Poligamia po szwedzku

Czy niedługo objawem dyskryminacji stanie się brak akceptacji dla zawierania ślubów z wdzięcznym łaciatym zwierzęciem albo kogutem? – pyta prawnik.

Publikacja: 12.07.2015 22:09

Poligamia po szwedzku

Foto: materiały prasowe

Problem związków partnerskich stał się jednym z flagowych projektów polskiej lewicy w czasie ostatniej kadencji. O osobach sprzeciwiających się ich instytucjonalizacji mówiono, że są zacofane i prezentują dyskryminujące poglądy, wręcz rodem ze „średniowiecza". Warto się jednak zastanowić, dokąd prowadzi proponowana przez środowiska LGBT droga, i starając się wyjrzeć poza horyzont, odpowiedzieć sobie, czy jest ona bezpieczna.

Za sprawą działań tych środowisk w Sejmie VII kadencji realna stała się dyskusja o realizacji ich postulatów, na przykład instytucjonalizacji związków partnerskich, penalizacji mowy nienawiści ze względu na orientację seksualną czy też uregulowaniu prawnym tak zwanej zmiany płci. Aktywność w tym obszarze przejawiała większość partii politycznych: Platforma Obywatelska, Sojusz Lewicy Demokratycznej oraz Twój Ruch.

Dyskusja toczy się wokół argumentów dotyczących wolności jednostki. Osobom, które instytucjonalizacji związków osób tej samej płci się sprzeciwiają, zarzuca się chęć ograniczenia ich praw. Przecież „miłość nie wybiera", a „każdy powinien decydować o tym, z kim chce zawrzeć związek małżeński". Jako wzór stawia się kraje, w których, obiektywnie oceniając, środowiskom LGBT udało się osiągnąć bardzo dużo.

Małżeństwa liczbowo neutralne

Argumenty osób pragnących ochrony tradycyjnych wartości są także znane. Dlatego nie rozważając po raz kolejny nietrafności pomysłów środowisk LGBT, warto się zastanowić, czy instytucjonalizacja związków partnerskich to cel ostateczny, który spełni całkowicie ich oczekiwania.

Chcąc rozstrzygnąć tę kwestię, warto podążyć za przykładem danym wprost przez środowiska sprzyjające prohomoseksualnemu prawodawstwu, czyli odwołać się do tego, co się dzieje za granicą. Bardzo dobrym przykładem jest „postępowa" Szwecja, która „genderu" się nie wstydzi, wręcz chętnie implementuje do swojego ustawodawstwa coraz to nowe „antydyskryminacyjne" pomysły.

Szwecja zalegalizowała związki partnerskie w 1995 r., jako trzeci kraj na świecie. Osoby pozostające w takich relacjach otrzymały większość praw, które miały małżeństwa. Stopniowo, zgodnie z żądaniami środowisk występujących jako reprezentanci mniejszości seksualnych, dodawano kolejne, takie jak możliwość przysposobienia dziecka (w 2003 r.) oraz możliwość skorzystania z metody in vitro przez pary lesbijskie (w 2005 r.). Ostateczny sukces osiągnięto 1 maja 2009 r., gdy państwo zezwoliło na zawieranie małżeństw przez osoby tej samej płci.

Wydawałoby się więc, że środowiskom LGBT nic więcej już nie potrzeba. Wprowadzono bowiem oczekiwany model społeczeństwa, w którym osobom homoseksualnym żyje się dobrze i nie są przez nikogo w żaden sposób dyskryminowane. Co więcej, obecnie prawie 80 proc. szwedzkiej populacji wyraża poparcie dla małżeństw jednopłciowych.

Przykład skandynawski uczy jednak nie tylko tego, że związki partnerskie to wyłącznie początek, ale również, że homoseksualne małżeństwa to wciąż jedynie etap, a prawdziwy i końcowy cel jest nieznany prawdopodobnie nikomu.

Z informacji podanych przez serwis SVT Nyheter w artykule pod tytułem „Självklar rättighet med antalsneutrala äktenskap" wynika, że organizacja Otwarci Moderaci (Öppna Moderater), związana z centroprawicową (!) Umiarkowaną Partią Koalicyjną (Moderata Samlingspartiet), działa na rzecz praw środowisk LGBT. Ostatnio wszczęła dyskusję na temat kolejnej rzekomo potrzebnej obyczajowej zmiany, inspirowanej postulatami ruchu poligamicznego, zgodnie z którymi należałoby tak zmienić prawo, by stworzyć zinstytucjonalizowaną formę związków dla więcej niż dwóch osób, nazywając ją „małżeństwami liczbowo neutralnymi" (antalsneutrala äktenskap).

