Wielozakresowe porozumienie społeczne rządu z górnikami z Katowickiej Spółki Węglowej, wychodzące naprzeciw pokojowi społecznemu, eliminacji zaburzeń na polskim rynku paliwa, z zachowaniem amputacji nierentownych kopalń, w warunkach obowiązującego prawa europejskiego, z natury musi budzić kontrowersje.
Opozycja już zakładała komitety wyborcze pod hasłem „przywrócimy górników do pracy", liberałówzaś przestraszyła szczodrość Ewy Kopacz wobec pracowników. Nawet przewodniczącemu Piotrowi Dudzie, przed reelekcją, zabrano szansę na pokazanie muskułów w ogólnopolskim strajku. A przecież PO nie obiecywała, że zaryzykuje przeprowadzenie wielkich reform kosztem politycznego samobójstwa. Zwłaszcza, że szeroka krytyka ze strony różnych podmiotów kończyła się na negacji, na ucieczce w abstrakcyjne strategie, bez wskazania alternatywy.
Choroba przewlekła
Przychylałbym się do opinii, że porozumienie stanowi zaledwie preludium do nowego otwarcia w sprawie rzeczywistych reform. Ustawa, którą zwycięsko przeprowadził rząd najpierw w parlamencie, a potwierdził porozumieniem na Śląsku, stanowi zaledwie ich warunek konieczny, ale niewystarczający.
Podczas debaty w Senacie nie otrzymałem odpowiedzi na kilka pytań. Co z 4 mld długów Kompanii Węglowej? Czy Komisja Europejska uzna rezygnację z danin, jakimi są wypłaty z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych, i rezygnacja z opłat na rzecz ochrony środowiska, jako zakazaną pomoc publiczną? Czy uwzględniono zobowiązania dla ZUS, w tym te niepoliczone?
Skłonny byłbym uznać wniosek opozycji o sporządzenie audytu. Choćby po to, żeby mieć pewność, że uwolniona od chorych ramion spółka będzie już pracować z zyskiem. Dlatego z powagą do rzeczywistości, którą przyniesie porozumienie, powinni się odnieść partnerzy społeczni, związki, rząd i samorządy – tak, aby najważniejszy jego efekt, czyli zaufanie nie był kolejną straconą inwestycją. Kryzysu w górnictwie węglowym nie da się przeczekać ani przełożyć na lata koniunktury .