Drugie wejście smoka

Kapitał chiński rozlewa się po świecie, bo Państwo Środka musi gdzieś lokować swoje gigantyczne rezerwy. Ostatnio mocno zainteresowali się Polską – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”

Publikacja: 27.05.2013 18:48

Paweł Rożyński

Paweł Rożyński

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała Waldemar Kompała

Kilka dni temu Chińczycy kupili za około 300 mln zł zakłady łożysk tocznych w Kraśniku. To największa dotąd chińska inwestycja w Polsce. Firma Tri Ring Group, działająca w branży zbrojeniowej i motoryzacyjnej, ma nie tylko zachować blisko 2 tys. miejsc pracy, ale i dalej rozwijać firmę, która jeszcze niedawno znajdowała się w finansowych tarapatach.

Chińczycy mówią o przyczółku do dalszej ekspansji w Europie. Podobne deklaracje padają zresztą przy innych okazjach. Bo inwestycja w Kraśniku to tylko element nowego zjawiska, jakim jest przyspieszenie chińskich inwestycji nad Wisłą. Jednych to zachwyca (bo Chińczycy pomogą nam walczyć z kryzysem), innych – niepokoi. Jedno jest pewne. Inwestycje zza Wielkiego Muru przestają być traktowane jako egzotyka i ciekawostka. Wiele firm patrzy na nie wręcz jak na wybawienie, a rząd Donalda Tuska musi się liczyć z nowym partnerem, który jest drugą największą potęgą gospodarczą świata, ma 3,3 bln dolarów rezerw do zagospodarowania i właśnie wybrał się na duże zakupy. Także do niewielkiego polskiego supermarketu.

Dotychczas największą inwestycją Chin było przejęcie w ubiegłym roku przez LiuGong Machinery cywilnej części huty Stalowa Wola, produkującej maszyny budowlane i dla górnictwa. Mniejszych przedsięwzięć było ostatnio co najmniej kilkanaście. W Łodzi zainwestowały takie firmy jak Yuncheng i Dong Yun, które wytwarzają urządzenia dla branży poligraficznej, czy koncern Victory Technology produkujący części do telewizorów LCD. W branży elektroniki użytkowej, w której Polska jest jednym z największych producentów w Europie, zaistniała też firma TPV Displays, która w Gorzowie produkuje telewizory. Rowery z chińskich części składa w Koszalinie Athletic, zaś Nuctech pod Warszawą wytwarza urządzenia do prześwietlania ładunków dla służby celnej. Chińczyków nie zabrakło też w branży motoryzacyjnej. Beijing West Industries i PCM kupiły od Delphi fabryki części samochodowych w Gliwicach, Tychach i Krośnie.

Politycy ogłosili ocieplenie

Polsko-chińskie kontakty gospodarcze na dobrą sprawę ożywiły się po Expo w Szanghaju w 2010 roku, które było wielkim sukcesem naszego kraju. Po otwarciu naszego pawilonu nawiązującego kształtami do ludowej wycinanki Chińczycy po cztery godziny czekali w kilkusetmetrowej kolejce. Pytanie, czy pawilon był tak wspaniały, czy to Chińczycy zaczęli się nagle interesować Polską. Może i to, i to.

Ponieważ w Chinach polityka wyraźnie wyprzedza gospodarkę, trzeba było zapalić zielone światło na najwyższym szczeblu. W grudniu 2011 roku do Chin udał się prezydent Bronisław Komorowski. Podczas pierwszej wizyty polskiej głowy państwa od 14 lat mówił o „partnerstwie strategicznym”. Z kolei w kwietniu 2012 roku premier Wen Jiabao jako pierwszy od 25 lat premier Chin przybył z wizytą do Polski. Spotkał się z liderami 11 państw Europy Środkowej i Wschodniej. Przedstawił 12-punktowy program promowania przyjaznej współpracy z tą częścią Starego Kontynentu, m.in. przyznanie specjalnej linii kredytowej dla chińskich inwestorów o wartości 10 mld dol.

Od tego czasu chińskie misje gospodarcze niemal bez przerwy lądują na warszawskim Okęciu. W ubiegłym roku swoje przedstawicielstwa otworzyły w Polsce dwa największe chińskie banki: Bank of China (BoC) oraz Industrial and Commercial Bank of China (ICBC). Mają zapewnić finansowanie kapitałowi zza Wielkiego Muru. W najbliższych miesiącach czeka nas upublicznienie kolejnych inwestycji. Na początku tego roku Państwowa Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych (PAIiIZ) prowadziła 13 „chińskich projektów”, co dawało Państwu Środka trzecie miejsce wśród potencjalnych inwestorów zainteresowanych Polską. Jakie branże wchodzą w grę? To tajemnica, ale można się domyślić, że głównie przemysł spożywczy, maszynowy czy energetyka.

