Zatrudnię Greka w Polsce

Można stosunkowo łatwo poradzić sobie z bezrobociem w Unii Europejskiej. Bez pompowania pieniędzy w gospodarkę. Trzeba do końca uwolnić rynek pracy – uważa biznesmen

Publikacja: 05.03.2013 18:10

Red

George Friedman, założyciel i szef Stratfor, twierdzi w

błyskotliwym tekście opublikowanym w „Rzeczpospolitej”

, że jeśli Unia Europejska nie poradzi sobie z bezrobociem w 2013 roku, to mamy murowany rozpad unijnej wspólnoty i ponowny podział na państwa narodowe. Teza ta jest interesująca, ale fałszywa. Rynek pracy w Unii może stosunkowo łatwo stanąć na nogi. Nie trzeba pompować publicznych pieniędzy w gospodarkę. Wystarczy uwolnić do końca rynek pracy w całej Unii i pomóc bezrobotnym w poszukiwaniu zatrudnienia w innych krajach.

Musimy odpowiedzieć sobie także w Polsce na pytanie: czy chcemy, by państwo wydawało pieniądze na kolejne kosztowne, nie dające żadnej gwarancji na sukces projekty, czy może chcemy uwolnić możliwości, które już są? Czy chcemy budować omnipotencję administracji, budować nowe urzędy, tworzyć kolejne etaty w Brukseli i stolicach poszczególnych państw, czy chcemy realnie pomóc ludziom i tym samym dać napęd gospodarkom?

Unia nie upadnie

To prawda: Unia ciągle pogrążona jest w kryzysie. Wychodzi z niego wolniej niż USA, na które powołuje się szef Stratfor. Mnogość interesów wewnętrznych, polityczna różnorodność, gry partyjne w poszczególnych krajach opóźniają wszelkie poważne decyzje polityczne i gospodarcze. Według Eurostatu unijny poziom bezrobocia jest najwyższy od powstania UE. Wynosi dziś 10,7 procenta dla wszystkich krajów UE, przy czym liczby te wyglądają jeszcze gorzej, jeżeli uwzględnimy tylko dane krajów strefy euro ze średnio 11,8-procentowym poziomem bezrobocia. Czy to jednak znaczy, że Unia ma upaść? Pozwolę się nie zgodzić z George'em Friedmanem.

Obserwuję z bliska rynek pracy od 15 lat. Znam dobrze mechanizmy zachodzące między polityką a gospodarką. Zgadzam się, że wraz z rosnącym poziomem bezrobocia polityka się radykalizuje. To dość oczywiste. W sytuacji, gdy ludzie młodzi nie mogą realizować swoich marzeń, mimo ukończonej wieloletniej edukacji, nastroje społeczne wiodą do radykalizmów. Czy to z lewej czy z prawej strony sceny politycznej.

W USA poziom bezrobocia jest głównym wskaźnikiem gry wyborczej. Wielokrotnie słyszeliśmy w trakcie poprzedniej kadencji prezydenta Obamy o wpływie poziomu bezrobocia na możliwy sukces lub przegraną w wyborach prezydenckich. Administracja Obamy, we współpracy z Rezerwą Federalną, wydała ogromne środki na wspomożenie amerykańskiej gospodarki. Astronomiczne kwoty pompowane w gospodarkę nie miały precedensu w historii. Trzeba przyznać, że operacja się udała. Poziom bezrobocia w USA znacząco spadł z poziomu prawie 10 procent w 2010 roku do 7,8 procenta w 2013, i Barack Obama wygrał kolejne wybory.

Praca w innych krajach

Stany Zjednoczone to jednak przykład nietypowy. To państwo z zupełnie innym systemem socjalnym i prawnym niż Unia Europejska. Proste porównanie parametrów gospodarek USA i UE jest nieuprawnione. Unia nie jest i nie będzie w najbliższym czasie jednym państwem. Jest zbyt słabo zintegrowana w ramach bardzo ważnego rynku, którego odpowiednia liberalizacja i odpowiednie zarządzanie są wsparciem dla procesów gospodarczych. Unii Europejskiej brak jest jednego prawdziwego wspólnego i klarownego rynku pracy.

Z tego też powodu nie mogę zgodzić się z analizą George'a Friedmana. Rosnący poziom bezrobocia w UE jest politykom potrzebny do przebudzenia. Rosnące napięcia społeczne mogą zmienić twardą dotychczas wolę Niemców dokonania wielkich cięć w Grecji. Pozwolą Grekom, Hiszpanom czy Cypryjczykom na dłuższy okres dostosowawczy dla ich gospodarek mocno przyzwyczajonych do publicznego pieniądza. Prawdziwym ratunkiem w okresie przejściowym jest w tym przypadku europejski rynek pracy.

