Daleko od Hyde Parku

Skoro kiboli nie uspokoił prezent w postaci wartego 400 milionów stadionu Legii, to teraz Hanna Gronkiewicz-Waltz ma im do zaoferowania tylko bezlitosne pałowanie – pisze publicysta.

Publikacja: 21.11.2013 01:16

Ponieważ Warszawą rządzi PO, więc obszar miasta jest przez manisfestujących zaliczany do wrogiego ob

Ponieważ Warszawą rządzi PO, więc obszar miasta jest przez manisfestujących zaliczany do wrogiego obozu. Na zdjęciu: Marsz Niepodległości 11listopada 2013 r.

Foto: Fotorzepa

Red

Komentując marsze z okazji Święta Niepodległości, chciałoby się napisać, że Warszawa staje się ogólnopolskim Hyde Parkiem. Niestety byłoby to kiepskie porównanie. Na londyńskim Speaker's Corner można wygłosić każdą, nawet najbardziej obrazoburczą opinię (z wyjątkiem obrazy królowej), ale raczej się nie zdarza, by dochodziło do rękoczynów.

Warszawa nie przypomina Hyde Parku. Zaczyna wyglądać jak regularne pole bitwy, na które ściągają z całego kraju wrogie oddziały. Tak już chyba pozostanie, bo materiału zapalnego, społecznej frustracji, przybywa.

Gdybym napisał, że manifestanci wszelkich odcieni powinni być witani w Warszawie przez ratusz chlebem i solą, pewnie bym przesadził, ale właśnie o podobny rodzaj nastawienia mi chodzi

Oburzeni i niezadowoleni będą ciągnąć do stolicy – siedziby władz centralnych, by wyrazić swój negatywny stosunek do rządzących i upomnieć się o swoje. Skala kontestacji będzie narastać, gdyż cała klasa polityczna w coraz większym stopniu pokazuje brak zdolności do rozwiązywania nawarstwiających się problemów społecznych.

Ulice stołeczne i gmachy państwowe będą odgradzane od manifestujących stale rosnącymi barierami i kordonami policji. Warszawa i wszystko, co w niej funkcjonuje, nabierze charakteru szturmowanej twierdzy, a jej mieszkańcy poczują się zakładnikami toczących się zmagań. Prędzej czy później będą mieli tego dość i pokażą zakłócającym im spokój przybyszom wrogość.

Warszawiacy nie cieszą się w kraju powszechną sympatią i antywarszawski resentyment zostanie dodatkowo pobudzony. Może ten opis jest przesadzony. W każdym jednak razie rola Warszawy, symbolu jednoczącego Polaków, może w huku petard i zadym ulicznych ucierpieć.

Dopust boży

Zastanawia mnie, czy to zagrożenie widoczne jest z okien warszawskiego ratusza. Dla władz stolicy manifestacje to dopust boży i stała pozycja budżetowa na pokrycie strat.

Straty rosną, bo Warszawą rządzi Platforma Obywatelska, więc obszar miasta jest, niejako ryczałtem, zaliczany przez manifestujących do wrogiego obozu. W tych okolicznościach pani prezydent ogranicza swoją reakcję do mobilizacji służb porządkowych i z niepokojem wypatruje chwili, kiedy przybysze rozładują gniew i opuszczą miasto.

Czy wskaźnikiem skuteczności władz miasta powinna być jedynie zdolność pacyfikacji ekscesów i szybkość działania sił prewencji? Mogłoby się wydawać, że obecnie to postulat racjonalny. Niestety, niewystarczający, policja i służby porządkowe bowiem sprawdzają się dobrze w przypadku manifestacji spokojnych i zorganizowanych. Wtedy ich praca sprowadza się praktycznie do kierowania ruchem.

Jeśli jednak na ulicę wyjdą ludzie naładowani złymi emocjami, już sam widok policji podgrzewa nastroje i potęguje złość. Dochodzi więc do sytuacji bez wyjścia; aby nie prowokować, policja się wycofuje, a moment ten wykorzystują ukryci w pokojowym tłumie rozrabiacze. Policja wchodzi w tłum, aby ich wyłapać, i wtedy ma już przeciwko sobie wszystkich.

Gdyby szło tylko o kiboli, nie mam wątpliwości, że jedyne, na co mogą liczyć, to konsekwentne pociąganie do odpowiedzialności karnej. Skoro nie uspokoił ich prezent w postaci wartego 400 milionów stadionu Legii, to teraz Hanna Gronkiewicz-Waltz ma im tylko do zaoferowania bezlitosne pałowanie. Kibole to jednak tylko, choć najbardziej rzucająca się w oczy, część problemu. Niezadowolonych i maszerujących jest bez porównania więcej. Wyrażają szerokie spektrum poglądów, od prawicy po lewicę.

Przyjazna przestrzeń

Jeśli polityka miasta w stosunku do ulicznych manifestacji sprowadza się wyłącznie do prób zapewnienia bezpieczeństwa metodami konwencjonalnymi, konfrontacyjny charakter tych wydarzeń ulega pogłębieniu. Czy miasto, poza sposobami administracyjnymi, ma do dyspozycji inne środki oddziaływania? Sądzę, że ma, lecz nie próbuje po nie sięgnąć. Są to rozwiązania z gatunku soft. Nie zastąpią one, rzecz jasna, środków twardych służących egzekwowaniu ładu publicznego, ale mogą politykę miasta w tym zakresie istotnie wzbogacić.

Warunkiem podstawowym ich stosowania jest stworzenie przestrzeni przyjaznej wobec, deklarujących poszanowanie prawa, manifestantów wszystkich odcieni. Przyjaznej z zasady, niejako a priori, jako wartość niepodlegająca koniunkturalnej uznaniowości. Gdybym napisał, że powinni być witani przez ratusz chlebem i solą, pewnie bym przesadził, ale właśnie o podobny rodzaj nastawienia mi chodzi.

Rozmowy z organizatorami przemarszu już na samym wstępie powinny być nakierowane na, choćby minimalne, rozładowanie agresji i zidentyfikowanie miejsc o największym potencjale zapalnym. Posłużę się przykładem marszu niepodległościowego narodowców. Czy ktoś w ratuszu wpadł na pomysł, aby zaprosić pana Artura Zawiszę wraz z kolegami do złożenia, w dniach poprzedzających przemarsz, wizyty w squocie na ulicy Skorupki? Może zwykła, zaaranżowana przez urzędników miejskich, rozmowa między antagonistycznymi stronami obniżyłaby stan napięcia?

Idźmy dalej, czy ratusz omówił z organizatorami niebezpieczeństwa związane z marszem obok Ambasady Federacji Rosyjskiej? Czy analizowano wspólnie realność chuligańskich zachowań i ewentualnych działań zapobiegawczych? Niewykluczone, że organizatorzy odpowiedzieliby na takie dialogowe posunięcia znanym gestem Kozakiewicza. Nigdy się jednak tego  nie dowiemy, bo te propozycje po prostu nie padły. Czego zabrakło – woli, inwencji, kompetencji?

Instytucje dialogu

A przecież Warszawa ma niezwykle rozbudowaną sieć instytucji dialogu społecznego. Wystarczy otworzyć internetową stronę urzędu miasta i przeczytać: w Warszawie funkcjonuje 28 komisji dialogu społecznego przy 11 biurach urzędu, dodatkowo 15 komisji dialogu w poszczególnych dzielnicach. Działa Forum Dialogu Społecznego i Warszawska Rada Pożytku. Pani prezydent powołała pełnomocnika ds. współpracy z organizacjami pozarządowymi i etatowo rozbudowane Centrum Komunikacji Społecznej.

Już ta niekompletna lista instytucji robi wrażenie i świadczy o trosce, z jaką stołeczne władze dbają o samopoczucie mieszkańców. Skoro dialog społeczny ma tak rozwinięte instytucjonalnie instrumentarium, można założyć, że autorów interesujących scenariuszy, jak ucywilizować marsze gniewnych, powinniśmy mieć pod dostatkiem. Bądźmy przy tym realistami. Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie oczekiwał, że dialogowe socjotechniki urzędników przemienią buzujący w powietrzu testosteron w sympatyczne happeningi.

Rachunków krzywd, rzeczywistych czy wyimaginowanych, jest w naszym kraju zbyt wiele. Żadna, nawet najbardziej przemyślana, polityka miasta nie jest w stanie ich unieważnić. Chodzi jedynie o to, aby w przestrzeni publicznej miasta niezadowolenie społeczne mogło być w miarę swobodnie manifestowane, z minimalnym uszczerbkiem dla żywotnych funkcji stolicy.

Władze stołeczne stoją przed trudnym dylematem. Chcąc nie chcąc, stanowią one część establishmentu, który jest przez dużą część społeczeństwa, z różnych powodów, kontestowany. Mogą więc dawać, z pozycji establishmentu, odpór protestom, stojąc na straży porządku. Albo mogą otworzyć municypalną przestrzeń, przyjazną zarówno dla obrońców status quo, jak i dla tych, którzy go pragną zmienić.

Przyjazny municypalizm nie niesie ze sobą żadnego ryzyka, nie wymaga też nowych  etatów. Potrzeba do tego odrobiny wyobraźni i może szczypty poczucia humoru. Słyszałem, że burmistrz Piotr Guział nosi się z zamiarem przeniesienia okrutnie maltretowanej tęczy z placu Zbawiciela przed ursynowski ratusz. Radni dzielnicowi zastanawiają się, co można by postawić dla równowagi po drugiej stronie ulicy.

Podsuwam im pomysł, by był to znak drogi sercom narodowców – powiedzmy figura matki Polki, Polaka katolika czy Bolesława Chrobrego – gromiącego Niemców bądź kochających inaczej. Zostawmy zresztą wybór symbolicznej instalacji im samym, ich gustom i upodobaniom estetycznym. W końcu ma to być ich znak.

Być może samorządowcom ursynowskim łatwiej jest uprawiać przyjazny municypalizm, gdyż nie są obciążeni partyjnymi serwitutami. Wystarczy, że czują presję mieszkańców, którzy ich wybrali. Mieszkańcy już wkrótce będą wybierać ponownie. Ktokolwiek, komu powierzą zarządzanie miastem, będzie miał ten sam dylemat – czy postawić na dialog, czy na oddziały prewencji.

Autor był wiceministrem spraw zagranicznych w rządach Jana Krzysztofa Bieleckiego, Jana Olszewskiego. Posłem Porozumienia Centrum i Ruchu dla Rzeczpospolitej w latach 1991–1993. Potem bezpartyjny. Wydawca książek

Komentując marsze z okazji Święta Niepodległości, chciałoby się napisać, że Warszawa staje się ogólnopolskim Hyde Parkiem. Niestety byłoby to kiepskie porównanie. Na londyńskim Speaker's Corner można wygłosić każdą, nawet najbardziej obrazoburczą opinię (z wyjątkiem obrazy królowej), ale raczej się nie zdarza, by dochodziło do rękoczynów.

Warszawa nie przypomina Hyde Parku. Zaczyna wyglądać jak regularne pole bitwy, na które ściągają z całego kraju wrogie oddziały. Tak już chyba pozostanie, bo materiału zapalnego, społecznej frustracji, przybywa.

Pozostało 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jan Romanowski: PSL nie musiał poprzeć Hołowni. Trzecia Droga powinna wreszcie wziąć rozwód
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA