowiły zamieszkać w Polsce, nawet jeśli swoje mecze rozgrywają na Ukrainie.

Prezes nie chce też posypać głowy popiołem i odejść razem z Franciszkiem Smudą, którego przecież wspólnie z zarządem wybrał na selekcjonera. We Francji po mundialu w RPA w 2010 roku prezes francuskiej federacji Jean-Pierre Escalettes podał się do dymisji razem z trenerem Raymondem Domenechem. Czuł się odpowiedzialny, że postawił na złego konia.

Lato francuski przypadek komentuje w swoim stylu: „Tam na treningach piłkarze lali się ze sobą. U nas, powiem panu uczciwie, tego nie było". Prezes uparcie twierdzi, że Smudę selekcjonerem zrobiły media i kibice, co pozwalało mu rozłożyć odpowiedzialność za decyzję na 36 milionów ludzi.

Trzy języki prezesa

W ogóle przemilczano fakt, że PZPN w pewnym momencie przestał przyznawać akredytacje na mecze reprezentacji niektórym dziennikarzom krytykującym Smudę lub Latę. Nikt nie zwracał uwagi na pogrążanie się federacji w wizerunkowej śmieszności. Ten, kto kazał prezesowi odczytać z kartki życzenia świąteczne, udowadniając, że średnio składa on sylaby, powinien natychmiast zostać zwolniony.

Po Listkiewiczu, swobodnie porozumiewającym się w kilku językach, era Laty była okresem wstydu na wszystkich spotkaniach, gdy trzeba było przemówić. Lato sam żartował, że panuje nad trzema językami – jednym w buzi i dwoma w butach.

Lato przeforsował decyzję o podwyżce swoich zarobków do 50 tysięcy złotych miesięcznie, dodatkowy milion euro popłynie zapewne z kasy UEFA za nadzór nad przygotowaniami do turnieju, 30 tysięcy euro na konto Laty przelewane jest co miesiąc za piastowanie funkcji prezesa spółki Euro 2012.

Chłop się nachapał, ustawił na lata, musimy się z tym pogodzić i liczyć, że już mu wystarczy na tyle, by więcej nie wychylał głowy i pozostał w Mielcu. Dla dobra polskiej piłki nożnej. Nowe wybory – 26 października.

Cztery dni po porażce z Czechami, która spowodowała, że nie awansowaliśmy do ćwierćfinału, Lato podsumował występ reprezentacji Polski na mistrzostwach Europy. Długo mówił o tym, ile biletów na poszczególne mecze przekazał rodzinom piłkarzy, chwalił się, że na przygotowania PZPN wydał 12 milionów złotych, więcej niż większość federacji, których drużyny uczestniczą w turnieju.

O dymisji nie powiedział ani słowa, nie ocenił także pracy Franciszka Smudy, ale zaznaczył, że pozostaje z nim w świetnych relacjach i wypłaci mu resztę należnego wynagrodzenia. To, że nie zrezygnował w trakcie turnieju, wbrew oczekiwaniom dziennikarzy, którzy futbolem zainteresowali się przedwczoraj, było akurat najlepszą decyzją, jaką podjął przez całą swoją kadencję. Polski nie stać na samobójczego gola wizerunkowego, Lato przeprowadził PZPN przez cały okres przygotowań do Euro i teraz, gdy wypadamy dużo lepiej niż Ukraina, 80 procent gości deklaruje, że chce do nas wrócić na urlop, demonstracyjne rozliczanie się z prezesem byłoby bez sensu.

Pozostało 87% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?