Przedstawiony przez Jarosława Kaczyńskiego program PiS to bardziej zbiór pobożnych życzeń niż realny, możliwy do wprowadzenia program społeczno-gospodarczy. To dobrze, że największa partia opozycyjna porusza ważkie dla Polaków sprawy i zmusza niefrasobliwy rząd Donalda Tuska do poszukiwania recept. Szkoda jednak, że robi to w tak populistycznym tonie, iż jej propozycje stają się niewiarygodne i łatwe do utrącenia. Co więcej, program jest skonstruowany niechlujnie i zawiera merytoryczne błędy.
Puste obietnice
Z przedstawionych przez PiS 53 postulatów niemal połowa, bo aż 21, zawiera obietnice. Króluje słowo „ulga", w dodatku używana w sposób bałaganiarski. PiS deklaruje m.in.: obniżymy podatki na paliwa, wprowadzimy ulgi podatkowe dla rodzin (kolejny postulat mówi o realnych ulgach dla rodzin, jaka jest różnica?), dla przedsiębiorców i pracodawców (czym się oni różnią?), ulgę podręcznikową, ulgę dla emerytów którzy osiągają dochód do 1 tys. zł, subwencję do przedszkoli (wyżej jest mowa o bonie na przedszkola, nie wiadomo w końcu, co ma być), obniżymy składki ZUS dla młodych, składkę rentową o 2 pkt proc. dla wszystkich, więcej pieniędzy przeznaczymy na aktywizację bezrobotnych, wyższy będzie też zwrot akcyzy za paliwo rolnicze.
Po pierwsze nie wiadomo, skąd wziąć na to pieniądze. Szacunkową wartość takiego pakietu – jego podsumowanie deklaruje premier Tusk – można wyliczać na kwotę ok. 40–50 mld zł. Sama obniżka składki rentowej to 9 mld zł, ulgi w podatkach dla rodzin ok. 2 mld zł, ubytki w podatkach od paliw ok. 5 mld zł. Nałożenie podatków na hipermarkety czy przejściowego podatku bankowego nie zasypie tej luki.
Można oczywiście mieć nadzieję, że obniżanie obciążeń podatkowych spowoduje szybszy wzrost liczby podatników i tym samym wyższe wpływy do budżetu, ale prezentowanie tak daleko idących postulatów musi jakoś „się spinać". Jeśli nie ma takiej informacji, plan traci wiarygodność.
Po drugie: wątpliwości budzi zasadność tych działań. Na przykład dlaczego wprowadzać ulgi podatkowe dla emerytów, którzy – jak dowodzą statystyki – są niemal najmniej narażaną na ubóstwo grupą w Polsce? W naszym kraju biedę tak naprawdę odczuwają rodziny wychowujące dzieci (to one są najbardziej narażone na nędzę) i nie wiadomo, dlaczego to ich rodziców, zarabiających na przykład minimalną pensję, nie zwalniać z podatku.