Cztery dni po porażce z Czechami, która spowodowała, że nie awansowaliśmy do ćwierćfinału, Lato podsumował występ reprezentacji Polski na mistrzostwach Europy. Długo mówił o tym, ile biletów na poszczególne mecze przekazał rodzinom piłkarzy, chwalił się, że na przygotowania PZPN wydał 12 milionów złotych, więcej niż większość federacji, których drużyny uczestniczą w turnieju.
O dymisji nie powiedział ani słowa, nie ocenił także pracy Franciszka Smudy, ale zaznaczył, że pozostaje z nim w świetnych relacjach i wypłaci mu resztę należnego wynagrodzenia. To, że nie zrezygnował w trakcie turnieju, wbrew oczekiwaniom dziennikarzy, którzy futbolem zainteresowali się przedwczoraj, było akurat najlepszą decyzją, jaką podjął przez całą swoją kadencję. Polski nie stać na samobójczego gola wizerunkowego, Lato przeprowadził PZPN przez cały okres przygotowań do Euro i teraz, gdy wypadamy dużo lepiej niż Ukraina, 80 procent gości deklaruje, że chce do nas wrócić na urlop, demonstracyjne rozliczanie się z prezesem byłoby bez sensu.
Gdzie jest orzeł?
Lato do rządzenia futbolem nie nadawał się nigdy, ale by się z nim rozstać, trzeba poczekać, aż opadnie kurz po turnieju, Lacie skończy się kadencja i nawet jeśli wystartuje w kolejnych wyborach, nie zostanie wybrany. Na świecie pozostanie znany głównie jako łysiejący napastnik, który w 1974 z reprezentacją Polski zajął trzecie miejsce na mundialu. A w Polsce nikt mu pomników stawiać nie będzie.
Prezesura Laty to pasmo wpadek i kompromitacji. Najlepiej wypadł w kampanii wyborczej, odchudził się, przeszedł masę szkoleń medialnych, z których po trzech latach pozostało mu tylko rozpoczynanie każdej wypowiedzi od: „Powiem panu, panie redaktorze, uczciwie". Ale już odwrócenie się od człowieka, który sfinansował jego kampanię, odebrane zostało jako strzał w stopę. Kazimierz Greń, szef podkarpackiego związku piłki nożnej, czuł się tak bardzo pokrzywdzony, że co jakiś czas odpalał bomby, licząc, że wysadzą w powietrze prezesa.
Afer za kadencji Laty było więcej niż za czasów Michała Listkiewicza, który zderzył się z tą największą – korupcyjną. Lato kolejne wywoływał sam, sprawdzając odporność kibiców. Przy ich wyjaśnianiu pokazywał, jak bardzo funkcja przerosła jego możliwości. Doradcy mu nie pomogli, ich też miał złych.