Trudne początki

W 2010 roku ówczesny wicepremier Waldemar Pawlak szacował chińskie inwestycje na 328 mln dolarów. „Wartość chińskich inwestycji w Polsce nie przekracza 0,1 proc. ogółu zagranicznego kapitału u nas ulokowanego” – podkreślał polityk ich wciąż ograniczony zasięg. Tymczasem według waszyngtońskiej Fundacji Heritage zagraniczne inwestycje Państwa Środka sięgają już 72,7 mld dolarów rocznie.

Ale w ostatnich latach znacznie wzrosły. Gao Xiqing, prezes państwowego funduszu China Investment Corporation, który lokuje w rozmaite przedsięwzięcia gigantyczne rezerwy finansowe Chin, ujawnił, że wydał w naszym kraju ok. miliarda dolarów, m.in. w spółki na warszawskiej giełdzie. Na całym świecie CIC wchodzi do firm zwykle na nie więcej niż 10 proc. udziału lub za pośrednictwem amerykańskich funduszy, a więc nie rzuca się specjalnie w oczy.

Kapitał chiński napływa też poprzez firmy zarejestrowane w rajach podatkowych, Singapur czy Hongkong. W ubiegłym roku chiński koncern naftowy CNOOC przejął za 15 mld dolarów kanadyjską firmę wydobywczą Nexen, której jedna ze spółek, Marathon Oil, ma liczne koncesje na poszukiwania gazu łupkowego w Polsce.

Na negatywne opinie na temat chińskich inwestycji wpływ miało kilka dotkliwych porażek, które były udziałem chińskiego kapitału. Firmy, którym łatwo szło na swoim podwórku, popełniały kosztowne błędy, działały mało elastycznie, a przede wszystkim nie zbadały rynku, sądząc że niskie ceny załatwią wszystko.

Widać to było na przykładzie Covecu. Chińczycy źle oszacowali koszty budowy autostrady i dali nierealistycznie niską cenę. Nie wzięli pod uwagę gwałtownego wzrostu cen materiałów budowlanych na skutek kumulacji prac przed Euro 2012, co akurat było w dużej mierze winą rządowych opóźnień w ogłaszaniu przetargów. Oczywiście nikt zadania im nie ułatwiał. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że wiele polskich firm odmówiło współpracy, nie chcąc dopuścić do zakorzeniania się w Polsce nowych groźnych rywali. Porażkami zakończyły się też próby budowy fabryki komputerów na Śląsku przez Lenovo (na lodzie zostały firmy, które zbudowały halę) czy projekt składania w Szczecinie wagonów towarowych. Obustronne relacje utrudniają poważne różnice w mentalności. Chińczycy nigdy nie mówią wprost, co myślą, nie odmawiają.

W Stalowej Woli nie mogą dogadać się ze związkowcami z „Solidarności”, którzy szybko weszli w ciągnący się do dziś spór zbiorowy. Tutejszej inwestycję i też nie można nazwać sukcesem. Chińskie plany pokrzyżował niespodziewany nawrót kryzysu w ubiegłym roku i załamanie na światowym rynku maszyn budowlanych.

Ale Chińczycy się nie zrażają. Ich zainteresowanie Polską ma pragmatyczny charakter. Gdyby Chiny nie dostrzegły nad Wisłą interesu, nie pomógłby nawet najwspanialszy pawilon na Expo.

Kapitał chiński rozlewa się po całym świecie, bo Państwo Środka musi gdzieś lokować swoje gigantyczne rezerwy. Poszczególne firmy szukają know-how i zdobywają udziały w rynku, przejmując znane, choćby tylko lokalnie, marki.

W wielu krajach zachodniej Europy Chińczycy nie są mile widziani. Co innego w najbardziej potrzebującej kapitału na rozwój Europie Środkowo-Wschodniej czy państwach zmagających się z problemami finansowymi, jak Grecja czy Hiszpania. W Grecji Chińczycy wykupili wielki port w Pireusie.

Strach przed Chińczykami

Dopóki Chińczycy nie rzucają się w oczy i przejmują stosunkowo małe zakłady, jak ten w Stalowej Woli czy w Kraśniku, nikt nie zwraca na nich specjalnej uwagi. Sytuacja zmieni się diametralnie, gdy sięgną w końcu po większą zdobycz.

Tak od lat dzieje się w Europie Zachodniej. W 2010 roku koncern motoryzacyjny Geely przejął od Forda za 1,3 mld dolarów szwedzkie Volvo. Przed dwoma laty Lenovo przejęło niemieckiego producenta sprzętu komputerowego i drukarek Medion, stając się trzecim co do wielkości graczem na niemieckim rynku komputerów. Nieco symboliczny akt miał miejsce w Wielkiej Brytanii, gdzie wspomniany Geely kupił producenta charakterystycznych czarnych londyńskich taksówek.

Chiński kapitał budzi obawy. Znacznie przewyższa lokowane na świecie przez szejków arabskie petrodolary. I stoi za nim wielka potęga polityczna i militarna, a nie liczne i skłócone ze sobą państwa Zatoki Perskiej.

China Investment Corporation ma już nawet udziały w londyńskim lotnisku Heathrow, operatorze satelitarnym Eutelsat czy Thames Water, spółce odpowiedzialnej za wodociągi i kanalizację w Wielkiej Brytanii. Zdaniem amerykańskiej firmy doradczej Rhodium do 2020 r. łączna wartość chińskich inwestycji w Europie mogłaby osiągnąć 500 mld euro.

Gra do jednej bramki

Chińczycy to błogosławieństwo, jak w przypadku Volvo, które dzięki niemu stanęło na nogi i znów przynosi zyski. Ich kapitał ma jednak też ciemne strony. Chiny mają wielkie rezerwy, a tamtejsze firmy zdobyły swoją potężną pozycję także dzięki mocno kontrowersyjnej polityce walutowej państwa. Zaniżanie kursu juana daje im przewagę konkurencyjną i ułatwia wykoszenie konkurencji. Chińskie koncerny są też często mocno powiązane z Pekinem, podobnie jak rosyjskich oligarchów z Kremlem. Poważnymi zarzutami, które padają pod adresem firm z Państwa Środka, są też niedostateczna ochrona własności intelektualnej i stosowanie barier na własnym rynku. Na tym ostatnim inne zasady dotyczą zagranicznych inwestorów w Chinach, w tym konieczność pozyskania lokalnego partnera, podczas gdy bardziej liberalne obowiązują chińskie firmy w Europie czy w USA.

Zachodni politycy wskazują, że za kapitałem może przyjść polityka. Państwa, którym Chiny pomogły finansowo czy wsparły inwestycjami poprzez swoje spółki, prędzej czy później mogą poczuć się w moralnym obowiązku, by naciskać na zniesienie przez Unię ceł czy postępowań antydumpingowych.

Polska była ostro i nie bez racji krytykowana w Brukseli za wpuszczenie Covecu do budowy autostrad. Chińczycy nie dopuszczają bowiem obcych firm do swoich inwestycji publicznych. A to oznacza grę do jednej bramki. Jak pisał „Financial Times”, „chiński flirt z państwami naszego regionu może stanowić próbę podkopania europejskiej jedności w kwestii wzajemnych stosunków z Chinami”. Problem w tym, że wobec kapitału chińskiego nie ma w Unii spójnej polityki. Nie ma też strategii polskiego rządu wobec chińskiego kapitału (gdzie go oczekujemy, a gdzie nie widzimy dlań miejsca, choćby ze względu na groźbę zabrania miejsc pracy) oraz dotyczącej polskich inwestycji w Chinach i wzajemnego handlu. Nie może być tak, że wymiana handlowa wykazuje kosmiczną nierównowagę. Nasz eksport wynosi 1,3 mld dolarów w skali roku i jest aż 10 razy mniejszy od importu! To największa dysproporcja w całej Europie Środkowo-Wschodniej. Prawie połowa eksportu do Chin przypada przy tym na miedź z KGHM.

Handlujmy i inwestujmy, ale w przyrodzie i gospodarce równowaga jest bardzo wskazana.

Kilka dni temu Chińczycy kupili za około 300 mln zł zakłady łożysk tocznych w Kraśniku. To największa dotąd chińska inwestycja w Polsce. Firma Tri Ring Group, działająca w branży zbrojeniowej i motoryzacyjnej, ma nie tylko zachować blisko 2 tys. miejsc pracy, ale i dalej rozwijać firmę, która jeszcze niedawno znajdowała się w finansowych tarapatach.

Chińczycy mówią o przyczółku do dalszej ekspansji w Europie. Podobne deklaracje padają zresztą przy innych okazjach. Bo inwestycja w Kraśniku to tylko element nowego zjawiska, jakim jest przyspieszenie chińskich inwestycji nad Wisłą. Jednych to zachwyca (bo Chińczycy pomogą nam walczyć z kryzysem), innych – niepokoi. Jedno jest pewne. Inwestycje zza Wielkiego Muru przestają być traktowane jako egzotyka i ciekawostka. Wiele firm patrzy na nie wręcz jak na wybawienie, a rząd Donalda Tuska musi się liczyć z nowym partnerem, który jest drugą największą potęgą gospodarczą świata, ma 3,3 bln dolarów rezerw do zagospodarowania i właśnie wybrał się na duże zakupy. Także do niewielkiego polskiego supermarketu.

Pozostało 90% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?