Popatrzmy na cyfry. Największy wzrost bezrobocia w 2012 roku miał miejsce w Hiszpanii (o 3,5 punktu procentowego), Grecji (o 8 punktów procentowych) i na Cyprze (o 4,5 punktu procentowego). Sposobem przetrwania dla osób pozostających bez pracy może być zatrudnienie w innych krajach Unii. Niemcy, Austria, Wielka Brytania czy Holandia mają stopę bezrobocia znacznie niższą, i według danych z ich rynków pracy wciąż posiadają dużą zdolność zatrudniania pracowników, w tym też tych z innych krajów. Tu jest wciąż ogromny potencjał wzrostu produktywności gospodarczej Unii Europejskiej.

Co blokuje system?

Nasuwa się pytanie: dlaczego, jak w fizyce, nie zadziała prawo wyrównania potencjałów. Skoro w naczyniu połączonym, którym jest Unia, inne ciśnienie panuje po stronie ofert pracy na północy, a inne na południu, wydaje się, że przepływ pracy i talentów powinien nastąpić już dawno temu. Problem w tym, że rynki nie są tak proste jak fizyka.

Pomiędzy poszczególnymi naczyniami (krajami) istnieje tak wiele filtrów (przepisów) i zwężeń (braku informacji), że powodują one blokadę całego systemu. Rząd polski bardzo rozsądnie walczył w procesie przedakcesyjnym, by po wejściu do UE Polacy mieli dostęp do rynków pracy naszych zachodnich sąsiadów. Można się zżymać, mówić o traceniu talentów i opuszczaniu kraju przez młodych i najbardziej elastycznych. Ale w Grecji i Hiszpanii, z ich ponad 20-procentowym bezrobociem, problem jest znacznie większy. Nie mówiąc już o tym, że zdobyte za granicą doświadczenie i kapitał coraz więcej ludzi wykorzystuje wracając do Polski lub pomagając swoim rodzinom ekonomicznie. Tworząc w ten sposób nowe miejsca pracy w kraju. Według danych NBP blisko 1 mln osób pracujących za granicą przesyła pieniądze do Polski. Kwoty te przekroczyły już dawno poziom 1,2 mld euro i są niebagatelne nawet w skali polskiej gospodarki. Dla przykładu, ostatnia podwyżka VAT daje podobną sumę wpływów do budżetu państwa.

Likwidujmy bariery

Gdybym mógł doradzić politykom UE, powiedziałbym, że warto zbudować jeden wielki europejski rynek pracy, polegający nie tylko na możliwości podejmowania pracy przez każdego z członków Unii w każdym kraju (do dziś na przykład Rumuni czy Bułgarzy nie mogą pracować wszędzie), ale również na likwidacji wszelkich barier biurokratycznych, prawnych i podatkowych. Ten rynek musi być przejrzysty. Skoro każdy kraj ma do dyspozycji nie tylko informacje na temat swoich bezrobotnych i ich kompetencji, ale również na temat swoich miejsc pracy i wielokrotnie braku ich obsadzenia, dlaczego nie wykorzystywać tych danych? Dlaczego młody Grek nie może znaleźć na stronie internetowej swojego urzędu zatrudnienia, informacji o pracy w Niemczech, Holandii lub Austrii, lub na temat kompetencji, jakie są potrzebne, żeby taką pracę dostać? Prywatni pośrednicy nie mają wiedzy w zakresie tego, jacy ludzie na jakie stanowiska są potrzebni w innych krajach. Tę wiedzę mają natomiast rządy. Mogłyby się nią dzielić z sektorem prywatnym. Pożytek z tego mieliby wszyscy.

W krajach Unii poza rządowymi instytucjami funkcjonuje kilkadziesiąt tysięcy prywatnych agencji pośrednictwa pracy i agencji rekrutacyjnych. Najbardziej rozbudowane struktury w tym zakresie mają Holandia, Belgia i Wielka Brytania, czyli kraje z najniższą stopą bezrobocia. Oczywiście nie twierdzę, że sama mnogość tych instytucji powoduje spadek bezrobocia, ale z pewnością sprzyja maksymalnej wydajności rynku pracy. Przykładów jest wiele. Według danych Monster, jednego z największych portali rekrutacyjnych, kilkadziesiąt tysięcy miejsc pracy w sektorach IT i finansów oraz centrach usług wspólnych w Polsce jest wciąż nieobsadzonych. Brakuje pracowników z odpowiednimi kompetencjami. Dlaczego więc nie mielibyśmy zatrudnić młodych Greków, Hiszpanów i Portugalczyków, skoro pracując u nas będą mogli wydawać zarobione pieniądze na lokalnym rynku, tworząc nowe miejsca pracy w wymagających mniej kompetencji sektorach gospodarki?

