Hunwejbini historii literatury

Czy przez homoseksualne uprzedzenia Sienkiewicza nie znamy wątku gejowskiego w relacjach Michała Wołodyjowskiego z panem Zagłobą? – pyta publicysta „Rzeczpospolitej".

Publikacja: 14.04.2013 21:43

Mariusz Cieślik

Mariusz Cieślik

Foto: Fotorzepa, Robert gardziński RG Robert gardziński

Polemizowanie z bredniami ma to do siebie, że niewielka z tego korzyść dla polemisty, a duża dla krytykowanego. Brednia dzięki polemice rośnie, stając się nagle poważnym poglądem na sprawę, któremu uwagę poświęcają media kreujące debatę publiczną. Aż w końcu do sprawy odnieść się muszą wszyscy: branżowe autorytety, publicyści, politycy i Bóg wie kto jeszcze.

Faszyzm w „Pustyni i w puszczy"

Dokładnie tak się stało w przypadku Elżbiety Janickiej i jej słusznie zapomnianej książki „Festung Warschau" sprzed dwóch lat, którą niestety z lamusa wyciągnęli dziennikarze PAP. Dziś, kiedy po kilkunastu dniach zamieszania jej teorie o homoseksualizmie i antysemityzmie bohaterów „Kamieni na szaniec" zostały wyśmiane lub skrytykowane przez wszystkich włącznie z „Gazetą Wyborczą" (piórem Krzysztofa Vargi, który słusznie zapytywał, kto dał Elżbiecie Janickiej doktorat z literaturoznawstwa, skoro nie umie ona czytać ze zrozumieniem), ten sam dziennik daje jej w weekendowym wydaniu trybunę, by powtarzała te same brednie.

Nie byłoby sensu z nimi polemizować, gdyby autorka w tej rozmowie nie ujawniła wreszcie, o co naprawdę jej chodzi, a można w tej sytuacji założyć, że podobne cele przyświecają wspierającym Janicką tuzom polskiej humanistyki z Marią Janion na czele i „Krytyce Politycznej" (która książkę „Festung Warschau" wydała).

A to już nie są żarty. Bo to, co proponuje Janicka, jest w istocie próbą przedefiniowania historii literatury wedle reguł współczesnej politycznej poprawności. Narzędziami zaś są insynuacje i skrajna ideologizacja kojarząca się z czasami stalinowskimi.

Wiem, że to mocne słowo, ale tylko wtedy każdemu tekstowi z historii literatury dorabiano kontekst klasowy. Dlatego objęto wtedy zakazem druku np. najzupełniej niewinne zdawałoby się „W pustyni i w puszczy" Henryka Sienkiewicza. Za sympatię dla imperializmu.

Nie zdziwiłbym się, gdyby doktor Janickiej ta książka nie spodobała się z powodu podejrzanego stosunku autora do Murzynów, przepraszam: „rdzennych mieszkańców Afryki", co widzimy choćby w postaci Kalego („jeśli ktoś Kalemu zabrać krowy, to jest zły uczynek. Dobry to jak Kali zabrać komuś krowy").

Gdyby Janicka wzięła się za Sienkiewicza, na pewno okazałby się nie tylko rasistą (czego już wyżej dowiedziono), ale i nacjonalistą, a kto wie, może nawet faszystą. Bo od patriotyzmu do faszyzmu, jak wiemy od ideologów z kręgu „Krytyki Politycznej", droga prosta. To, że pisał Sienkiewicz swoje książki „ku pokrzepieniu serc", w czasach kiedy Polski nie było, dla ludzi o mentalności pani doktor nie ma znaczenia. Bo dokładnie w taki sposób traktuje „Kamienie na szaniec" i ich bohaterów. To, że ta książka powstała jako pomnik postawiony dla uczczenia młodych bohaterów okupacyjnej Warszawy, chłopców, którzy zginęli, zanim zdążyli stać się mężczyznami, nie ma dla hunwejbinów historii literatury najmniejszego znaczenia. Podobnie jak to, że tę powieść u Aleksandra Kamińskiego wręcz zamówiono, by zagrzewał nią do walki młodych ludzi.

Czego nie ma w książce

Dla Elżbiety Janickiej najistotniejsze w tej książce jest to, czego w niej nie ma: męczeństwa polskich Żydów i wątku gejowskiego. To, że Jan Bytnar „Rudy" i Tadeusz Zawadzki „Zośka" byli parą, wydaje się przesądzone. To tylko uprzedzenia sprawiły, że Aleksander Kamiński o tym nie napisał.

