Uczelnie chcą kształcić elity

Elitarne szkolnictwo wyższe i wielka nauka są kosztowne. Oznacza to, że muszą być jednocześnie finansowane z wielu źródeł.

Publikacja: 28.02.2019 21:00

Uczelnie chcą kształcić elity

Foto: 123RF

Pojęcie elity ma raczej negatywne konotacje w potocznej świadomości. Wynika to z dość powszechnej niechęci do trwałego uprzywilejowania pewnych grup społecznych w kategoriach ekonomicznych i kapitału społecznego, czyli możliwości skutecznego oddziaływania na innych. Szczególnie niepopularne jest dziedziczenie tych przywilejów (nepotyzm). A przecież elity, a ściślej ich jakość, mają zasadnicze znaczenie dla sukcesów państw i społeczeństw.

Oprócz elit funkcjonujących na tradycyjnych zasadach pojawiają się nowe, silnie umocowane w nowoczesnej gospodarce i technologii, widoczne przede wszystkim w mass mediach i w sieci. Na szczytach tworzonych za pomocą wyszukiwarek internetowych list i rankingów „najbardziej wpływowych", „najpopularniejszych" czy „ludzi sukcesu" znajdują się często: blogerzy, skandaliści, muzycy, aktorzy, sportowcy, przedsiębiorcy czy osobowości medialne. Rzadko spotyka się tam przedstawicieli tradycyjnych elit politycznych, ekonomicznych, naukowych. A wynika to stąd, że młode osoby żyjące głównie w sieci nie znają tych grup i niewiele o nich wiedzą.

Odziedziczone grzechy

Od zarania dziejów szkolnictwa wyższego to uczelnie były pomyślane jako miejsca kształcenia przyszłych elit: kościelnych, prawniczych, medycznych, artystycznych, wojskowych, politycznych, biznesowych i innych, w miarę jak pojawiały się w nowoczesnych społeczeństwach. Pojawia się zatem pytanie, czy współczesne szkolnictwo wyższe jest zdolne do kształtowania nowych, sieciowych elit.

W jakim stopniu polska współczesna kultura akademicka pozwala uczelniom uczestniczyć w edukacyjnych i naukowych sieciach międzynarodowych? Ten czynnik przesądzi bowiem o zdolności do kształtowania przez polskie uczelnie elit nowego typu.

Ciemna strona status quo polskiego szkolnictwa wyższego i polskiej nauki to odziedziczona po PRL nadmierna permisywność albo, innymi słowy, brak rygoryzmu kultury akademickiej, brak ambitnych standardów i wysokich wymagań. Permisywizm dotyczy takich zjawisk jak:

-niski (w porównaniu ze światową czołówką) poziom egzekwowania wiedzy, dyscypliny i systematycznej pracy od studentów oraz wykonywania obowiązków od nauczycieli akademickich;

-brak rzeczywiście funkcjonujących kodeksów etycznych i przestrzegania „dobrych praktyk", co prowadzi do zakłócenia obiektywizmu ocen pracy badawczej, decyzji personalnych i organizacyjnych („układów", grzecznościowych ocen, wojen o „terytoria"), nieposzanowania własności intelektualnej itp.;

-nieprzestrzeganie akceptowanych w świecie standardów metodologicznych, między innymi ze względu na „lokalny" charakter ocen, recenzji i większości debat naukowych;

-nadmierna formalizacja, biurokratyzacja procedur, nadęty rytualizm i feudalne relacje w jednostkach akademickich i w administracji regulującej ich działanie;

-fatalne zarządzanie, niesprawność, bałagan i marnotrawstwo oraz arogancja wobec głównych interesariuszy instytucji akademickich (przede wszystkim studentów i pracodawców);

-nieradzenie sobie z różnorodnością, brak tolerancji dla niekonwencjonalnych osobowości, zachowań, postaw, idei itp.;

-niska międzynarodowa rozpoznawalność polskich uczonych, efektów ich badań i instytucji naukowych czy akademickich, która wynika m.in. z monojęzyczności, utrudniającej tworzenie w Polsce międzynarodowych anglojęzycznych środowisk badawczych, jakie funkcjonują np. w krajach skandynawskich, w Izraelu czy we Francji.

Terapia łączona

W debatach nad szkolnictwem wyższym i nauką często wskazuje się zwiększenie finansowania obecnego systemu jako panaceum na jego patologie. Jest to mało realistyczne podejście.

Wpuszczenie do systemu dodatkowych środków nie zmieni kultury akademickiej na bardziej sieciową. Przede wszystkim dlatego, że to właśnie miękkie, podmiotowe finansowanie niewymuszające zmian i efektywnego wykorzystania środków leży u podstaw tolerancji dla tej patologii.

Istnieją dwa sposoby ograniczenia permisywizmu: rygorystyczny nadzór ze strony biurokracji rządowej oraz silna presja konkurencyjna. Oba jednak niosą ze sobą poważne niebezpieczeństwa. W gąszczu sprzecznych i trudno zrozumiałych przepisów środki administracyjne, jak kontrola i formalizacja grożą zagubieniem troski o efekt i merytoryczną ocenę.

