Ludzie żyją na kilkunastu, kilka przeznaczyli na wyspy-ogrody, na których uprawiają ziemię. Na wyspie Mal jest podstawówka i łąka, na której co kilka miesięcy ląduje misjonarski samolot. Na wyspie Pataxux jest radio, którym można próbować wezwać pomoc. Do najbliższego miasta jest 370 kilometrów oceanu. Dwa–trzy dni łodzią.
Tyle spędził w prymitywnej motorówce miejscowy starosta, którego poznaję na plaży na Pataxux. Wraz ze świtą spieszy na największą w historii wysp uroczystość. Dwie świeckie misjonarki, Beata Woźna i Theresa Wilson, spędziły dziesięć lat, kodyfikując język Seimat, którym mówi 1,5-tysięczna populacja Ninigo. Nauczyły ludzi czytać, przetłumaczyły i wydały Nowy Testament. Gdy uroczyście otwierają kartony z drukarni, ludzie płaczą. Pierwsza książka w ich języku. I pierwsza tak liczna wizyta: 12 obcokrajowców naraz.
Na nasz przyjazd gorączkowo szykowali się od miesięcy. Hodowali świnie, żółwie, budowali chałupy, „morskie toalety" (sławojki na molo nad laguną, w okolicznościach toaletowych spoglądasz w dół, a pod tobą przepływa cały sklep zoologiczny). Poruszające mowy tutejszych oficjeli trwają parę godzin. Później misjonarze, w końcu my: wystąpienia w imieniu Kościołów, ja mam list od ministra Sikorskiego. Po przerwie obiadowej eventu ciąg dalszy: każdy może coś powiedzieć, zatańczyć, opowiedzieć dowcip lub zaśpiewać.
Dwie lekcje z końca świata. To, co dzieje się dziś na Ninigo, to przecież nie tylko wydarzenie kulturowe, religijne, ale też odwrócenie kolonialnej logiki, największej trucizny ludzkości (zawsze, gdy ludzie myślą, że świat służy do podbijania i używania, życie na ziemi staje się koszmarem). Po Niemcach, którzy 100 lat temu wywozili stąd, co się da, zostały dwie kupki gruzu oraz trochę rozsianych w populacji genów. Po Beacie i Teresie – które zamiast brać, dały temu światu siebie – ślad będzie tu na zawsze.
Lekcja druga. Na Ninigo i Hermit nie ma prądu. Nie ma Internetu, telefonów. Nie ma sklepu. Były pieniądze, ale odkąd rząd zabronił połowów strzykw sprzedawanych Chińczykom, pieniędzy też nie ma. Nie ma gazet. Czy ludzie żyją? Żyją. Niemożliwe do wyobrażenia dla nas, dla których wahnięcie kursu euro o złotówkę oznaczałoby definitywny koniec świata.