W cieniu badań opinii publicznej dotyczących zachwytów narodowych nad Euro 2012 znalazł się jeden sondaż, dokumentujący pozornie oczywiste zjawisko. Mam na myśli opublikowane w środę badanie CBOS dotyczące katastrofy smoleńskiej. Centrum regularnie odpytuje Polaków, co myślą o przyczynach śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego i 95 innych osób lecących 10 kwietnia 2010 roku rządowym tupolewem.
Wyniki zmieniają się tylko troszkę i właśnie ich stałość jest najciekawszym zjawiskiem. 25 proc badanych uważa, że śmierć prezydenta w Smoleńsku mogła mieć za przyczynę zamach, 63 proc. jest przeciwnego zdania. Pozornie oczywiste wydaje się to, że w zamach wierzą raczej wyborcy Prawa i Sprawiedliwości (60 proc.) niż sympatycy Platformy Obywatelskiej (5 proc.). Gdy jednak zobaczymy, kto nie wierzy w zamach, liczby robią jeszcze większe wrażenie. Teorię zamachu odrzuca 27 proc. wyborców PiS i aż 90 proc. wyborców PO. Jeśli te badania odzwierciedlają rzeczywistość, okazuje się, że przyczyny katastrofy smoleńskiej są najgłębszym podziałem politycznym, który dziś istnieje w Polsce. W żadanej innej sprawie zdania Polaków nie są tak podzielone.
Dlatego też pytanie o to, czy sprawa katastrofy smoleńskiej jest wykorzystywana politycznie, wydaje się absurdalne i mocno naiwne. Wyraźnie bowiem widać, że to bardziej stanowisko PO niż PiS jest zgodne z sondażami. A więc na swojej postawie w sprawie tragedii 10 kwietnia znacznie większą premię u swoich sympatyków zbiera PO (9 na 10 ankietownych popiera stanowisko swej partii) niż PiS (6 na 10 wyborców partii Kaczyńskiego wierzy w zamach). Dokonując kolejnych uników i wyśmiewając się z PiS z powodu jego zainteresowania Smoleńskiem, liderzy PO robią dokładnie to, czego oczekuje od nich znacząca większość jej wyborców.
Z drugiej strony Jarosław Kaczyński, politycznie eksploatując temat Smoleńska, również uprawia politykę – wszak jest o co grać, skoro zamach smoleński wierzy aż 28 proc. wyborców Solidarnej Polski, 24 proc. sympatyków PSL. SLD? 12 procent. Przy zaostrzaniu smoleńskiej retoryki te osoby mogą stać się potencjalnymi wyborcami PiS.
Skądinąd właśnie to pokazuje, że Zbigniew Ziobro, studząc smoelnskie emocje, robi dobrze – wszak tylko jedna czwarta jego wyborców wierzy w zamach, czyli popierają go niesmoleńcy pisowcy, ale jak widzieliśmy wcześniej i zobaczymy dalej, ten podział jest zbyt głęboki, by Ziobrze udało się z niego wymknąć.