Kaufland dla Ukrainy

Lis jeszcze wejściowe szopki odstawia, a Szczuka już na wizji paznokcie obgryza i na Terlikowskiego łypie. W telewizji od razu widzisz, że tu będzie leciało pierze. A mikrofon radiowy lekceważy ironiczne spojrzenia. Beznamiętnie zbiera każde, pożywne wciąganie nosem i czyj to katar – zgadnij, kotku: Passenta, Szczuki czy Miecugowa? O, znowu! – liczysz i czas jakoś leci. W podróży radio wciąż się sprawdza.

Publikacja: 20.11.2013 15:28

Anna Kozicka–Kołaczkowska

Anna Kozicka–Kołaczkowska

Foto: archiwum prywatne

Listopadowe słoneczko grzeje. Tym razem przed elektronicznym sitkiem gość „Poranka Tok Fm" nie wymawia erki. Pani doktor z Instytutu Spraw Publicznych to jednak nie Milena Drzewiecka, którą telewizyjny logopeda przeoczył przy egzaminie do TVP. Trudno. Ludzie, których coś takiego wścieka chyba i tak już nie żyją. Najwyższy czas przyzwyczaić się również do młodzieńczego, pieszczotliwego „będzje sję dzjało". Pani doktor to nie gwiazda a fachowiec i pewnie zawodowy wykładowca. Nie każdy dziś musi być mistrzem renesansu, co to i po polsku i do rzeczy będzie gadał.

Przed sitkiem analizują sytuację polityczną w Niemczech. – Smutasy- myślę. Gdyby w Polsce nie było koalicji w ponad dwa miesiące po wyborach, to byłoby o wiele weselej. – Cały świat śmieje się z Polaków! – krzyczałyby hasła w mediach po dwóch dniach jak wtedy, lat temu osiem, gdy zrodził się ów naturalny wstyd przed opinią światłych Europejczyków. Podobny, przypuszczam, do wstydu tej laureatki nagrody Nike, która najwyraźniej nie domyśla się prawdy o własnych utworach literackich, a za to wstydzi się z powodu, że jest Polką.

Mimo wszystko, trudno śmiać się z Angeli Merkel. Ona pewnie nigdy już nie będzie wyglądać inaczej niż na poczciwą omę z NRD. Wdzianka z dederonu i zupa z parówek oraz kapusty zwana soljanką, na której Polacy się nie poznali, mimo że żołnierzy radzieckich gościli niewiele krócej – te enerdowskie specjalności jeszcze się pamięta, ale czy one były śmieszne? W dodatku na biurku Angeli stoi foto słynnej Niemki czyli carycy Katarzyny II i to już „nie smieszno a straszno", jak mówią języki obce.

Największą bolączką Niemców okazuje się, tak w ogóle, zdrowie Julii Tymoszenko. Tygodnie negocjacji partyjnych - koalicji nie ma, rządu nie ma, a Niemcy nic, tylko prawa obywatelskie. Gdy tego słucham wstyd pali mnie za Ukraińców. Zawsze to Słowianie. Nie dociera do nich dobroczynność coraz tłustszych, niemieckich kredytów oferowanych w zamian za prawa człowieka dla Tymoszenko. Wyrwa, po prostu, wyrwa mentalna.

- Może przy okazji Polakom trafią się w Niemczech prawa człowieka. Hitler w 1939 wywalił ich z Bundestagu i dotąd ich tam nie ma. Polak w Bundestagu jak mniejszość niemiecka w polskim Sejmie! – agresywnie wpadają mi nagle do głowy nacjonalizm z nieodłącznym faszyzmem.

Jedyna to okazja. Święta za progiem, zapas tradycyjnych, niemieckich parówek na Wigilię czas odnowić w zamrażalniku, koalicja leży, rządu nie ma, a niemiecką kanclerz uwzniośla jedynie szczęście innych. Ukraina musi być w Unii. Ukraina i Ukraina. Cała Unia gotowa śpieszyć z gigantyczną pomocą. Fajnie mieć swoje banki i pomagać. „Klucz leży w Niemczech" – nie zostawia w radiu złudzeń pani politolog.

Ukraińcy nie mają chyba wyjścia. To piękne uczucie wklepywać drżącym palcem w Lidlu, Kauflandzie, Realu czy jakimś innym markecie kod światowej, europejskiej karty płatniczej za, dajmy na to, plik mrożonych podstaw do pizzy z Niemiec, pyszną, niemiecką parówkę oraz zielone jabłuszko, które pół roku leżąc za szafą ani trochę nie zgnije. Lepiej też spłonąć ze wstydu na miejscu, niż jak wieśniak wygrzebywać z pularesu zacofane piętnaście pięćdziesiąt, albo co gorsza, obciachowy rulon dwusetek ze skarpetki. Niemcy, choć tak cenią dyscyplinę pracy, dokładają więc cierpliwości aż prezydent Janukowycz wreszcie się złamie. Nawet niemieckie, płatne autostrady dla cudzoziemców muszą poczekać na uchwalenie. Cóż robić, „wolności obywatelskie" na Ukrainie są droższe duchowi postępu. Europa uber alles. Zero nacjonalizmu.

Erka i dziewczęce szczebiotanie spółgłosek w radiu dobijają mnie tym bardziej. Przełączam na muzyczkę. Już Wrocław. Wystawiam dwie dychy w kierunku uprzejmej pani w budce. Ona, jak zwykle – myk! Otwiera bramkę, a dopiero potem wydaje resztę. Zielone światło i w zamyśleniu ruszam jak rasowy pies Pawłowa. Do tej budki, to chyba jeszcze cięższy musi być egzamin, niż na prezenterkę do TVP. Trudno, zawracać nie będę. Dalej zresztą, do samej granicy za autostradę się już nie płaci. Miły gest.

Listopadowe słoneczko grzeje. Tym razem przed elektronicznym sitkiem gość „Poranka Tok Fm" nie wymawia erki. Pani doktor z Instytutu Spraw Publicznych to jednak nie Milena Drzewiecka, którą telewizyjny logopeda przeoczył przy egzaminie do TVP. Trudno. Ludzie, których coś takiego wścieka chyba i tak już nie żyją. Najwyższy czas przyzwyczaić się również do młodzieńczego, pieszczotliwego „będzje sję dzjało". Pani doktor to nie gwiazda a fachowiec i pewnie zawodowy wykładowca. Nie każdy dziś musi być mistrzem renesansu, co to i po polsku i do rzeczy będzie gadał.

Pozostało 86% artykułu
analizy
Powódź i co dalej? Tak robią to Brytyjczycy: potrzebujemy wdrożyć nasz raport Pitta
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Joe Biden wymierzył liberalnej demokracji solidny cios
Opinie polityczno - społeczne
Juliusz Braun: Religię w szkolę zastąpmy nowym przedmiotem – roboczo go nazwijmy „transcendentalnym”
Opinie polityczno - społeczne
Skrzywdzeni w Kościele: Potrzeba transparentności i realnych zmian prawnych
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Opinie polityczno - społeczne
Edukacja zdrowotna, to nadzieja na lepszą ochronę dzieci i młodzieży. List otwarty
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska