Pomiędzy poszczególnymi naczyniami (krajami) istnieje tak wiele filtrów (przepisów) i zwężeń (braku informacji), że powodują one blokadę całego systemu. Rząd polski bardzo rozsądnie walczył w procesie przedakcesyjnym, by po wejściu do UE Polacy mieli dostęp do rynków pracy naszych zachodnich sąsiadów. Można się zżymać, mówić o traceniu talentów i opuszczaniu kraju przez młodych i najbardziej elastycznych. Ale w Grecji i Hiszpanii, z ich ponad 20-procentowym bezrobociem, problem jest znacznie większy. Nie mówiąc już o tym, że zdobyte za granicą doświadczenie i kapitał coraz więcej ludzi wykorzystuje wracając do Polski lub pomagając swoim rodzinom ekonomicznie. Tworząc w ten sposób nowe miejsca pracy w kraju. Według danych NBP blisko 1 mln osób pracujących za granicą przesyła pieniądze do Polski. Kwoty te przekroczyły już dawno poziom 1,2 mld euro i są niebagatelne nawet w skali polskiej gospodarki. Dla przykładu, ostatnia podwyżka VAT daje podobną sumę wpływów do budżetu państwa.
Likwidujmy bariery
Gdybym mógł doradzić politykom UE, powiedziałbym, że warto zbudować jeden wielki europejski rynek pracy, polegający nie tylko na możliwości podejmowania pracy przez każdego z członków Unii w każdym kraju (do dziś na przykład Rumuni czy Bułgarzy nie mogą pracować wszędzie), ale również na likwidacji wszelkich barier biurokratycznych, prawnych i podatkowych. Ten rynek musi być przejrzysty. Skoro każdy kraj ma do dyspozycji nie tylko informacje na temat swoich bezrobotnych i ich kompetencji, ale również na temat swoich miejsc pracy i wielokrotnie braku ich obsadzenia, dlaczego nie wykorzystywać tych danych? Dlaczego młody Grek nie może znaleźć na stronie internetowej swojego urzędu zatrudnienia, informacji o pracy w Niemczech, Holandii lub Austrii, lub na temat kompetencji, jakie są potrzebne, żeby taką pracę dostać? Prywatni pośrednicy nie mają wiedzy w zakresie tego, jacy ludzie na jakie stanowiska są potrzebni w innych krajach. Tę wiedzę mają natomiast rządy. Mogłyby się nią dzielić z sektorem prywatnym. Pożytek z tego mieliby wszyscy.
W krajach Unii poza rządowymi instytucjami funkcjonuje kilkadziesiąt tysięcy prywatnych agencji pośrednictwa pracy i agencji rekrutacyjnych. Najbardziej rozbudowane struktury w tym zakresie mają Holandia, Belgia i Wielka Brytania, czyli kraje z najniższą stopą bezrobocia. Oczywiście nie twierdzę, że sama mnogość tych instytucji powoduje spadek bezrobocia, ale z pewnością sprzyja maksymalnej wydajności rynku pracy. Przykładów jest wiele. Według danych Monster, jednego z największych portali rekrutacyjnych, kilkadziesiąt tysięcy miejsc pracy w sektorach IT i finansów oraz centrach usług wspólnych w Polsce jest wciąż nieobsadzonych. Brakuje pracowników z odpowiednimi kompetencjami. Dlaczego więc nie mielibyśmy zatrudnić młodych Greków, Hiszpanów i Portugalczyków, skoro pracując u nas będą mogli wydawać zarobione pieniądze na lokalnym rynku, tworząc nowe miejsca pracy w wymagających mniej kompetencji sektorach gospodarki?
Więcej wolności
Hernando de Soto, jeden z najwybitniejszych ekonomistów Ameryki Łacińskiej, w swojej książce „Tajemnica kapitału”, udowadniał, jak ogromny wpływ na gospodarki rozwijające się ma kapitał zamrożony w prawie własności. Im więcej praw własności do ziemi, budynków, domów, im mniej skomplikowane procedury wchodzenia w te prawa, tym kraj ma większe szanse gospodarcze – twierdzi ten, wielokrotnie nagradzany za swoje teorie, naukowiec. Większe szanse powoduje używanie przez ludzi, firmy i kraje zamrożonego i nie pracującego kapitału, który nie należy do nikogo. Kapitału, który można użyć, biorąc pod jego zastaw kredyt, sprzedając, tworząc cały oparty na nim system finansowy.
Tę tezę można zastosować do krajów rozwiniętych i ich rynków pracy. Im bardziej zliberalizowane, czytelne i dostępne są rynki pracy, tym mniej na tych rynkach niepracującego ludzkiego kapitału. Kapitału, który tak samo, jak ten wynikający z prawa własności, daje wiele nowych szans. Pozwala na inwestycje, kredyt i wzrost wartości rynków finansowych. Kapitału talentów, którego pozyskanie kosztuje całkiem sporo.
Skuteczna walka z bezrobociem
W ten sposób powinniśmy w Europie walczyć z bezrobociem. Tymczasem dziś unijni politycy próbują robić to przez inwestycje infrastrukturalne ze środków wspólnotowych UE. To zadziałało w latach 2004-2010. Dziś już nie działa. W wielu krajach inwestycje spowodowały wzrost zadłużenia z powodu wkładów własnych. Zadłużenie państw znajduje się pod dużą presją rynków, powodując jego ogromny koszt. Keynesowska polityka pompowania środków w gospodarkę nie działa najlepiej, chyba że środki te nie będą pochodzić z emisji kolejnego długu, a z inwestycji państw, które mają nadwyżki finansowe. A o to w Europie jest trudno. Poza roponośną Norwegią wszystkie kraje mają spore deficyty i mimo stabilności, wysokie zadłużenie w stosunku do PKB.