O tym traktuje mój ulubiony fragment wywiadu autorstwa Pawła Smoleńskiego: „W kulturze mniej homofobicznej i mniej patriarchalnej nie byłoby w ogóle sprawy. Wydawało się dotąd, że polska wspólnota narodowa zasadza się na dwóch rodzajach wykluczenia – etnicznym i religijnym. Istotnym kryterium wykluczenia okazuje się jednak także heteronormatywność. Heteronormatywność produkuje homofobię. Homofobia to odczłowieczenie".

Proszę wybaczyć ten przydługi cytat, wiem, że język jest tu równie bełkotliwy co myśl i gdybym nie wiedział, że redaktor Smoleński tak na serio, sądziłbym, że sobie z doktor Janickiej żarty robi, pozwalając jej się pogrążać.

Ale skoro mówimy serio, to przetłumaczymy tę wypowiedź na język polski. Cóż nam tu doktor Janicka komunikuje: że mianowicie istnieje coś tak podejrzanego jak polska wspólnota narodowa, z której wykluczeni są ludzie innej narodowości i innej niż dominująca religii. To pierwsze każdemu człowiekowi, który ma trochę oleju w głowie, wydaje się oczywiste, na poparcie tej drugiej tezy nie mamy tu żadnego argumentu, ale przecież w świecie ideologii nie są one niezbędne.

I teraz najważniejsze przesłanie: otóż zdaniem Elżbiety Janickiej ze wspólnoty narodowej wyklucza się też podejrzanych o homoseksualizm. Jak ona do tego doszła, jeden Bóg raczy wiedzieć. Można się jedynie domyślić, że chodzi o „nieheteronormatywność" „Zośki" z „Kamieni na szaniec". Czyli o to, że tego młodzieńca obśmiewano z powodu jego delikatności i wrażliwości kojarzącej się z kobiecą czy homoseksualną.

Romans Gustawa z Konradem

Doktor Janicka nie rozumie albo udaje, że nie rozumie, że w grupie rówieśniczej wśród nastolatków wyśmiewa się każdego, kto jest inny: wyższy, niższy, chudszy, grubszy. To by nie pasowało do tezy, że kryterium polskości jest „heteronormatywność", czyli hołdowanie tradycyjnym rolom płciowym.

Cały ten wywód ma nas prowadzić do wniosku, że gdybyśmy od pokoleń nie byli homofobami nienawidzącymi gejów, Aleksander Kamiński uczciwie by napisał w „Kamieniach na szaniec", że „Zośka" i „Rudy" byli gejami. I że to ich miłość homoseksualna była motorem zorganizowania akcji pod Arsenałem, gdzie Grupy Szturmowe pod dowództwem Tadeusza Zawadzkiego odbiły Jana Bytnara z rąk gestapo.

Jakie są na to dowody? Żadnych. Poza tym, że w książce bohaterowie mówią o sobie z miłością i wspominają siebie nawzajem w chwili śmierci. Ale po co dowody, skoro mówimy o czymś, czego nie napisano z powodu uprzedzeń. Tak jak przez uprzedzenia Sienkiewicza nie znamy wątku gejowskiego w relacjach Michała Wołodyjowskiego z panem Zagłobą, a przez homofobię Mickiewicza nie wiemy nic na temat romansu łączącego w „Dziadach" Gustawa z Konradem. Umyślnie obracam całą sprawę w absurd, ponieważ jest ona skrajnie absurdalna. Ale chcę zadać pytanie, jak można w ogóle nad czymś takim poważnie debatować w duchu, który proponuje w swoim wywiadzie Paweł Smoleński? To, że mamy do czynienia z osobą niedouczoną i opętaną ideologią, widać przecież na pierwszy rzut oka.

Elżbieta Janicka zarzucająca polskiej kulturze patrzenie na świat przez pryzmat seksualności to istna komedia. To ona jest idealnym przykładem tego zjawiska. Ona, która nie może pojąć, że możliwa jest braterska miłość bez seksu. I że ma to głębokie korzenie w naszej kulturze.

Tym gorzej dla faktów

A teraz insynuacja numer 2, wobec której nie sposób nie użyć określenia „haniebna", insynuacja antysemicka. I tu znowu obracamy się w kręgu tego, co nienapisane. Nowy, coraz powszechniejszy sposób insynuowania antysemityzmu polega mianowicie na tym, że ten, kto w swoich dziełach wątku żydowskiego nie podejmuje, jest antysemitą.

A w przypadku „Kamieni na szaniec" dotyczy to zdaniem Elżbiety Janickiej również bohaterów, zwłaszcza „Zośki". Ten był antysemitą z co najmniej dwóch powodów: że po pierwsze – jego ojciec Józef Zawadzki jako rektor Politechniki Warszawskiej wprowadził getto ławkowe, a po drugie – że chodził do warszawskiego gimnazjum Batorego, a tam silny był ONR.

