Prawo i Sprawiedliwość na jesień planuje merytoryczną ofensywę. Chce odejść od Smoleńska, zająć się walką z nepotyzmem i skutkami kryzysu ekonomicznego, zarzucić rząd swymi propozycjami dotyczącymi m.in. wydobycia gazu łupkowego. Pomysł wydaje się bardzo dobry, ma tylko jedną wielką wadę: nie wydaje się wiarygodny.
Czas triumfu i dumy
Ale zacznijmy od pozytywów.
Nawet zagorzali krytycy partii Jarosława Kaczyńskiego lubią podkreślać, że największą siłą Platformy Obywatelskiej jest słabość opozycji. Gdyby więc opozycja zaczęła spełniać swoją rolę - a więc zabrała się do analizy i merytorycznej krytyki poczynań gabinetu Tuska, mogłoby to posłużyć dobrze zarówno jej samej, jak i polskiej demokracji.
Zapowiedź jesiennej ofensywy może świadczyć, że PiS rzeczywiście planuje zmiany. Może też wskazywać, że są w PiS ludzie, którzy dostrzegli, że kontynuowanie dotychczasowej polityki może tylko doprowadzić tę partię do siódmej z rzędu porażki wyborczej. W dodatku osoby te najwyraźniej uzyskały wpływ na prezesa Kaczyńskiego.
Wypowiedź szefa PiS tuż po zakończeniu Euro 2012 - że liczyliśmy na skok cywilizacyjny, a "skończyło się kompletną klęską" - doskonale ilustrowała, jak bardzo główna partia opozycyjna nie wyczuwa nastrojów społecznych. To prawda: mieliśmy zbudować nowe drogi pomiędzy wszystkimi miastami organizatorami mistrzostw, powstała tylko jedna, mieliśmy skrócić czas podróży koleją między nimi - a niemal wszędzie on się wydłużył. Ale same mistrzostwa i pierwsze dni po nich to był czas triumfu i dumy, gdy miażdżąca większość Polaków cieszyła się z tego, że udało nam się zorganizować imprezę sportową na najwyższym europejskim poziomie. Mówienie w tym kontekście o kompletnej klęsce było nieporozumieniem.