Więcej wolności

Hernando de Soto, jeden z najwybitniejszych ekonomistów Ameryki Łacińskiej, w swojej książce „Tajemnica kapitału”, udowadniał, jak ogromny wpływ na gospodarki rozwijające się ma kapitał zamrożony w prawie własności. Im więcej praw własności do ziemi, budynków, domów, im mniej skomplikowane procedury wchodzenia w te prawa, tym kraj ma większe szanse gospodarcze – twierdzi ten, wielokrotnie nagradzany za swoje teorie, naukowiec. Większe szanse powoduje używanie przez ludzi, firmy i kraje zamrożonego i nie pracującego kapitału, który nie należy do nikogo. Kapitału, który można użyć, biorąc pod jego zastaw kredyt, sprzedając, tworząc cały oparty na nim system finansowy.

Tę tezę można zastosować do krajów rozwiniętych i ich rynków pracy. Im bardziej zliberalizowane, czytelne i dostępne są rynki pracy, tym mniej na tych rynkach niepracującego ludzkiego kapitału. Kapitału, który tak samo, jak ten wynikający z prawa własności, daje wiele nowych szans. Pozwala na inwestycje, kredyt i wzrost wartości rynków finansowych. Kapitału talentów, którego pozyskanie kosztuje całkiem sporo.

Skuteczna walka z bezrobociem

W ten sposób powinniśmy w Europie walczyć z bezrobociem. Tymczasem dziś unijni politycy próbują robić to przez inwestycje infrastrukturalne ze środków wspólnotowych UE. To zadziałało w latach 2004-2010. Dziś już nie działa. W wielu krajach inwestycje spowodowały wzrost zadłużenia z powodu wkładów własnych. Zadłużenie państw znajduje się pod dużą presją rynków, powodując jego ogromny koszt. Keynesowska polityka pompowania środków w gospodarkę nie działa najlepiej, chyba że środki te nie będą pochodzić z emisji kolejnego długu, a z inwestycji państw, które mają nadwyżki finansowe. A o to w Europie jest trudno. Poza roponośną Norwegią wszystkie kraje mają spore deficyty i mimo stabilności, wysokie zadłużenie w stosunku do PKB.

Silniejsze kraje UE powinny dać szansę słabszym, wyrównując potencjały na rynkach pracy. Zatrudniając Greka, podatnik niemiecki rozwiązuje sobie dwa problemy. Po pierwsze zyskuje kolejnego konsumenta swoich dóbr, po drugie zmniejsza presję na swój rząd, który próbuje utrzymać korzystną dla Niemców unię walutowa. W międzyczasie politycy krajów, które popadły w tarapaty, mają czas na opracowanie innej strategii gospodarczej niż wzrost przez wydatki rządowe.

Przywódcy unijni, w tym polscy, powinni zrobić wszystko, by doprowadzić do pełnej przejrzystości i pełnego otwarcia rynku pracy. Skoro w 2010 roku stan Michigan (mieszka w nim 10 milionów Amerykanów), w którym było 15-procentowe bezrobocie, nie oddzielił się od USA, jest duża szansa, że Grecja (z 11 milionami Greków) nie będzie starała się uciekać z Unii, widząc w niej możliwości na lepsze jutro. Amerykanie z Michigan znajdowali pracę w innych stanach. Pomóżmy Grekom znaleźć pracę w innych państwach należących do Unii. Także w Polsce. Opłaci się to nam wszystkim.

Autor jest twórcą i współwłaścicielem firmy Work Service, największej w Polsce agencji pracy. W latach 2007-2011 był senatorem (do 2009 z ramienia Platformy Obywatelskiej)

George Friedman, założyciel i szef Stratfor, twierdzi w

błyskotliwym tekście opublikowanym w „Rzeczpospolitej”

Pozostało 99% artykułu
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę
Opinie polityczno - społeczne
Rząd Donalda Tuska może być słusznie krytykowany za tempo i zakres rozliczeń
Materiał Promocyjny
Świąteczne prezenty, które doceniają pracowników – i które pracownicy docenią
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Katedrą Notre Dame w Kreml