Postulaty te brzmią ponuro znajomo. Po pierwsze, zdaniem postulujących zmiany, państwo nie powinno w taki sposób definiować małżeństwa, by było to dyskryminujące dla innych niż monogamia rodzajów relacji. W przeciwnym razie skutkowałoby to wykluczeniem z codziennego życia społecznego części obywateli. Wszak małżeństwo to z jednej strony znak miłości, a z drugiej istotne korzyści przewidziane przez prawodawstwo dla tych, którzy je zawrą, na przykład określone prawa związane z własnością czy uregulowanie relacji między dziećmi a osobami w takim związku pozostającymi. W konsekwencji niezasadne byłoby ograniczenie tej instytucji tylko do związków dwóch osób.

Po drugie, wskazuje się, że w Szwecji jest już dozwolona poligamia dla osób, które przyjechały z zagranicy, pozostając w uprzednio zawartym, poligamicznym związku małżeńskim. Nie można jednak równać tych dwóch sytuacji, o ile bowiem związki poligamiczne charakteryzują się tym, że nie wszyscy, z którymi jedna osoba zawarła związek małżeński, wyrazili na to zgodę, o tyle w przypadku „małżeństwa liczbowo neutralnego" każdy będzie musiał się zgodzić na to, by w nim uczestniczyć.

Po trzecie, wysunięto argument, że to nie państwo i nie politycy powinni decydować o tym, kogo się kocha i jak wiele osób. Decyzja o tym, by wziąć ślub z przedstawicielem tej samej płci lub też z większą liczbą osób, leży w sferze wolności jednostki – wolności, którą prawodawca powinien szanować. Każdy ma bowiem prawo do decydowania o swoim życiu i zmierzania w dowolnie wybranym przez siebie kierunku. Miłość nie może być udziałem wyłącznie tych, którzy zmieszczą się w normach.

Walka z naturą

Z powyższej argumentacji można się dowiedzieć, że małżeństwa homoseksualne to ogólnie przyjęta norma, a dozwalające je prawo jest wciąż dyskryminacyjne. Wydaje się, że nie wymaga komentarza sytuacja, gdy te same argumenty przedstawia się w Polsce za instytucjonalizacją związków partnerskich. Kluczowa jest jednak refleksja stanowiąca odpowiedź na postawione pytanie. Przykład Szwecji uczy, że związki partnerskie to dopiero początek, a droga zmierzająca do wywrócenia tradycyjnych wartości jest bardzo długa i szeroka, wydająca się wręcz nie mieć końca.

Można zapytać: quo vadis, Szwecjo? Czy niedługo objawem dyskryminacji stanie się brak akceptacji dla zawierania małżeństw z wdzięcznym łaciatym zwierzęciem albo kogutem? A może tak naprawdę, co jeszcze bardziej przerażające, pojawią się osoby, które uznają, że państwo, szanując ich wolność, powinno dozwolić na instytucjonalizację związków dorosłych z małoletnimi?

Podążanie taką drogą nie jest bezpieczne dla nikogo, a z pewnością nie dla społeczeństwa. Dlaczego? Bo jest to droga nienaturalna, a w naturze wszystko ma swój koniec. Oby to prawo rychło dotknęło idei, które z naturą walczą. Pytanie tylko, jaką cenę do tego czasu przyjdzie zapłacić społeczeństwu za coraz śmielsze oddawanie pola.

Autor jest członkiem Izby Adwokackiej w Warszawie. Pracuje w Instytucie na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris oraz w Kancelarii Adwokata Łukasza Jończyka

Opinie polityczno - społeczne
Hity i kity kampanii. Długa i o niczym, ale obfitująca w debaty
felietony
Estera Flieger: Akcja Demokracja na opak
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Szymon Hołownia w debacie TVP przeczył sam sobie
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Debaty, czyli nie chcą, ale muszą
Opinie polityczno - społeczne
Pytania, na które Karol Nawrocki powinien odpowiedzieć podczas debaty prezydenckiej