Polacy są wyraźnie emocjonalnie zaangażowani w wydarzenia rozgrywające się na Ukrainie. Zdecydowanie przeważają sympatie dla obozu, który przejął władzę w wyniku wydarzeń na Majdanie, wyrażającego europejskie i zachodnie aspiracje znacznej części ukraińskiego społeczeństwa. Jest to zupełnie zrozumiałe. Determinacja uczestników wielotygodniowego narodowego buntu na Majdanie zasługiwała na wielki szacunek. Ofiara życia złożona przez wielu obrońców Majdanu musiała wzruszać i wzbudzać solidarność ze sprawą, jaką reprezentowali.
Szkodliwe schematy
Ci, którzy w Polsce zwracali uwagę na to, że polityczne siły wspierające Majdan nie rozliczyły się z dziedzictwem UPA, a więc nie należy im ufać, znaleźli się w wyraźnej mniejszości. Oburzenie wywołała jawna i bezpardonowa ingerencja Rosji w wewnętrzne sprawy Ukrainy, odświeżając pamięć o krzywdach, których sami doznaliśmy od Rosji i Związku Radzieckiego. Wzrosło poczucie zagrożenia ze strony Rosji i świadomość, że istnienie dużego państwa ukraińskiego zorientowanego na znalezienie się we wspólnocie świata zachodniego i strukturach europejskich leży w interesie Polski.
Politolodzy, którzy twierdzili, że w niepodległym państwie ukraińskim wytworzył się naród polityczny, nie mieli racji
Nasze polskie emocje są zrozumiałe i dobrze osadzone w naszym doświadczeniu historycznym. Utrudniają jednak realistyczną ocenę tego, co rozgrywa się na Ukrainie, sprzyjają posługiwaniu się schematami deformującymi rzeczywistość.
Pierwszym z tych schematów jest przekonanie, że Ukraina zgodnie wybrałaby opcję prozachodnią i europejską, gdyby nie interwencja Rosji. Ta interwencja jest niekwestionowanym faktem. Jestem jednak przekonany o tym, że nie okazałaby się ona tak skuteczna, gdyby nie odpowiadała oczekiwaniom milionów obywateli Ukrainy.