Rząd, który jeszcze niedawno chwalił się rekordowym czasem trwania bez ani jednej zmiany, Abe zdecydował się odświeżyć skład ministrów z początkiem września 2014 roku, po 20 miesiącach sprawowania władzy. Zmiany miały sugerować zwrot w polityce ułatwiającej kobietom w Japonii budowanie własnych karier i walkę o takie same prawa, jakimi od wieków cieszą się w kraju mężczyźni. Do roku 2020 planowano, by do kobiet należało 30 proc. kierowniczych stanowisk w kraju.
Historyczne zmiany
Do składu rządu powołano pięć pań minister. Poprzedni gabinet, który sprawował władzę najdłużej w powojennej historii Japonii został wymieniony w 2/3. Kobietom powierzono dwa ważne ministerstwa gospodarki (Yuko Obuchi), sprawiedliwości (Midori Matsushima) oraz trzy uważane za takie o mniejszym znaczeniu: spraw wewnętrznych i komunikacji (Sanae Takaichi), urząd ds. porwań, bezpieczeństwa publicznego i zapobieganiu klęskom żywiołowym (Eriko Yamatami) i tekę ds. aktywizacji kobiet oraz zapobiegania spadającemu przyrostowi naturalnemu (Haruko Arimura).
Zmiany kadrowe miały symbolizować nowy porządek i prowadzić Japonię do wytyczonej przez premiera Abe krainy Womenomics, czyli ekonomii opartej na rosnącej roli kobiet. Aktywizacja tej bardzo poważnej i niedocenianej w państwie grupy zawodowej miała przełożyć się na duże wzrosty PKB i umacniać marsz Japonii ku odzyskaniu konkurencyjności na świecie. Oczywiście już z początku po nowych nominacjach pojawiły się słowa krytyki pod adresem nowych pań w polityce, ale wierzono, że zarzuty będą jedynie drobiazgami, które da się przemilczeć. Yamatani stojącej na czele urzędu ds. bezpieczeństwa publicznego zarzucano powiązania z grupami tzw. Zaitokukai, ultra-prawicowymi organizacjami, które wciąż szerzą rasistowskie, nacjonalistyczne, często antykoreańskie hasła. Arimura i Takaichi obrywały za zbyt konserwatywne poglądy w kwestiach dotyczących polityki rodzinnej oraz za wizyty w kontrowersyjnej świątyni Yasukuni.
Gdy premiera nie ma, skandale harcują
Jak na złość, podczas wizyty premiera Abe w Europie na 10. szczycie Azja-Europa (ASEM) w Mediolanie, nowe członkinie gabinetu bardzo negatywnie zapisały się w mediach. Sanae Takaichi jako pierwsza odwiedziła 18 października świątynię, a po niej tego samego dnia w Yasukuni pojawiły się panie Arimura i Yamatani. Każda teoretycznie z innych powodów, jak same przyznawały – dla Arimury wizyta miała charakter państwowy, podobnie przyznawała w wywiadach Takaichi i dodawała, że ofiara dla świątyni pochodziła z jej kieszeni. Yamatani odmawiała komentarza. Na nic zdały się protesty partii Komeito, która za każdym razem usiłuje odwieść polityków od składania wizyt w miejscu, w którym poza duszami zmarłych żołnierzy spoczywa także te 14 największych zbrodniarzy wojennych Japonii.
Pory, krawaty...
Po wizytach trzech pań minister Chiny oczywiście wystosowały oficjalny protest (jak za każdym razem, gdy japońscy politycy idą do Yasukuni), ale okazało się, że to nie koniec kłopotów nowego gabinetu. Ostatni weekend upłynął pod znakiem szybko rozprzestrzeniających się informacji o nadużyciach, których dopuściły się pozostałe dwie nowe członkinie rządu: Obuchi i Matsushima.