Znowu trzeba niestety odwołać się do czasów stalinizmu, z których pani doktor najwyraźniej czerpie inspirację, to wtedy uważano, że dzieci dziedziczą winy ojców. W normalnych czasach ludzie sami odpowiadają za swoje czyny. Nie ma żadnych dowodów i Janicka ich nie przytacza, że „Zośka" czy „Rudy" byli antysemitami. Ba, nic nie wskazuje nawet, że mieli coś wspólnego z ONR, bo przecież w Batorym jeszcze silniejsze od endeckich były sympatie sanacyjne i jeszcze prędzej działały tam organizacje młodzieżowe powiązane z obozem rządzącym.

Ale skoro fakty nie zgadzają się z tezą, tym gorzej dla faktów. Bytnara ktoś podobno widział na jakimś ONR-owskim zebraniu (co nie znajduje potwierdzenia w żadnych badaniach historyków), ale to już wystarczy, by stał się antysemitą. Zawadzki miał ojca podejrzanego o antysemityzm, a Aleksander Kamiński, mimo że był łącznikiem AK z gettem (otrzymał nawet medal Sprawiedliwego wśród Narodów Świata), nie pisze o powstaniu w getcie i zagładzie Żydów.

To, że autor „Kamieni na szaniec" poświęcił swoją powieść młodym ludziom, których bohaterskimi czynami żyła w czasie wojny Warszawa, nie jest żadnym argumentem. Gdyby nie był antysemitą, jak niemal każdy Polak, napisałby o dzielnej walce powstańców z getta.

Opowiedzieć na nowo

Oczywiście, gdyby Elżbieta Janicka przeczytała kilka książek, a choćby i wywiad z Władysławem Bartoszewskim z tego samego numeru „Gazety Wyborczej", wiedziałaby, że Polska była jedynym krajem Europy, gdzie w podziemiu powstała oficjalna instytucja Rada Pomocy Żydom Żegota, stawiająca sobie za cel pomoc skazanym na Zagładę. I że robiono to w miarę niewielkich możliwości, mimo że za pomoc Żydom całej rodzinie ukrywającego groziła kara śmierci. Mitem nie jest też polsko-żydowskie braterstwo broni. Pomoc AK dla powstańców z getta była faktem. Bez niej żadne powstanie nie byłoby możliwe. Ci zaś, którzy przeciw Niemcom wystąpili, doskonale wiedzieli, że większa pomoc nie jest możliwa i że idą na śmierć, czego dowodzą choćby wspomnienia Marka Edelmana.

Ale dość już o tym. Polemizowanie z bredniami nie miałoby sensu, gdyby nie prowadziło do wydarzeń takich jak niemiecki film „Nasze matki, nasi ojcowie", dzięki któremu 21 milionów widzów w Niemczech dowiedziało się, że polska armia podziemna w zasadzie przyłożyła rękę do Holokaustu.

A teraz najważniejsze. Obsesyjne tropienie antysemitów wśród postaci polskiej historii i literatury, podobnie jak poszukiwanie wątków gejowskich, nie jest wcale objawem psychicznej aberracji, tylko przemyślaną strategią. Przyznaje to sama Janicka: „Chodzi o to, by przewartościować przeszłość i opowiedzieć ją na nowo, czyniąc miejsce dla polskich obywateli poddawanych wcześniej przemocy i wykluczeniu przez polską kulturę większościową, którą do dzisiaj w niezmienionym niemal kształcie transmitują najważniejsze instytucje społeczne: dom, Kościół, szkoła".

Czyli chodzi o to, by zlustrować polską historię oraz literaturę z punktu widzenia współczesnej politycznej poprawności i w jej imieniu dokonać wykluczenia: antysemitów oraz homofobów. A są nimi wszyscy ci, którzy o Żydach i gejach nie pisali, niektórych chyba można by w ostateczności zostawić, ale opatrując słusznym komentarzem. Kiedy już owej lustracji dokonamy, oczyścimy „dom, Kościół i szkołę" z miazmatów religijno-patriotyczno-homofobicznych, Polska stanie się krajem z marzeń Elżbiety Janickiej i jej patronów.

Na razie pogrążające nasz kraj w mrokach średniowiecza instytucje jeszcze się opierają, ale rewolucja już trwa. Jej wynik dla „domu, Kościoła i szkoły" wcale nie jest oczywisty.

Polemizowanie z bredniami ma to do siebie, że niewielka z tego korzyść dla polemisty, a duża dla krytykowanego. Brednia dzięki polemice rośnie, stając się nagle poważnym poglądem na sprawę, któremu uwagę poświęcają media kreujące debatę publiczną. Aż w końcu do sprawy odnieść się muszą wszyscy: branżowe autorytety, publicyści, politycy i Bóg wie kto jeszcze.

Faszyzm w „Pustyni i w puszczy"

Pozostało 96% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?