Na rekolekcje „Jezus na stadionie" nie poszłabym z własnej inicjatywy. Podobnie jak Tomasz Rowiński do duchowości charyzmatycznej odnoszę się z dużym dystansem. Znalazłam się jednak tego dnia na Stadionie Narodowym, ponieważ bliskiej mi osobie bardzo zależało na uczestnictwie w tym wydarzeniu i poprosiła mnie, bym jej towarzyszyła. Nie zamierzam prwzedstawiać tu jednak swojej oceny przebiegu tego spotkania czy działalności samego o. Johna Bashobory, chciałabym tylko ustosunkować się do kilku zastrzeżeń Rowińskiego, autora tekstu „Religijność stadionowa" („Rz", 8 lipca 2013), z pozycji kogoś, kto uczestniczył w tym spotkaniu.
Na Bożą chwałę
Według Tomasza Rowińskiego, skoro organizatorzy twierdzą, że spotkanie na stadionie jest dziełem Bożym, nie powinni pobierać za nie z góry określonych opłat, ale raczej liczyć na wspaniałomyślność wiernych. Sam Rowiński stwierdza jednak, że za udział w rekolekcjach wnosi się opłaty. Konkretną kwotę płaci się również za uczestnictwo w pielgrzymce. Nie słyszałam dotychczas jednak opinii katolika, który twierdziłby, że skoro organizatorzy życzą sobie 200 złotych od każdego uczestnika, to nie powinni mówić, iż pielgrzymka jest dziełem Bożym, bo Pan Jezus nie wystawiłby za nią rachunku.
Podobnie moje zdziwienie wzbudziła uwaga publicysty o tym, że zorganizowanie rekolekcji na tak wielkim obiekcie jak Stadion Narodowy stoi w sprzeczności z ubóstwem, „które zawsze było i będzie wielkim świadectwem Kościoła". Ten argument, który mnie skojarzył się raczej z populistycznymi wypowiedziami krytyków Kościoła, można by równie dobrze zastosować do okazałych świątyń, które przez całe wieki katolicy wznosili ad maiorem Dei gloriam. Czy ubóstwo, do którego Kościół wzywał i wzywa swoich wiernych, nie oznacza raczej rezygnacji z dóbr ze względu na Boga, a nie minimalizowania dóbr służących oddawaniu Bogu czci?
Kolejki do konfesjonału
Ale te akurat argumenty dotykają spraw mniej istotnych. Znacznie poważniejsze wydają mi się zarzuty Rowińskiego, według którego nacisk położony przez organizatorów spotkania na atmosferę i emocje miał zastąpić działanie łaski Bożej poprzez sakramenty.
To prawda, że organizatorzy poprosili, by w przejściach nie ustawiały się kolejki do spowiedzi, gdyż mogłoby to zagrozić bezpieczeństwu. Nie zniechęcano jednak wcale do skorzystania z tego sakramentu, wręcz przeciwnie. W moim sektorze księża spowiadali przez wiele godzin, co – nie ukrywam – było dla mnie niezwykle budujące. Widok niekończącej się kolejki osób pragnących skorzystać z sakramentu pokuty będzie, jak sądzę, jedną z tych rzeczy, które zapamiętam najdłużej z tego spotkania.