Ostatnia kłótnia między Donaldem Tuskiem a Jarosławem Gowinem po raz kolejny miała odwrócić uwagę Polaków od tego, co im doskwiera. Telenowela polityczna o sporach liberałów z konserwatystami w łonie Platformy Obywatelskiej to sposób na to, żeby opinia publiczna nie zajmowała się zbyt intensywnie, chociażby problemami służby zdrowia.
Nic nie zostało z postulatu „szarpnięcia cugli" wysuniętego przez Rokitę w czasach, gdy PO prezentowała się jako ugrupowanie antyestablishmentowe
Śmierć dziecka, do którego nie przyjechało na czas pogotowie, wywołała społeczny gniew pod adresem Bartosza Arłukowicza – skądinąd nie tylko ministra zdrowia, ale i lekarza pediatry – a przecież takich sytuacji rząd powinien unikać. Stwierdzenie, że dla ekipy Tuska najważniejsza jest troska o nieskazitelny wizerunek, który ma zapewnić jej wiekuiste trwanie u władzy, trąci już banałem. Tym niemniej nigdy nie dość zrywania fasady zasłaniającej prawdę o PO.
Widmo lat 90.
W ubiegłym tygodniu na łamach „Polityki” ukazał się fragment rozmowy rzeki Roberta Krasowskiego z Janem Rokitą. Niedoszły „premier z Krakowa” opowiada w niej o kulisach negocjacji między Platformą a Prawem i Sprawiedliwością w sprawie tworzenia wspólnego rządu w roku 2005. Bo przecież wtedy znacząca część wyborców, zniesmaczona aferą Rywina i generalnie rządami postkomunistów, czekała na realizację idei IV RP w wykonaniu koalicji PO-PiS.
Platforma występowała jako partia antyestablishmentowa. Wysuwała hasła, które dziś bywają domeną eurosceptyków (do historii przeszło „Nicea albo śmierć” Rokity). Opowiadała się między innymi za lustracją i konserwatyzmem kulturowym w życiu publicznym. Nic dziwnego, że w roku 2001, Adam Michnik, zrozpaczony wyeliminowaniem ze sceny politycznej Unii Wolności, oskarżał PO o populizm, stawiając ją niemal w jednym szeregu z Samoobroną, PiS i Ligą Polskich Rodzin, mimo że Platforma wtedy nie była jeszcze w deklaracjach tak radykalną formacją, jaką się stała dwa lata później, po ujawnieniu afery Rywina. Wystarczyło tylko, że założyli ją – jak to ujął Bronisław Geremek – „zbiedzy” z UW, by narazić się Michnikowi.