Reklama

Unia skazana na klęskę - pisze Konrad Szymański

Państwa nie zanikną. Te, które będą chciały istnieć, trwać i wzmacniać swoją rolę, będą to czyniły. Zaniknąć mogą jedynie te, które uwierzą w taki postsuwerenny porządek i uznają go za wygodny pretekst, by „zwinąć sztandar" – pisze polityk PiS.

Publikacja: 26.01.2015 21:00

Dla Greków Angela Merkel coraz częściej staje się wcieleniem pruskiej agresji i samego Adolfa Hitler

Dla Greków Angela Merkel coraz częściej staje się wcieleniem pruskiej agresji i samego Adolfa Hitlera

Foto: AFP

Linia podziału Północ – Południe tworzy dziś w Europie znacznie poważniejsze napięcie niż różnice w postrzeganiu wojny na Ukrainie. Niezażegnany konflikt o zasady ratowania strefy euro i podział odpowiedzialności za ten proces jest tykającą bombą pod procesem integracji europejskiej. Zadłużone państwa Południa wykazują Północy, szczególnie Niemcom, że ich potencjał eksportowy nigdy by się nie rozwinął, gdyby nie zamiana zbyt drogiej marki czy guldena na euro. Niemcy chętnie pokazują rachunki za ratowanie strefy euro i, zręcznie podpierając się Trybunałem Konstytucyjnym, Bundestagiem i swymi zniecierpliwionymi podatnikami, oczekują większej kontroli nad polityką budżetową Francji, Włoch czy Grecji.

Kontrola zbierania podatków i wydawania publicznych pieniędzy to jednak serce i początki demokracji. Dlatego kanclerz Angela Merkel po to, by ratować strefę euro, musi pokonywać rosnące trudności w kraju, dla południowców zaś coraz częściej staje się wcieleniem pruskiej agresji i Adolfa Hitlera. To rodzi głębokie rozczarowanie.

Przeszkoda dla integracji

Ten najważniejszy dziś konflikt, jaki rozgrywa się w Unii Europejskiej, z różnych powodów do nas nie dociera. Z jednej strony nie jesteśmy w strefie euro i wydaje się nam, że nas to nie dotyczy. Z drugiej – przemożną rolę odgrywa swoista dulszczyzna, która o „cioci Unii" każe nam mówić wyłącznie dobrze. Pogłoski o jakichkolwiek kłopotach „cioci" wypierane są z polskiej debaty z powodu histerycznego strachu przed wizją, w której „ciocia" naprawdę zaczyna niedomagać, a my musimy brać odpowiedzialność za nasz los.

Czytając najnowszy esej prof. Jana Zielonki, z tej właśnie perspektywy uznałem go za książkę bardzo pożyteczną i ważną dla polskiego czytelnika. „Koniec Unii Europejskiej?" nie jest bowiem wypowiedzią zrodzoną z płytkiej eurofobii. Napisana dla zachodniego odbiorcy jest chłodną analizą wewnętrznych sprzeczności procesu integracji, których – według autora – główną wadą jest to, że utrudniają polityczną i gospodarczą integrację Europy. Tym samym w oczach polskiego uczonego z Oksfordu Unia Europejska jest dziś przeszkodą dla integracji europejskiej.

Nie tylko na podstawie doświadczeń kryzysu strefy euro autor pokazuje, że głównym problemem jest centralistyczne podejście do procesu integracji, w którym  w skali UE kopiuje się instytucje i kompetencje państwowe. Tak skrojona Unia ma widoczne gołym okiem problemy z legitymizacją demokratyczną swoich coraz bardziej władczych działań.

Na tym nie koniec. „Nie ma już równości państw członkowskich – pisze stanowczo prof. Zielonka. – Nowe traktaty przyjmuje się z myślą jedynie o niektórych członkach; mnożą się przypadki zewnętrznej (arbitralnej) ingerencji w sprawy wewnętrzne, a unijne polityki są nastawione bardziej na karanie niż na pomoc". Wbrew naszemu odczuciu taka Unia przestała zapewniać poczucie bezpieczeństwa swoim członkom. Wbrew obietnicom nie ma w niej też mechanizmów wyrównujących szanse.

Reklama
Reklama

UE jest do pewnego stopnia ofiarą własnych obietnic. A złożyła ich Europejczykom za dużo. Chciała bowiem wykazać się przed nimi, aby byli bardziej skłonni do „zmiany lojalności politycznej na europejską".

Bunt obywateli przeciwko ich państwom skończył się jednak dla Unii przykro – to UE jest dziś wrogiem publicznym pogrążonych w kryzysie, bezrobociu i stagnacji społeczeństw Południa, którym w czasach prosperity sporo w Brukseli obiecano.

Przebijanie balonu

W wydanej w 2006 roku analitycznej pracy pt. „Europa jako imperium" prof. Jan Zielonka wierzył jeszcze w możliwości reformy Unii Europejskiej w kierunku realizacji systemu rozproszonej i policentrycznej władzy, którą nazywał porządkiem neośredniowiecznym.

W jego najnowszej książce odwołania do patchworkowej koncepcji rozproszonej władzy pozostały. Jednak wiara w reformę Unii zmniejszyła się: „W ostatnich latach UE źle spełniała swe integracyjne funkcje, a teraz wydaje się niezdolna do autoreformy" – czytamy w prologu.

Jan Zielonka przekonująco krytykuje skostniały i nieefektywny centralizm integracji oraz podważa unijne tabu – zawarowany zapisami traktatowymi cel polityczny integracji, jakim jest „coraz ściślejsza Unia" (ever close Union). Przebija balon „walki o pokój", która staje się rozpaczliwym argumentem zwolenników unijnego status quo. „Nie wszystkie konflikty prowadzą do wojny, nie wszystkie aspiracje narodowe dotyczą narzucenia regionalnej dominacji i nie wszystkie koalicje mają na celu podzielenie Europy na rywalizujące strefy wpływów" – pisze Zielonka.

W zamian proponuje model szanujący odmienności, elastyczny, w którym różne sieci, porozumienia, dobrowolne zrzeszenia sektorów, organizacje pozarządowe, w końcu miasta i regiony biorą na siebie odpowiedzialność za regulację rynków, spełnianie potrzeb socjalnych, a nawet za politykę.

Reklama
Reklama

To najsłabsza część koncepcji. Twardo stąpający po ziemi znawca najnowszej historii Europy w zapale wizjonerskim pozwala sobie nagle na język postulatów i rzekomych konieczności. Krytykując niewydolność procesu zmian traktatów europejskich, stawia przed Europą program zmian o bezprecedensowej skali.

A skoro państwa z powodu klinczu interesów nie mogą uzgodnić małych korekt, to dlaczego miałyby pozwolić na zmianę tak zasadniczą dla swej suwerenności? Przekonanie o zmianie natury władzy politycznej na bardziej hybrydowy system dzielenia się odpowiedzialnością z graczami finansowymi, gospodarczymi czy społecznymi prowadzi autora do konstatacji, że możliwe jest „złamanie monopolu państw", które „umożliwi miastom, regionom, stowarzyszeniom zawodowym i organizacjom pozarządowym dołączenie do istniejących – lub stworzenie nowych – międzynarodowych sieci integracyjnych".

Dopóty w koncepcjach Jana Zielonki „neośredniowiecze" jest inteligentnym odczytaniem europejskiej rzeczywistości politycznej po kryzysie i wersją Europy a la carte,  dopóki wywód jest chłodny i spójny. Ta część jednak, która zakłada wycofanie się, a może nawet zanik państw i tradycyjnej demokracji opartej o obywatelstwo, jest wyraźnie życzeniowa.

Pokusa dominacji

Fakt ewolucji i rozproszenia, delegowania władzy publicznej do agencji (czasem międzynarodowych) czy porozumień grupowych, w końcu samoregulacji nie są niczym nowym. Nowe mechanizmy kontroli demokratycznej, które wykraczają poza głosowanie powszechne, oparte na środkach kontrolnych właściwych nowym mediom już dziś są ważnym aspektem demokracji. Nie oznacza to jednak, że państwa w Europie zanikną. Przynajmniej nie wszystkie.

