Edward Snowden. Nieuchronna porażka

Dziś USA występują w roli mocarstwa zajadle ścigającego zdrajców poza swoimi granicami. A Chiny i Rosja ustawiają się w roli obrońców ich praw – pisze publicysta.

Aktualizacja: 30.06.2013 19:30 Publikacja: 30.06.2013 18:45

Mariusz Ziomecki

Mariusz Ziomecki

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Nie dam głowy, że sprawa Edwarda Snowdena skończy się dla niego jakimś, nawet częściowym, happy endem. 29-letni odludek, admin systemów komputerowych, który z pobudek czysto idealistycznych, jak twierdzi, zdemaskował PRISM, amerykański tajny supersystem do przeczesywania globalnych serwisów internetowych, rozpaczliwie stara się nie wpaść teraz w ręce władz swojego kraju.

Może się to okazać trudne, bo choć Snowden ma sojuszników, Wujek Sam jest wściekły, a opinia publiczna, jedyna siła, która skutecznie mogłaby ściganego osłonić, wydaje się zdezorientowana całą sytuacją. I mocno podzielona.

Co o nim myśleć?

Nic w tej historii nie chce się zgadzać, nic nie pasuje do prostej ideologicznej szufladki. Dla kogoś z pokolenia pamiętającego zimną wojnę uderza w tym dramacie odwrócenie ról tradycyjnych protagonistów globalnej sceny: w epoce Internetu to Stany Zjednoczone z alarmującą częstotliwością występują w roli mocarstwa, które zajadle ściga zdrajców poza swoimi granicami.

Kraj, który był czempionem praw człowieka, ze szczególną mściwością traktuje dziś tych, którzy łamią omertę służb specjalnych. Chiny zaś, a teraz i Rosja, negocjują w imieniu Snowdena; przynajmniej oficjalnie i w stopniu ograniczonym własnymi interesami ustawiają się w roli arbitrów i obrońców jego elementarnych praw.

Kim więc jest ten chłopak w okularach – bohaterem jak z filmu, który w pojedynkę, rzucając całe swoje życie na szalę, stawia czoła Złu – czy głodnym rozgłosu, porąbanym emocjonalnie szkodnikiem, który miesza w delikatnym rewirze bezpieczeństwa państwa?

Badania opinii nie przynoszą wiele oświecenia. Według niedawnego sondażu Reuters/Ipsos prawie jedna trzecia (31 proc.) Amerykanów uważa Snowdena za patriotę, który nie powinien ponieść żadnej kary, 21 proc. z kolei za zdrajcę, który powinien zgnić za kratami. Najbardziej znaczące jest, że aż 46 proc. obywateli Stanów nie wie, co o nim myśleć. Opinie polityków też dzielą się niezależnie od barw politycznych. Republikański senator Rand Paul należy np. do zagorzałych obrońców Snowdena, a wpływowa demokratka Dianne Feinstein nie ma wątpliwości, że powinno się go zamknąć i wyrzucić klucz.

Powinniśmy ich rozumieć – w Polsce ćwiczyliśmy podobny spór, gdy wypłynęła na światło dzienne sprawa pułkownika Ryszarda Kuklińskiego, agenta CIA w sztabie generalnym w czasach PRL. Dla jednych był on i pozostanie „pierwszym polskim oficerem w NATO", dla innych – w tym np. Lecha Wałęsy – czarną owcą polskiego wojska, oficerem, który złamał przysięgę.

Równie ambiwalentne są odpowiedzi Amerykanów w kwestii zasadności samych programów National Security Agency (NSA), które wsypał Snowden. Tylko 6 proc. deklaruje, że bez zastrzeżeń akceptuje takie działania władz. Około 45 proc. obywateli jest skłonnych uznać potrzebę monitoringu pod pewnymi warunkami, a 33 proc. odrzuca takie programy stanowczo. Również politycy są tu podzieleni: np. Al Gore, szara eminencja demokratów, uważa, że działania PRISM są niekonstytucyjne, z czym zgadza się sporo znaczących republikanów – ale nie wszyscy demokraci. Podobnie podzielone są amerykańskie media.

Inne czasy, inne metody

Wielu szuka więc analogii historycznych – i sprawa „papierów Pentagonu" narzuca się sama. Gdy ponad 40 lat temu analityk Daniel Ellsberg dał mediom tajny raport Departamentu Obrony na temat wojny w Indochinach i ujawnił, że ówczesny rząd z generałami okłamywali obywateli, też wybuchła potworna awantura.

Ellsberg wylądował przed sądem (który oddalił pozew, gdy wyszło na jaw, że strona rządowa w sposób nielegalny gromadziła dowody), wysiłki zaś rządowych biurokratów, by blokować publikacje prasowe w sprawie „papierów Pentagonu", uciął dopiero Sąd Najwyższy. Na koniec sprawca przecieku został narodowym bohaterem, prawda zwyciężyła. Więc wszystko jasne, brawo Edward!? Niestety, podobieństwa są tu pozorne. Ellsberg w 1971 r. ujawnił coś, co prezydent i wojskowi mieli psi obowiązek powiedzieć obywatelom (że wojna w Wietnamie szła źle); obecne rewelacje Snowdena o operacjach NSA, czymkolwiek są i jeszcze się okażą, raczej nie pasują do tej kategorii. Można uważać, że amerykański rząd poszedł za daleko z PRISM albo nie, jednak program ten został wprowadzony i sfinansowany w sposób legalny, wydaje się mieć merytoryczne uzasadnienie (ponoć umożliwił m.in. błyskawiczną identyfikację sprawców kwietniowego zamachu w Bostonie) oraz podlega kontroli Kongresu (kwestia tylko jak wnikliwej i skutecznej). A o pracy wywiadowczej nawet w Ameryce nie mówi się publicznie. Nie dajmy się zwariować.

Sam Ellsberg, dziś dziarski 82-letni radykał, Snowdena gorąco popiera. Oświadczył: „przeciek w sprawie NSA był ważniejszy niż moje »papiery Pentagonu«". Ma to być „nieoceniony" dar dla demokracji, który zdaniem Ellsberga i niektórych komentatorów daje Amerykanom nadzieję cofnięcia się z drogi do „państwa totalnego nadzoru".

Ci jednak mają wątpliwości, widzą przecież, że świat się bardzo zmienił od czasów wietnamskich protestów. Czym innym było prawo do prywatności, gdy służby otwierały listy nad parą, ukradkiem zakładały w domach pluskwy czy toporne podsłuchy telefoniczne, a czym innym musiałoby być dziś, gdy technologia umożliwia przesiewanie w ciągu paru sekund miliardów bitów informacji z serwisów społecznościowych. To właśnie te wątpliwości opalizują, wydaje mi się, w rozjeżdżających się badaniach opinii.

Snowden ma też taki problem, że nie pasuje do roli poważnego przeciwnika dla prezydenta Obamy. Nie ukończył szkoły średniej (później zdał testy potwierdzające wiedzę na takim poziomie), pracował dla elektronicznego wywiadu na niskich stanowiskach technicznych i, sądząc z tego, co dziennikarze zdołali wygrzebać o jego życiu prywatnym, nie dysponuje też porywającą osobowością. To szybko wychodzi na jaw.

Dżiny nie wrócą do butelki

Ponieważ uciekinier słabo pasuje na bohatera naszych czasów, może przegrać swoją grę z rządem. Nie życzę mu tego, ale jeśli trafi przed sąd w Stanach, może go czekać los Jonathana Pollarda, cywilnego analityka Pentagonu, który szpiegował m.in. dla Izraela; facet już trzecie dziesięciolecie siedzi w ciężkich federalnych więzieniach, a kolejni prezydenci nieugięcie odrzucają apele o okazanie mu litości.

Cokolwiek stanie się ze Snowdenem, PRISM nie zostanie zamknięty, a jeśli nawet zostaną wprowadzone zmiany w jego funkcjonowaniu, będą marginalne. Środek ciężkości cywilizacji, a z nim wielki kawał naszego życia, przesuwają się nieubłaganie do cyberprzestrzeni. Tam teraz wykuwa się pieniądz i władza oraz siła państw. Tam powstają zjawiska, które kształtują nowe cywilizacyjne normy, na dobre i złe. Wiele z dotychczasowych zasad regulujących życie na naszych oczach traci treść, staje się karykaturami bądź wydmuszkami.

Raz wypuszczone dżiny nie wrócą do butelki, technologia się nie cofnie. Wielka podróż ludzkości w nieznane będzie trwać. Zamiast protestować i kurczowo trzymać się tego, co było, musimy więc skupiać się na tym, co naprawdę można i warto uratować z dorobku przeszłości. To skądinąd pasjonujący problem, na czym np. miałaby polegać prywatność w epoce Big Data. Sprawcy przecieków na takie pytanie nie dają niestety dobrych odpowiedzi.

Autor jest pisarzem i publicystą, był redaktorem naczelnym pism „Cash" i „Super Express" oraz telewizji Superstacja

Nie dam głowy, że sprawa Edwarda Snowdena skończy się dla niego jakimś, nawet częściowym, happy endem. 29-letni odludek, admin systemów komputerowych, który z pobudek czysto idealistycznych, jak twierdzi, zdemaskował PRISM, amerykański tajny supersystem do przeczesywania globalnych serwisów internetowych, rozpaczliwie stara się nie wpaść teraz w ręce władz swojego kraju.

Może się to okazać trudne, bo choć Snowden ma sojuszników, Wujek Sam jest wściekły, a opinia publiczna, jedyna siła, która skutecznie mogłaby ściganego osłonić, wydaje się zdezorientowana całą sytuacją. I mocno podzielona.

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?