Chcemy „Europy rodziny”

Deklarujemy gotowość współpracy z różnymi środowiskami politycznymi w Polsce i poza nią, jeśli będzie tego wymagał interes Polski. Bo to on jest najważniejszy – przekonuje europoseł PiS.

Publikacja: 22.05.2019 18:58

Chcemy „Europy rodziny”

Foto: EP/Fred MARVAUX

Wybory 26 maja będą wyjątkowe w 40-letniej historii bezpośrednich wyborów do Parlamentu Europejskiego. W 1979 r. odbyła się pierwsza tego typu elekcja. Wcześniej europarlament składał się z reprezentantów delegowanych doń przez poszczególne parlamenty narodowe. Ale przez te cztery dekady i tak z góry było wiadome, że powstanie tzw. wielka koalicja, składająca się z chadeków i socjalistów. Skądinąd taka „Grosse Koalition" często miała miejsce również w państwach członkowskich UE, takich jak: Niemcy, Austria, Luksemburg. Wyjątkiem od tej „grupy trzymającej władzę", czyli chadeków i socjalistów, były koalicje Europejskiej Partii Ludowej z liberałami. Dziś jednak po raz pierwszy nie wiadomo, kto wygra wybory. Jedno jest pewne: znacząco wzrośnie rola eurorealistów, takich partii, jak Prawo i Sprawiedliwość, ale też eurosceptyków, euronegatywistów, tradycjonalistów i konserwatystów. Dzięki temu Parlament będzie bardziej politycznie zrównoważony, zapewne mniej ideologiczny i mniej skoncentrowany na udowadnianiu, że kraje naszego regionu mają siedzieć cicho.

To wydaje się być pewne. Ale tylko to. Jaki więc powinien być Parlament w Brukseli i Strasburgu i jakie powinny być inne instytucje UE zdaniem obozu władzy w Polsce? Chcemy, aby Unia Europejska powróciła do wartości, które legły u fundamentów Zjednoczonej Europy, a potem uznane zostały za podstawowe przez mężów stanu i katolików, dziś kandydatów na ołtarze Kościoła katolickiego – Francuza Roberta Schumana i Włocha Alcide'a de Gasperi. Owszem, Zjednoczona Europa była budowana na negacji dwóch totalitaryzmów: niemieckiego narodowego socjalizmu i sowieckiego komunizmu. Ale jednocześnie silnie odwoływała się do wartości chrześcijańskich i takiej właśnie tradycji. Takiej Europy chcemy i dziś.

Unia polskimi oczami

Gdy po dziesięciu latach zajmowania stanowiska szefa Komisji Europejskiej Francuz Jacques Delors został zapytany, czego zabrakło w czasie jego dwóch kadencji, odpowiedział, że EWG za mało zwracała uwagę na sprawy kultury. No, właśnie... Integracja europejska w oparciu tylko o biznes to za mało, by europejski projekt mógł się udać. Potrzeba odwołania do dziedzictwa chrześcijańskiej Europy i pokazania historycznej ciągłości.

Polska jest krajem, w którym, według europejskich badań, jak w żadnym innym przywiązuje się wagę do wartości rodzinnych. Stąd oczywisty postulat, że PiS chce „Europy rodziny", czyli takiej Unii, która gwarantuje prawa rodziców do wychowywania własnych dzieci, a jak trzeba, to tego prawa broni.

Patrzymy na Unię polskimi oczami – to powinno być oczywiste dla polskich polityków. Ale skoro tak, to musimy pamiętać, że Polska jest w Unii krajem o największej procentowo liczbie osób zatrudnionych w rolnictwie – obok Grecji. Dlatego też chcemy, aby UE w przyszłości gwarantowała europejskie wsparcie dla polskiej wsi. Oznacza to w praktyce funkcjonowanie „koalicji zadaniowej", która będzie skupiać państwa o istotnej roli rolnictwa. Ten sojusz już w praktyce działa i skupia Polskę, Francję, Włochy, Hiszpanię, Portugalię i Grecję. Jesteśmy przekonani, że ten szeroki alians zmieni niekorzystne dla rolnictwa propozycje nowego budżetu UE na lata 2021–2027, zakładające spadek o 5 proc. nakładów na rolnictwo i spadek o 1 proc. środków na dopłaty bezpośrednie przeznaczone dla rolników.

