Pomijając moment, w którym została objawiona – nie pierwszy raz zresztą, mianowicie odejście Wielkiej Brytanii, co zdecydowanie pomniejsza jej znaczenie, zmartwienia obywateli unijnych państw koncentrują się raczej wokół cielesnego, konkretnego zagrożenia zbrodniczymi zamachami terrorystycznymi i nielegalną, masową migracją, która już doprowadziła do dekompozycji w wewnątrzunijnych stosunkach, nie mówiąc o społecznej spójności w dotkniętych nią krajach.
Do wielomilionowego ruchu na unijnych granicach jesteśmy przyzwyczajeni – przekracza je rocznie ponad 300 milionów osób, z których większość – 160 milionów, to jej obywatele. Kolejne 60 milionów to obywatele państw, z którymi Unia utrzymuje ruch bezwizowy, 80 milionów przyjeżdża z wizami. No i oczywiście przybysze, którzy dostali się bez wymaganych dokumentów. Komisja Europejska szacuje, że z samej tylko Afryki przebywa obecnie w Unii około 8 milionów migrantów „nieregularnych”, zatem nielegalnych.
Dodatkowo przyzwyczaja się nas do masowego, nielegalnego łamania granicznego reżimu i wymuszania na państwach Unii absorpcji setek tysięcy przybyszów, którzy bilet do Unii kupili u przemytników. Dlatego wiele państw Wspólnoty reaguje na nich z obawą – nie wystarczy bowiem ludzi tych wpuścić, trzeba mieć jeszcze sensowny, skuteczny i realny plan wpisania ich do własnych społeczeństw, bez naruszania ich substancji.
Powstrzymanie przemytniczej fali na Bałkanach spotkało się z zarzutami o sprzeniewierzenie się zasadzie europejskiej solidarności. Tymczasem naruszona została ona również samodzielną decyzją Angeli Merkel o otwarciu granicy dla uchodźców z Syrii. W prostej linii doprowadziła do pomnożenia fali nielegalnych migrantów z innych regionów. Odebrana została na świecie jako zaproszenie do przyjazdu do Niemiec i z wyrażoną przez kanclerz gwarancją przyjęcia i opieki. Decyzja ta, podjęta ponad głowami pozostałych członków Unii, bez konsultacji z nimi, bez debaty nad jej skutkami, wymusiła w konsekwencji reakcje krajów położonych na szlaku dostępu do Republiki Federalnej. Zasada europejskiej solidarności ucierpiała więc podwójnie – najpierw, kiedy granica Niemiec została bez konsultacji z innymi otwarta, i następnie, kiedy granice innych państw zostały w odruchu samoobrony zamknięte. Granice zewnętrzne Unii, nie zapominajmy. Nie było wyprzedzającej, solidarnej debaty nad problemem – były późniejsze żądania solidarnego podzielenia się jego skutkami.
Zatem już rok temu mieliśmy do czynienia z solidarnością elastyczną, postulowaną obecnie przez państwa Grupy Wyszehradzkiej. Jest to formuła, z którą Unia może żyć, powinna żyć i będzie żyć. Nie ma bowiem jednej definicji europejskiej solidarności, tak jak nie występuje europejska tożsamość. W wielu państwach dominuje przekonanie, że urzeczywistnia się ona jedynie w granicach i w obszarze własnego narodu, kreującego wspólnotę tradycji, historii, kultury i będącego gwarantem suwerenności. Według niego poza narodem istnieją tylko interesy i zobowiązania, niezależnie od charakteru ponadnarodowej wspólnoty. Ale i one, aby przynosiły zyski, skazane są na kompromisy, kooperację i solidarność.
Taka solidarność jest dla innych państw, jak Niemcy, Holandia czy Belgia – które wyznaczają jej punkty odniesienia w europejskiej przestrzeni – niesolidarna. Słyszymy więc o Europie „wspólnych wartości”, których są one kreatorami i strażnikami. W odniesieniu do kryzysu migracyjnego przodują w nich Niemcy, chociaż jeszcze przed kilkunastoma miesiącami zdecydowanie oponowały przed wprowadzeniem stałych migracyjnych kontyngentów. A trzy lata wcześniej, kiedy w 2013 roku na Lampedusie lądowały tysiące afrykańskich migrantów, nie dostrzegały problemów Włoch. Dlatego, między innymi, obecne stanowisko Niemiec nie znajduje w Unii pełnego poparcia, a polityka „otwartych drzwi” kanclerz Merkel doprowadziła do tego, że jej skutki postrzegane są jako wybitnie niemiecki problem. Stąd opinie, że Niemcy nie mają prawa żądać dziś od innych tego, czego odmówiły same wcześniej – solidarności. Przykładem może być Francja: Paryż popiera werbalnie stanowisko Berlina, ale nielegalnych migrantów nie przyjmuje.