Silna presja konkurencyjna wiąże się natomiast z komercjalizacją i prywatyzacją szkolnictwa wyższego i nauki. Tutaj z kolei zagraża dążenie do zysku przez przedsiębiorców edukacyjnych i naukowych kosztem jakości kształcenia i rzetelności badań. Obecnie wprowadzane reformy szkolnictwa wyższego i nauki podążają drogą administracyjną, zaniedbując wzmacnianie konkurencji rynkowej.

Wizja przyszłości

Warto się zastanowić nad optymalną mieszanką środków administracyjnych i rynkowych. Inspiracji należy szukać w krajach anglosaskich, ale także np. w Skandynawii, w Chinach czy Japonii. Można pokusić się o przedstawienie kilku zasad nowego systemu zarządzania szkolnictwem wyższym i nauką, którego misją jest kształcenie nowych elit:

-Po pierwsze, elitarne szkolnictwo wyższe i wielka nauka są kosztowne. Oznacza to, że muszą być jednocześnie finansowane z wielu źródeł: nie tylko ze środków publicznych, ale też ze zleceń i dotacji biznesu, ze środków UE, z pomocy władz lokalnych, z opłat za studia i inne formy kształcenia, z dotacji prywatnych. Zadaniem rządu jest maksymalne otwarcie i udrożnienie strumieni finansowania, by zapewnić jego wysokość w nielicznych, najlepszych jednostkach na poziomie porównywalnym z ośrodkami europejskimi.

-Po drugie, współczesne szkolnictwo wyższe jest nieuchronnie skazane na masowość, a zatem zróżnicowanie form, programów i poziomów kształcenia. Przewiduje się, że w krajach rozwiniętych wszyscy zatrudnieni będą w nieodległej przyszłości legitymowali się jakąś formą wykształcenia wyższego. Jest rzeczą naturalną, by studenci płacili za kwalifikacje, które poprawiają ich pozycję na rynku pracy. Zadaniem państwa jest z jednej strony uruchomienie finansowania studentów (stypendia, kredyty), a z drugiej zapewnienie przestrzegania co najmniej minimalnych standardów jakości kształcenia przez monitorowanie, kontrolę i licencjonowanie działalności edukacyjnej.

-Po trzecie, na rynku usług edukacyjnych i badań naukowych państwo powinno zapewnić równe szanse konkurowania przez jakość edukacji i badań oraz siłę marki. W warunkach globalizacji jest to konkurencja międzynarodowa. Polska ma w tym zakresie wiele do nadrobienia, między innymi dlatego, że nie kojarzy się z wysoką jakością kształcenia i z dobrym poziomem badań naukowych. Ten negatywny stereotyp zmienia się powoli. Trzeba więc wspierać międzynarodowo rozpoznawalne jednostki i projekty.

-Po czwarte, w warunkach konkurencji konieczna jest profesjonalizacja zarządzania uczelniami i ośrodkami badawczymi. Wymaga to z jednej strony określenia kryteriów oceny i mierników sukcesu (także finansowych) uczelni i jednostek naukowych, a z drugiej ukształtowania się grupy zawodowych menedżerów szkolnictwa wyższego i nauki. Zapewne będą do niej aspirowały osoby, które na pewnym etapie pracy naukowej (np. po doktoracie lub habilitacji) zdecydują się na karierę menedżerską, która powinna być dostatecznie atrakcyjna i stabilna.

Nietrudno zauważyć pierwsze jaskółki tego typu działań w polskiej nauce i szkolnictwie wyższym. Przykładem jest wdrażana obecnie reforma, określana mianem konstytucji dla nauki. Proponowane zmiany często spotykają się z krytyką i oporem środowiska naukowego. Proces ich wdrażania będzie więc zapewne stopniowy i powolny.

Prof. Andrzej K. Koźmiński  jest założycielem  Akademii Leona Koźmińskiego

Pojęcie elity ma raczej negatywne konotacje w potocznej świadomości. Wynika to z dość powszechnej niechęci do trwałego uprzywilejowania pewnych grup społecznych w kategoriach ekonomicznych i kapitału społecznego, czyli możliwości skutecznego oddziaływania na innych. Szczególnie niepopularne jest dziedziczenie tych przywilejów (nepotyzm). A przecież elity, a ściślej ich jakość, mają zasadnicze znaczenie dla sukcesów państw i społeczeństw.

Oprócz elit funkcjonujących na tradycyjnych zasadach pojawiają się nowe, silnie umocowane w nowoczesnej gospodarce i technologii, widoczne przede wszystkim w mass mediach i w sieci. Na szczytach tworzonych za pomocą wyszukiwarek internetowych list i rankingów „najbardziej wpływowych", „najpopularniejszych" czy „ludzi sukcesu" znajdują się często: blogerzy, skandaliści, muzycy, aktorzy, sportowcy, przedsiębiorcy czy osobowości medialne. Rzadko spotyka się tam przedstawicieli tradycyjnych elit politycznych, ekonomicznych, naukowych. A wynika to stąd, że młode osoby żyjące głównie w sieci nie znają tych grup i niewiele o nich wiedzą.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację