Burzliwe wydarzenia na ulicach stolicy związane z marszem niepodległości ONR i MW podzieliły głęboko opinię publiczną, nie tylko w ocenie poszczególnych faktów, ale także na poziomie języka jakim należy je opisać, ocenić i wytłumaczyć. Dla jednych był to wyraz przede wszystkim społecznego protestu przeciw wyalienowanej władzy, dla innych przejaw chuligaństwa, naiwności i nieodpowiedzialności, dla jeszcze innych sygnał o odradzaniu się w Polsce nacjonalizmu, a może nawet faszyzmu.
Mało jednak kto zwraca uwagę, że dramatyczne wydarzenia, jakich byliśmy świadkami na warszawskich ulicach, były przede wszystkim mniej lub bardziej radykalną formą kontestacji założycielskiego kompromisu polskiej demokracji z roku 1989. W tym też sensie są one fragmentem trudnej, czasem gorzkiej, ale dobrze znanej lekcji, którą przejść musiały wszystkie niemal nowoczesne, dojrzałe już demokracje.
Kompromis i kontestacja
Kiedy przyjrzymy się bowiem z tego punktu wiedzenia demokracji amerykańskiej, niemieckiej, czy – podobnej w swej genezie do polskiej – demokracji hiszpańskiej, dobrze widać, że ich punktem założycielskim, ba, nawet mitem założycielskim, był wielki kompromis lub samoograniczenie. Polityczny kompromis dwunastu dość różnych skonfederowanych kolonii, z których w roku 1789 wyrosły Stany Zjednoczone. Słynna godzina „zero" i swoiste powojenne samoograniczenie niemieckiego społeczeństwa, z którego od roku 1948 wyrasta nowa, silna, europejska Republika Federalna. Kompromis i samoograniczenie zwolenników i ofiar Franco po śmierci dyktatora w roku 1975 – cnoty, dzięki którym już w roku 1986 Hiszpania stała się częścią UE.
Z tego samego jednak punktu widzenia widać także, że we wszystkich tych przypadkach – podobnie jak dziś w Polsce – pojawia się chwila, w której zaczyna być kontestowany kompromis i umowa „ojców założycieli". W Stanach Zjednoczonych, była nim w jakimś sensie wojna secesyjna, w Niemczech bunt młodzieży z roku 1968, w Hiszpanii zaś z jednej strony, dość groteskowa próba zamachu stanu pułkownika Tejero del Miliny z roku 1981, z drugiej zaś ostry skręt w lewo dokonany premiera Zapatero na początku XXI w., który nie skrywał dystansu wobec kompromisowej polityki socjalistów z PSOE, w epoce Felipe Gonzálesa.
Powody dla których nowoczesne demokracje w kilkadziesiąt lat po zawarciu kompromisu założycielskiego przeżywają swoisty, czasem dramatyczny, "kryzys wzrostu" są złożone. Po pierwsze – świat się zmienia i wczorajsze kompromisy, często nie rozwiązują dzisiejszych dylematów. Po drugie, demokratyczny kompromis w imieniu społeczeństwa zawierają z reguły elity, które nigdy nie mają pełnej, stuprocentowej legitymizacji. Zawsze pozostaje jakaś, mniejsza lub większa „reszta" społeczeństwa, która ma prawo, a w jakimś sensie także obowiązek, demonstrować swe niezadowolenie czy wyobcowanie.