Czekanie na wiktorię

Jeśli w 1920 roku widać było w Polakach siłę, to teraz bije z nas bezradność. A nie mamy wiele czasu na osiągnięcie kolejnego sukcesu - pisze publicysta „Rzeczpospolitej"

Publikacja: 13.08.2012 20:44

Mariusz Staniszewski

Mariusz Staniszewski

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Stanęliśmy w punkcie, w którym albo pójdziemy do góry albo będziemy staczać się po równi pochyłej ku przepaści

Świętując kolejną rocznicę zwycięstwa nad bolszewikami, musimy uświadomić sobie, że ostatni wielki sukces Polski to czasy zaprzeszłe. Bo minął już prawie wiek.

A dla Polski niespełna sto lat to okres, w którym z potęgi potrafiliśmy popaść w niebyt. Tyle przecież czasu wystarczyło, by okryta chwałą niezwyciężonej husarii spod Wiednia (1683) Rzeczpospolita przeistoczyła się w upadające państwo, z którego potężni sąsiedzi odkrawają sobie po sporym kawałku ziemi (I rozbiór Polski - 1772).

Kiedy mierzymy czas stuleciami, okazuje się, że niewiele więcej ponad wiek minął od wejścia wojsk polskich na Kreml (1610) do zawiązania konfederacji tarnogrodzkiej (1715-1717), która pchnęła Rzeczpospolitą w otchłań rosyjskich wpływów.

Mniej więcej tyle potrzeba też Polakom na spełnienie marzeń. Od przegranego powstania listopadowego (18301831) do zwycięstwa nad Wisłą (1920) upłynęło 90 lat. Przez ten czas Polacy musieli ponosić szereg ofiar, by wreszcie nikt nie zmuszał ich do pisania cyrylicą.

- Ten około stuletni interwał czasowy był jednak obecny także wcześniej. Trochę więcej (115 lat) zajęło nam uporanie się z zakonem krzyżackim po wygraniu z nim wielkiej bitwy (1410 - Grunwald, 1525 - hołd pruski).

Jeśli na rocznicę bitwy warszawskiej spojrzymy z tej perspektywy, to musimy zdać sobie sprawę, że nie mamy zbyt wiele czasu na osiągnięcie kolejnego sukcesu. Stanęliśmy w punkcie, w którym albo pójdziemy do góry i znajdziemy się na wznoszącej fali, albo będziemy się staczać po równi pochyłej ku przepaści. Historia nie zwykła dawać nam wielu szans.

Dobrzy władcy (Kazimierz Wielki w ciągu 37 lat na tronie scalił ziemie Polski i zbudował solidne sojusze) rządzą niestety krócej od miernych (Zygmunt III Waza rządził 45 lat i nie wykorzystał szansy osadzenia na carskim tronie swojego syna).

Uczestnicząc w obchodach zwycięstwa nad bolszewikami, musimy spojrzeć na to wydarzenie z jeszcze innej perspektywy. Przy życiu został już tylko jeden weteran tamtej wojny. Ze względu na wiek nie jest już w stanie opowiedzieć o tym, co czuł po wygranej bitwie. Nie zaszczepi nam już genu zwycięzców. Nie powie, że nie wolno marnować czasu.

Nawet jeśli później naszym żołnierzom było dane uczestniczyć w zwycięskich bojach (np. pod Monte Cassino), to trudno to porównać z batalią z 1920 r. Pod Warszawą naszą armią dowodzili Polacy i walczyliśmy w swojej wojnie. We Włoszech nasze oddziały były częścią wojsk alianckich. O ile żołnierze toczący w 1920 roku bój z bolszewikami o istnienie Rzeczpospolitej mogli czuć się zwycięzcami, o tyle ci z armii gen. Władysława Andersa, choć pokonali Niemców, musieli czuć gorycz. Kraj, o który walczyli, na pół wieku znalazł się w sowieckiej strefie wpływów.

Dziś sukcesy na szczęście rzadko odnosi się na polu bitwy. Ofiary nie są mierzone liczbą poległych i zaginionych w akcji, a podbojów nie liczy się kilometrami kwadratowymi podbitych ziem. Sukces odnosi ten, kto potrafi zapewnić obywatelom takie warunki, dzięki którym we własnym kraju są w stanie budować swoją przyszłość i tworzyć potęgę państwa. Do tej pory wielkie fale emigracyjne były powodowane obawą przed represjami najeźdźców lub ich namiestników w polskich mundurach. Teraz Polacy uciekają, bo czują, że lepsza przyszłość czeka ich za granicą. We własnym państwie sukces nie wynika zwykle z ciężkiej i uczciwej pracy, ale z przynależności do partyjnego lub towarzyskiego plemienia.

Polacy, którzy w 1920 r. pokonali bolszewików, mieli siłę, dzięki której wywalczyli przestrzeń potrzebną do życia. Pokonali także Ukraińców we Lwowie, wygrali z Niemcami rywalizację o Wielkopolskę i z Litwinami o Wileńszczyznę.

Dziś siłę mierzy się zdolnością do budowania sojuszy. Litwa skarży się na Polaków Amerykanom, Czechów obraził premier Donald Tusk, od Ukraińców odwróciliśmy się, chcąc ułożyć sobie relacje z Rosją. W efekcie relacje z Kijowem prawie zamarły, a politycy z Kremla szydzą z nas przy okazji śledztwa smoleńskiego.

O ile więc 92 lata temu w Polakach było widać siłę, o tyle teraz bije z nas raczej bezradność. Na kolejną wiktorię przyjdzie nam więc poczekać. Po zwycięstwie pod Grunwaldem na kolejny sukces tej miary czekaliśmy 273 lata, do odsieczy wiedeńskiej. Musiało minąć kolejnych 237 lat, by polskie wojsko mogło znów wysoko podnieść swój sztandar.

Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?