Oprócz słusznej krytyki projektu morskiego gazociągu należało wyjść z propozycją pozytywną, a takich zabrakło podczas wtorkowego spotkania polsko-niemieckiego z udziałem prezydentów Polski i Niemiec. Mieliśmy za to wpadkę wizerunkową.
Bez konstruktywnej propozycji
Podczas kolejnego Forum Polsko-Niemieckiego w Berlinie obie strony powtarzały jak mantrę swe stanowiska dotyczące parasola politycznego Niemiec nad Nord Stream 2 i sporu o reformę sądownictwa w Polsce.
Polacy po raz kolejny przypomnieli, że projekt nowego gazociągu z Rosji do Niemiec to zagrożenie dla bezpieczeństwa energetycznego, jedności Unii Europejskiej i rozwoju rynku. Niemieccy dziennikarze upominali się o komentarz polskiego prezydenta dotyczący reformy sądownictwa w Polsce i zależności mediów od partii rządzącej.
Po stronie polskiej zabrakło konstruktywnej propozycji, która zmusiłaby Niemców do gimnastyki. Powtarzanie mantry o Nord Stream 2 było jak koło ratunkowe. Do tego oskarżanie Komisji Europejskiej o niewystarczającą solidarność w tej sprawie to samobój, bo przecież to ona jest autorem dyrektywy gazowej wspieranej przez Polskę, która może co najmniej opóźnić projekt. Komisja nie może zrobić więcej, bo nie pozwalają jej na to ograniczone kompetencje, ale przecież ich zwiększania Polska także nie chce.
Do tego antagonizowanie Berlina i Brukseli naraz musi się skończyć porażką Warszawy. Jest też sprzeczne z polityką wykorzystywania Brukseli do rozwiązywania sporów z Berlinem właśnie w sprawie dyrektywy gazowej.