W czasach narodzin muzeów nierzadkie było zestawianie przedmiotów, od minerałów, przez muszle, po znaleziska archeologiczne według kryteriów, które dziś uznalibyśmy za absurdalne: zdarzało się, że tworzono kolekcje kamieni szlachetnych, „osobliwości przyrody" i gemm kierując się wyłącznie ich kolorem, kształtem, czy faktem, że wyłowiono je ze słonych wód... Takie podejście twórczo rozwinął Borges, wspominając w jednym ze swych purnonsensowych szkiców „chińską encyklopedię z X wieku, która dzieli zwierzęta na: (a) te, które należą do Cesarza, (b) zabalsamowane, (c) wytresowane, (d) ssące prosięta, (e) syreny, (f) fantastyczne, (g) bezpańskie psy, (h) te, które nie mieszczą się w tej klasyfikacji, (i) te, które trzęsą się, jakby były szalone, (j) niezliczone, (k) te, które namalowano bardzo cienkim pędzelkiem z wielbłądziego włosia, (l) inne, (m) te, które przed chwilą stłukły wazon, (n) te, które z dala wyglądają jak muchy".
Doświadczenia renesansowych kolekcjonerów i figiel Argentyńczyka ukazują skłonność ludzkiego umysłu do doszukiwania się analogii, do tropienia podobieństw nieraz wbrew logice. Skłonność tę od dawna poskromili twórcy nowoczesnych muzeów czy systematyki zoologicznej; ma się ona jednak nie najgorzej, gdy amatorzy zabierają się za politykowanie, osobliwie, gdy podsyca ją ktoś z zewnątrz.
W poszukiwaniu straconego haka
W ostatnich dniach, na marginesie tysięcznych rozmów o rosyjskiej agresji na Ukrainę, na forach internetowych, w analizach i w oświadczeniach wydawanych w wielu językach, coraz częściej – w Polsce jeszcze stosunkowo rzadko, znacznie obficiej w mediach rosyjskich i bałkańskich – pojawia się skłonność do poszukiwania osobliwej analogii. Skoro bowiem pełzającą agresję na Krym, wobec informacji o aktach przemocy, identyfikowania oddziałów rosyjskich czy biernego oporu ukraińskich sił zbrojnych, coraz trudniej usprawiedliwić, trzeba „odbić" zastrzeżenia zgodnie ze starą jak świat, tysiąckroć wyśmianą, a jednak stale sprawdzającą się formułą: „a u was biją Murzynów".
Zastanówmy się chwilę: jakiś niewielki region o mieszanym składzie narodowościowym i wyznaniowym, tradycji przechodzenia z rąk do rąk, mający duże znaczenie w geografii symbolicznej różnych społeczności, który w ostatnich latach zmienił przynależność państwową... No tak, oczywiście! „A Amerykanie oderwali od Serbii Kosowo!" – przypominają drukowane cyrylicą gazety, podczas gdy polscy postendecy mnożą raczej wątpliwości, zachodząc (publicznie) w głowę, „Dlaczego milczeliśmy wówczas, a dziś tak protestujemy?".