Od wielu dni politycy PiS mówią wyłącznie o aferze Amber Gold, tak gorliwie, że kilka dni wcześniej byli upominani przez gazetę Orlińskiego za nagonkę na Michała Tuska. Znawca gier komputerowych może tego nie wiedzieć albo nie chcieć wiedzieć (nie tak dawno czynił, kłamliwie, polityka PiS synem znanego esbeka). Z pewnością wie to gazeta, która te przemyślenia zamieszcza.
Liczy się bowiem gwar, naczelna cecha obecnej „debaty". To nieważne, że inni na tej samej stronie napiszą z kolei, że prawica się znęca nad premierem. Główna teza - uczynić każdą sprawę, nawet tak trudną dla rządu, historią o złej i głupiej opozycji - zostaje przecież utrzymana.
A sprawa jest trudna dla rządu niezależnie od tego, że nie sądzę, aby Tusk cynicznie wysłał syna do firmy zarządzanej przez oszusta. Nawet jemu jako ojcu współczuję, wiem, jak ważna jest dla niego rodzina i jak dramatycznie odbiera, gdy ktoś jej dotknie. Ale stał się symbolem systemu, którego odpryskiem są dwie opowieści. O panu, który prowadzi interesy, do których nie ma uprawnień (jako karany), ani minimalnej wiarygodności. I o młodym człowieku, który zgodził się szukać kariery, nie zważając na koszty.
Piszę o stanie naszej wiedzy na dziś, bo nie zdziwię się, gdy wypłyną nowe fakty. Tak jak w przypadku afery hazardowej pokazującej zrost jakiejś części rządzących elit z niezbyt czystym biznesem. A w tle mamy wiele opowieści towarzyszących, od których Tuska oddzielić się nie da. O służbach specjalnych, które czegoś tam zaniedbały, ale których szef sam wyszedł wprost z biznesu będącego przedmiotem zainteresowania tychże służb, więc żądanie od niego, aby bił na alarm, jest absurdem (piszę o panu Bondaryku). Albo o prokuraturze, która została „odpolityczniona" w roku 2010 tak skutecznie, że dziś nikt z rządu nie może jej nakazać reakcji na oczywiste, zdaniem komentatora „Wyborczej" Witolda Gadomskiego, przypadki przestępstw.
Opozycja o tym akurat gada aż do znudzenia. Za cicho? To kupcie jej tubę, ale nie odgrywajcie starej zgranej farsy: jak zwykle wina Kaczyńskiego.