Budżet zależy od wyborów

Skoro o budżecie mowa, to wchodzimy w decydującą fazę walki o jego kształt. Na razie na stole leży fatalna pozycja KE, którą niestety bez zastrzeżeń poparła reprezentującą Polskę – od czasów rządów PO–PSL, w których była wicepremierem – komisarz Elżbieta Bieńkowska. Wbrew propagandzie Koalicji Europejskiej, jakie to mają oni kontakty i wpływy w UE, właśnie ich reprezentantka w Komisji Europejskiej pokazała, że można zajmować bardzo wysokie stanowisko i nie mieć nic do powiedzenia lub nie chcieć mieć nic do powiedzenia w sprawach dla Polski kluczowych.

Prace nad unijnym budżetem na lata 2021–2027 ruszą po wyborach. Walczymy o nieprzesuwanie środków z naszego regionu do Europy Południowej, wciąż jednak zamożniejszej, oraz do Europy Północnej i Zachodniej, więc regionów najbogatszych. Jak komisarz Bieńkowska mogła dopuścić do – jak to określił jej kolega partyjny, europoseł Jan Olbrycht – „rozsmarowania" budżetu unijnego po całej Europie, co oznacza niespotykane dotąd transfery do najbogatszych regionów Europy. Polski rząd i polscy europosłowie muszą skoncentrować się na pracy w ramach nieformalnej koalicji „przyjaciół Funduszu Spójności", bo jest to jeden z dwóch głównych tzw. kranów finansowych dla naszego kraju. Drugim – wspólna polityka rolna.

Równe traktowanie

Unijny wspólny rynek musi być rzeczywiście WSPÓLNY. A to oznacza naprawdę równe traktowanie polskich firm, także np. transportowych, na terenie choćby Niemiec, Francji czy Austrii. Ograniczenia w tym zakresie, wspierane przez dwie największe frakcje (EPL – tam gdzie PO i PSL – oraz socjalistów – tam gdzie SLD) pokazują, że w tej sprawie „stara Unia" dalej dzieli UE na Europę A i B. Walka o dostęp do rzeczywiście wspólnego rynku będzie jednym z priorytetów dla europosłów PiS.

Deklarujemy gotowość współpracy z różnymi środowiskami politycznymi i w Polsce, i poza nią – krajami, rządami i partiami – jeśli będzie tego wymagał interes Polski. Bo to on jest najważniejszy.

Wybory 26 maja będą wyjątkowe w 40-letniej historii bezpośrednich wyborów do Parlamentu Europejskiego. W 1979 r. odbyła się pierwsza tego typu elekcja. Wcześniej europarlament składał się z reprezentantów delegowanych doń przez poszczególne parlamenty narodowe. Ale przez te cztery dekady i tak z góry było wiadome, że powstanie tzw. wielka koalicja, składająca się z chadeków i socjalistów. Skądinąd taka „Grosse Koalition" często miała miejsce również w państwach członkowskich UE, takich jak: Niemcy, Austria, Luksemburg. Wyjątkiem od tej „grupy trzymającej władzę", czyli chadeków i socjalistów, były koalicje Europejskiej Partii Ludowej z liberałami. Dziś jednak po raz pierwszy nie wiadomo, kto wygra wybory. Jedno jest pewne: znacząco wzrośnie rola eurorealistów, takich partii, jak Prawo i Sprawiedliwość, ale też eurosceptyków, euronegatywistów, tradycjonalistów i konserwatystów. Dzięki temu Parlament będzie bardziej politycznie zrównoważony, zapewne mniej ideologiczny i mniej skoncentrowany na udowadnianiu, że kraje naszego regionu mają siedzieć cicho.

Pozostało 80% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Tusk wygrał z Kaczyńskim, ograł koalicjantów. Czy zmotywuje elektorat na wybory do PE?
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Wybory do PE. PiS w cylindrze eurosceptycznego magika
Opinie polityczno - społeczne
Maciej Strzembosz: Czego chcemy od Europy?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Warzecha: Co Ostatnie Pokolenie ma wspólnego z obywatelskim nieposłuszeństwem
Opinie polityczno - społeczne
Jan Zielonka: Donald Tusk musi w końcu wziąć się za odbudowę demokracji