Polacy zasługują na więcej

Kaczyński wpada we własne sidła. Sam robi to, co zarzuca Tuskowi. Płynie z prądem, przygotowuje program działań swojej partii, wpatrując się w sondaże – uważa publicysta „Rzeczpospolitej”

Aktualizacja: 05.09.2012 01:00 Publikacja: 05.09.2012 00:41

Polacy zasługują na więcej

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała Waldemar Kompała

Przedstawiony przez Jarosława Kaczyńskiego program PiS to bardziej zbiór pobożnych życzeń niż realny, możliwy do wprowadzenia program społeczno-gospodarczy. To dobrze, że największa partia opozycyjna porusza ważkie dla Polaków sprawy i zmusza niefrasobliwy rząd Donalda Tuska do poszukiwania recept. Szkoda jednak, że robi to w tak populistycznym tonie, iż jej propozycje stają się niewiarygodne i łatwe do utrącenia. Co więcej, program jest skonstruowany niechlujnie i zawiera merytoryczne błędy.

Puste obietnice

Z przedstawionych przez PiS 53 postulatów niemal połowa, bo aż 21, zawiera obietnice. Króluje słowo „ulga", w dodatku używana w sposób bałaganiarski. PiS deklaruje m.in.: obniżymy podatki na paliwa, wprowadzimy ulgi podatkowe dla rodzin (kolejny postulat mówi o realnych ulgach dla rodzin, jaka jest różnica?), dla przedsiębiorców i pracodawców (czym się oni różnią?), ulgę podręcznikową, ulgę dla emerytów którzy osiągają dochód do 1 tys. zł, subwencję do przedszkoli (wyżej jest mowa o bonie na przedszkola, nie wiadomo w końcu, co ma być), obniżymy składki ZUS dla młodych, składkę rentową o 2 pkt proc. dla wszystkich, więcej pieniędzy przeznaczymy na aktywizację bezrobotnych, wyższy będzie też zwrot akcyzy za paliwo rolnicze.

Po pierwsze nie wiadomo, skąd wziąć na to pieniądze. Szacunkową wartość takiego pakietu – jego podsumowanie deklaruje premier Tusk – można wyliczać na kwotę ok. 40–50 mld zł. Sama obniżka składki rentowej to 9 mld zł, ulgi w podatkach dla rodzin ok. 2 mld zł, ubytki w podatkach od paliw ok. 5 mld zł. Nałożenie podatków na hipermarkety czy przejściowego podatku bankowego nie zasypie tej luki.

Można oczywiście mieć nadzieję, że obniżanie obciążeń podatkowych spowoduje szybszy wzrost liczby podatników i tym samym wyższe wpływy do budżetu, ale prezentowanie tak daleko idących postulatów musi jakoś „się spinać". Jeśli nie ma takiej informacji, plan traci wiarygodność.

Po drugie: wątpliwości budzi zasadność tych działań. Na przykład dlaczego wprowadzać ulgi podatkowe dla emerytów, którzy – jak dowodzą statystyki – są niemal najmniej narażaną na ubóstwo grupą w Polsce? W naszym kraju biedę tak naprawdę odczuwają rodziny wychowujące dzieci (to one są najbardziej narażone na nędzę) i nie wiadomo, dlaczego to ich rodziców, zarabiających na przykład minimalną pensję, nie zwalniać z podatku.

Podobnie jest z paliwem rolniczym. Już obecnie ta ulga kosztuje całkiem sporo, rolnicy korzystają też z pomocy unijnej, KRUS jest niemal w całości finansowany z budżetu, zyskali właśnie okres przejściowy w emerytalnych przywilejach. Dlaczego więc właśnie ta grupa ma otrzymać kolejną ulgę.

Kłopot z programem PiS nie kończy się na jego niepodliczeniu oraz na słabym merytorycznie uzasadnieniu planów. Kuleje też jego wiarygodność. Przyjrzyjmy się np. postulatowi cofnięcia ustawy podnoszącej wiek emerytalny do 67 lat dla obojga płci.

Skąd ta wolta?

Jarosław Kaczyński, gdy był premierem, wielokrotnie podnosił kwestię konieczności wydłużenia aktywności zawodowej Polaków. Przygotowywana przez ówczesnego wicepremiera Ludwika Dorna, a później przez śp. ministra Przemysława Gosiewskiego, tzw. ustawa o emeryturach pomostowych była ostrzejsza niż wdrożona później przez gabinet Tuska. Zakładała ograniczenie liczby osób mających przywileje emerytalne z ponad 1 mln do 130 tys., podczas gdy gabinet Tuska ograniczył ich liczbę do 270 tys.

Skąd zatem wolta w tej sprawie? To wyłącznie efekt wpatrywania się w sondaże poparcia dla tej reformy przez Polaków. Wiadomo, że są przeciw, trzeba więc płynąć z prądem. Kaczyński wpada tu we własne sidła – robi sam to, co zarzuca Tuskowi. Można oczywiście domagać się od rządu realnych działań na rzecz polityki rodzinnej czy aktywizacji starszych osób, ale samo upominanie się o cofnięcie zmian w wieku emerytalnym na milę trąci populizmem.

W programie są też oprócz powtórzeń czy logicznych sprzeczności błędy merytoryczne. Jest tam na przykład postulat „opłacenia przez państwo składek ubezpieczenia społecznego dla rodziców przebywających na urlopie wychowawczym". Przypomnijmy, że po pierwsze tak się już dzieje (osoba na takim urlopie ma odprowadzane przez budżet składki na emeryturę i rentę), a po drugie to właśnie zasługą rządu Kaczyńskiego jest podniesienie tych składek (wpisał to do programu polityki rodzinnej, później rząd Tuska tylko to „przyklepał"). To dzięki PiS wzrosły one z niespełna 100 zł do ponad 400 zł miesięcznie.

Podobnie jest z postulatem „wliczenia do okresu składkowego urlopu macierzyńskiego kobiety prowadzącej działalność gospodarczą". Dziś samozatrudniona ma wypłacany zasiłek macierzyński za ten okres, a od jego wysokości są odprowadzane składki do ZUS i OFE. Skąd ten postulat? Chodzi zapewne nie o urlop macierzyński, ale wychowawczy (obecnie jest on zarezerwowany dla pracowników).

Takie pomyłki nie mogą pojawiać się w dokumencie programowym. Świadczą nie tylko o beztrosce, ale również o nieprzygotowaniu doradców partii. Program nie odpowiada też na realne, ale niewygodne wyzwania, jakie stoją przed Polską. Co na przykład z Kartą nauczyciela i zapaścią w edukacji – propozycja likwidacji gimnazjów warta jest rozważenia, podobnie jest z postulatami dotyczącymi drogich podręczników, ale to nie wystarczy. Co z odrębnymi systemami emerytalnymi górników czy rolników, kosztownymi przywilejami wybranych grup zawodowych czy ze złą kondycją systemu ochrony zdrowia (likwidacja NFZ i upaństwowienie służby zdrowia może i dobrze brzmi, ale nie jest remedium na jej problemy). PiS we wstępie do programu martwi się też o stan finansów państwa, po czym składa obietnice kosztujące krocie.

Na własne życzenie

Prawo i Sprawiedliwość w jednym ma rację. Polacy zasługują na więcej, a okres pięcioletnich rządów ekipy Donalda Tuska to w wielu kwestiach czas zmarnowanych szans. Jednak recepta, jaką przedstawia Jarosław Kaczyński, już na starcie osłabia ten przekaz i powoduje, że nie jest ona zbyt poważnie traktowana.

Przedstawiony przez Jarosława Kaczyńskiego program PiS to bardziej zbiór pobożnych życzeń niż realny, możliwy do wprowadzenia program społeczno-gospodarczy. To dobrze, że największa partia opozycyjna porusza ważkie dla Polaków sprawy i zmusza niefrasobliwy rząd Donalda Tuska do poszukiwania recept. Szkoda jednak, że robi to w tak populistycznym tonie, iż jej propozycje stają się niewiarygodne i łatwe do utrącenia. Co więcej, program jest skonstruowany niechlujnie i zawiera merytoryczne błędy.

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Joe Biden wymierzył liberalnej demokracji solidny cios
Opinie polityczno - społeczne
Juliusz Braun: Religię w szkolę zastąpmy nowym przedmiotem – roboczo go nazwijmy „transcendentalnym”
Opinie polityczno - społeczne
Skrzywdzeni w Kościele: Potrzeba transparentności i realnych zmian prawnych
Opinie polityczno - społeczne
Edukacja zdrowotna, to nadzieja na lepszą ochronę dzieci i młodzieży. List otwarty
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Prawdziwy test dla Polski zacznie się dopiero po zakończeniu wojny w Ukrainie
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska