Lekcja dojrzewania polskiej demokracji

Kolejne pokolenia dorastające w państwie mają prawo do kontestowania "historycznego kompromisu" zawartego przez ojców-założycieli. Pytanie, w jaki sposób

Publikacja: 25.11.2012 17:40

Lekcja dojrzewania polskiej demokracji

Foto: Rzeczpospolita

Red

Burzliwe wydarzenia na ulicach stolicy związane z marszem niepodległości ONR i MW podzieliły głęboko opinię publiczną, nie tylko w ocenie poszczególnych faktów, ale także na poziomie języka jakim należy je opisać, ocenić i wytłumaczyć. Dla jednych był to wyraz przede wszystkim społecznego protestu przeciw wyalienowanej władzy, dla innych przejaw chuligaństwa, naiwności i nieodpowiedzialności, dla jeszcze innych sygnał o odradzaniu się w Polsce nacjonalizmu, a może nawet faszyzmu.

Mało jednak kto zwraca uwagę, że dramatyczne wydarzenia, jakich byliśmy świadkami na warszawskich ulicach, były przede wszystkim mniej lub bardziej radykalną formą kontestacji założycielskiego kompromisu polskiej demokracji z roku 1989. W tym też sensie są one fragmentem trudnej, czasem gorzkiej, ale dobrze znanej lekcji, którą przejść musiały wszystkie niemal nowoczesne, dojrzałe już demokracje.

Kompromis i kontestacja

Kiedy przyjrzymy się bowiem z tego punktu wiedzenia demokracji amerykańskiej, niemieckiej, czy – podobnej w swej genezie do polskiej – demokracji hiszpańskiej, dobrze widać, że ich punktem założycielskim, ba, nawet mitem założycielskim, był wielki kompromis lub samoograniczenie. Polityczny kompromis dwunastu dość różnych skonfederowanych kolonii, z których w roku 1789 wyrosły Stany Zjednoczone. Słynna godzina „zero" i swoiste powojenne samoograniczenie niemieckiego społeczeństwa, z którego od roku 1948 wyrasta nowa, silna, europejska Republika Federalna. Kompromis i samoograniczenie zwolenników i ofiar Franco po śmierci dyktatora w roku 1975 – cnoty, dzięki którym już w roku 1986 Hiszpania stała się częścią UE.

Z tego samego jednak punktu widzenia widać także, że we wszystkich tych przypadkach – podobnie jak dziś w Polsce – pojawia się chwila, w której zaczyna być kontestowany  kompromis i umowa „ojców założycieli". W Stanach Zjednoczonych, była nim w jakimś sensie wojna secesyjna, w Niemczech bunt młodzieży z roku 1968, w Hiszpanii zaś z jednej strony, dość groteskowa próba zamachu stanu pułkownika Tejero del Miliny z roku 1981, z drugiej zaś ostry skręt w lewo dokonany premiera Zapatero na początku XXI w., który nie skrywał dystansu wobec kompromisowej polityki socjalistów z PSOE, w epoce Felipe Gonzálesa.

Powody dla których nowoczesne demokracje w kilkadziesiąt lat po zawarciu kompromisu założycielskiego przeżywają swoisty, czasem dramatyczny, "kryzys wzrostu" są złożone. Po pierwsze – świat się zmienia i wczorajsze kompromisy, często nie rozwiązują dzisiejszych dylematów. Po drugie, demokratyczny kompromis w imieniu społeczeństwa zawierają z reguły  elity, które nigdy nie mają pełnej, stuprocentowej legitymizacji. Zawsze pozostaje jakaś, mniejsza lub większa „reszta" społeczeństwa, która ma prawo, a w jakimś sensie także obowiązek, demonstrować swe niezadowolenie czy wyobcowanie.

Po trzecie wreszcie, ważny wydaje się „syndrom następnego pokolenia", z którym mamy właśnie do czynienia w Polsce. Wielki społeczny kompromis, czy polityczne samoograniczenie są bowiem oczywiste i zrozumiałe tylko w określonym historycznym momencie ich zawierania – wówczas, gdy wyraźnie czuć groźbę zewnętrznej interwencji, wojny domowej czy utraty niepodległości. Dla każdego kolejnego pokolenia, które żyje w innym całkiem świecie, „święte kompromisy" ojców jawią się jako abstrakcyjne, niejasne, lub po prostu zgniłe. Zbyt lewicowe lub zbyt prawicowe, zbyt wolnorynkowe lub zbyt socjalistyczne, zbyt tradycyjne lub zbyt nowoczesne. Zawsze podejrzane i nieaktualne.

Nowe pokolenie

Wracając do wydarzeń na warszawskich ulicach: krytykując wszelkie przejawy przemocy, łamania prawa i ksenofobii, warto zachować także szerszą perspektywę. Warto dostrzec nieuchronny, choć bezsprzecznie trudny moment dojrzewania polskiej demokracji, i przekazywania jej w ręce kolejnego pokolenia młodych, czasem radykalnych, Polek i Polaków. Moment w którym okrągłostołowy kompromis, oczywisty i zrozumiały dla dużej części pokolenia Solidarności, pokoleniu Facebooka, a w każdym razie jego części, wydać się może obcy, nieuzasadniony i niezrozumiały.

Aby ten ważny i trudny moment nie zakończył się scenami z paryskiego maja 1968, czy – tym bardziej– jakąś weimarską katastrofą, kluczowa wydaje się nie tyle demonstracja siły państwa (oczywiście, potrzebna w sytuacji ulicznej przemocy), czy tym bardziej próby delegalizacji ruchów radykalnych, lecz rzetelna, obywatelska edukacja i debata

Władza i ogromna część społeczeństwa, która odwołuje się do mitu założycielskiego demokracji, ma obowiązek permanentnego przekonywania do niego zarówno jego oponentów, jak i przede wszystkim, nowe, młode, pokolenie.

Trudno nie dostrzec i nie docenić w tym kontekście wysiłków obu ostatnich prezydentów. Bo choć dzieli ich różni bardzo wiele, to zarówno śp. Lech Kaczyński jak Bronisław Komorowski, podjęli wysiłek na rzecz obywatelskiej, ponadpartyjnej, historycznej i demokratycznej edukacji Polaków.

Sam wysiłek głowy państwa to jednak za mało. Ważne wydaje się na także przemyślenie systemu edukacji szkolnej, w której kształcenie o Polsce współczesnej nie może kończyć się na roku 1980. Jeśli bowiem młodzi ludzie o wydarzeniach roku 1989 dowiadują się czasem tylko poza szkołą, z różnych pokątnych, często zideologizowanych i stronniczych źródeł, trudno żeby docenili wartość i logikę okrągłego stołu.

Dobrym doświadczeniem w tym zakresie wydaje się także fenomen niemieckich fundacji politycznych, które nie są partyjnymi think-thankami, lecz zajmują się przede wszystkim edukacją polityczną i obywatelską, dzięki której ekstremiści (zarówno lewicowi, jak prawicowi) nie mają czego szukać w poważnej niemieckiej polityce.

Swoją rolę mają tu do odegrania wreszcie ludzie mediów, kultury, nauki czy duchowni, którzy mają prawo, a w jakimś sensie obowiązek właściwym im językiem, rozmawiać ze społeczeństwem o dylematach, wartości i wyjątkowości polskiej drogi do demokracji.

Autor jest politologiem, wykładowcą na UKSW i sekretarzem naukowym Studium Generale Europa

Burzliwe wydarzenia na ulicach stolicy związane z marszem niepodległości ONR i MW podzieliły głęboko opinię publiczną, nie tylko w ocenie poszczególnych faktów, ale także na poziomie języka jakim należy je opisać, ocenić i wytłumaczyć. Dla jednych był to wyraz przede wszystkim społecznego protestu przeciw wyalienowanej władzy, dla innych przejaw chuligaństwa, naiwności i nieodpowiedzialności, dla jeszcze innych sygnał o odradzaniu się w Polsce nacjonalizmu, a może nawet faszyzmu.

Pozostało 91% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?