Podczas niedawnego grudniowego szczytu Rady Europejskiej zajmowano się m.in. przemysłem obronnym Unii. Niektóre skrajnie euroentuzjastyczne pomysły, na przykład, aby UE rozwinęła własne systemy uzbrojenia, przepadły. Zważywszy na brak wspólnej unijnej polityki, optowano za utrzymaniem obronnej suwerenności państw członkowskich oraz za zdrową współpracą z NATO. Nawet francuscy przywódcy, oficjalnie orędownicy mitycznej już koncepcji wspólnej polityki obronnej, prywatnie w nią nie wierzą i forsują swój sojusz z brytyjskim przemysłem zbrojeniowym
Nie powinniśmy łudzić się, że tradycyjny wysyp deklaracji na koniec części „obronnej" szczytu to zwykłe „pobożne życzenia". Nie wszystkie wyniki szczytu w tej dziedzinie były błahe. Plany Komisji Europejskiej, aby skierować środki unijne na prace badawcze i rozwojowe (B+R) w przemyśle obronnym, mogą nieść daleko idące skutki dla polskiego przemysłu obronnego.
Szkopuł w tym, że plany Komisji sprzyjają głównie koncernom ze starej Unii, a czysto polityczne poparcie Polski dla działań KE może przyczynić się do dramatycznego pogłębienia przepaści technologicznej dzielącej nas od Zachodu. Wciąż jednak nie jest to przesądzone. Wszystko zależy od zaangażowania państwa w rozwój polskiego przemysłu obronnego i właściwej koordynacji działań.
Jak działają koncerny
Przemysł obronny to obecnie jedyna znacząca branża w Polsce, która w większości wciąż pozostaje w polskich rękach, jako własność państwa lub polskich prywatnych przedsiębiorców, mająca jednocześnie unikalny potencjał, by kreować technologie światowej klasy.