George Soros to jedna z najbardziej kontrowersyjnych postaci współczesnej globalnej polityki, choć on sam za polityka się raczej nie uważa. Przede wszystkim chce uchodzić za biznesmena dobroczyńcę, pomnażającego swój kapitał po to, żeby zgromadzone środki przeznaczać na obywatelskie inicjatywy mające na celu uszczęśliwianie ludzi.
Amerykański multimiliarder to czarny charakter narracji przedstawiających dzisiejszy świat jako arenę zmagań poszczególnych krajów z anonimowymi, ponadnarodowymi siłami globalizacji, które przedsiębiorca uosabia. Inaczej jednak interpretują działalność Sorosa jego apologeci, czego przykładem może być opublikowany na łamach „Rzeczpospolitej" i lewicowego brytyjskiego dziennika „The Independent" tekst Mike'a Harrisa. Autor – dyrektor generalny 89up, firmy organizującej kampanie na rzecz praw człowieka – uważa, że słynny finansista jest szczególnie dziś zewsząd atakowany, ponieważ mamy do czynienia z ofensywą bardzo groźnych zjawisk, którym ów szlachetny człowiek zawsze dzielnie stawiał czoła.
Lustrzane odbicie
Harris rysuje nie tyle polityczną, ile quasi-religijną wizję świata. Po jednej stronie jest dobro: filantrop, który gigantycznymi kwotami dolarów zdążył wesprzeć rodzące się w bólach demokracje w krajach dawnego bloku wschodniego, walkę o prawa mniejszości seksualnych, pomoc dla uchodźców. Po drugiej stronie czai się zło: Donald Trump, Władimir Putin i ogólnie rzecz biorąc międzynarodówka skrajnej prawicy, która w imię swoich obłąkanych idei: nacjonalizmu, rasizmu, antysemityzmu, homofobii, chce przerwać wielkie dzieło Sorosa – budowę nowego wspaniałego świata. Jesteśmy zatem świadkami iście manichejskiej wojny światłości z ciemnością.
Tymczasem takie teksty jak ten Harrisa stanowią lustrzane odbicie szalonych teorii spiskowych, w których Soros – bywa, że również ze względu na swoje żydowskie pochodzenie – obsadzony jest w roli wcielonego diabła. To powoduje, że niezależnie od tego, którą z tych perspektyw przyjmiemy, będziemy oglądać obraz nieadekwatny do rzeczywistości, bo obciążony przekazem propagandowym.
Bez odkrywania Ameryki
Na tym tle pozytywnie się wyróżnia choćby niedawno wydana w Polsce książka „George Soros. Multimiliarder, jego globalna sieć i koniec świata, jaki znamy". Jej autor, niemiecki publicysta Andreas von Retyi, zebrał podstawowe informacje dotyczące działalności amerykańskiego biznesmena. W tym sensie to nie jest jakaś sensacyjna pozycja. Ale być może nie trzeba odkrywać Ameryki, by przekonująco pokazać, że założycielowi sieci fundacji stawiających sobie za cel budowę „społeczeństwa otwartego" daleko do anioła.