Jan Zielonka ma rację, kiedy uspokaja, że „nie wszystkie aspiracje narodowe dotyczą narzucenia regionalnej dominacji".  Nie wszystkie. Niektóre jednak tak. Pokusy regionalnej dominacji nie da się wymazać z europejskich scenariuszy głównie dlatego, że państwa – wyraziciele aspiracji wspólnot narodowych – pozostają centralnym podmiotem polityki europejskiej. Pozostają zaś nie dlatego, że narzucają to swoim obywatelom, ale dlatego, że ci obywatele ufają, iż mimo niedomagań państwo pozostaje ich gwarantem dostępu do sfery publicznej, równości praw, podmiotem w końcu otwartym na wpływ demokratycznej partycypacji.

Takiego poczucia nie wzbudzą nigdy stowarzyszenia zawodowe i organizacje pozarządowe.

Reklama
Reklama

Z kolei miasta i regiony – szczególnie wobec niepokojów u południowych i wschodnich granic UE – nie dadzą nigdy wiarygodnej obietnicy bezpieczeństwa.

Państwa nie zanikną w tym procesie. Te, które będą chciały istnieć, trwać i wzmacniać swoją rolę, będą to czyniły dalej. Zaniknąć mogą jedynie te, które uwierzą w taki postsuwerenny porządek i uznają go za wygodny pretekst, by zwinąć sztandar.

Infantylny eurooptymizm

Polska polityka musi zatem odpowiedzieć sobie na dwa poważne pytania. Czy będziemy jednym z tych państw, które w zmieniającej się architekturze UE będzie chciało dalej trwać, czy też wybierzemy usypiającą i kusząca dla leniwej klasy politycznej drogę roztapiania się w zmyślonym politycznym mirażu post-Europy? I pytanie drugie, mniej akademickie. Czy jesteśmy gotowi przyjąć do wiadomości, że UE przestaje automatycznie przynosić wzrost naszego dobrobytu i bezpieczeństwa? Czy jesteśmy gotowi podjąć chociaż dyskusję o naszej polityce w Europie bez Unii?

Przy czym nie chodzi tu o rozwiązanie UE i pozbawienie pracy tysięcy urzędników, posłów i przewodniczących. Polska, powtarzając w swej doktrynie polityki zagranicznej kluczowe znaczenie członkostwa w UE, musi uważnie śledzić zmiany instytucjonalne, by nie opierać swej strategii na drzewie, które może się okazać spróchniałe. Nie chodzi tu o płytką w gruncie rzeczy dyskusję o tym, czy Unia Europejska jest zła czy dobra. Unia celna, polityka handlowa, wspólny rynek czy polityka konkurencji to mechanizmy, które działają zasadniczo efektywnie i korzystnie dla polskiej i europejskiej gospodarki. Warto ich bronić. Jednak gdyby z UE zostało tylko to, musimy mieć plan. Inaczej będziemy trwali w tej histerii, która przy każdym kryzysie każe dziś nam powtarzać, że zarazimy Unię naszym eurooptymizmem. Rzecz w tym, że trwanie UE nie od nas będzie zależało i nasz infantylny eurooptymizm nie na wiele się wtedy zda.

„UE prawdopodobnie jest skazana na niepowodzenie, lecz Europa i integracja europejska z pewnością nie są" – pisze Jan Zielonka. Warto krytycznie, ale uważnie przeczytać jego książkę.

Reklama
Reklama

Autor jest politykiem Prawa i Sprawiedliwości. W latach 2004–2014 był posłem do Parlementu Europejskiego

felietony
Zuzanna Dąbrowska: Norki wygrały z psami
analizy
Rusłan Szoszyn: Rozmowy pokojowe i ofensywa propagandowa Władimira Putina
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Dlaczego nie ma już tej Ameryki, którą pamiętamy?
Analiza
Jędrzej Bielecki: Donald Tusk zawstydza Niemców
Materiał Promocyjny
Startupy poszukiwane — dołącz do Platform startowych w Polsce Wschodniej i zyskaj nowe możliwości!
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Niebezpieczna gra Zachodu z Rosją. Lepiej żeby Polska nie stała z boku
Materiał Promocyjny
Nowa era budownictwa: roboty w służbie ludzi i środowiska
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama