Jeśli państwo chce wydawać więcej, może to zrobić, albo pożyczając od ciebie oszczędności, albo podnosząc ci podatki. Myślenie, że ktoś inny zapłaci, nie jest dobre – tym kimś innym będziesz ty – mówiła Margaret Thatcher na konferencji Partii Konserwatywnej w Blackpool w 1983 r., dodając słynną frazę: „Nie ma czegoś takiego jak pieniądze publiczne, są tylko pieniądze podatników".
Wiem, że cytowanie Żelaznej Damy brzmi w uszach miłośników Piketty'ego jak transmisja z sali dinozaurów w muzeum historii naturalnej. Kto nie prowadził własnego biznesu, nie zrozumie, że na koniec miesiąca winien i ma muszą się zgadzać. Sęk w tym, że zdroworozsądkowe rozumowanie córki brytyjskiego kupca podzielają polscy przedsiębiorcy. I przełoży się to na ich tegoroczne wybory polityczne.
Wśród niemal dwóch trzecich przedsiębiorców – jak wynika z najnowszego badania IBRiS – króluje strach, że polityka socjalna Prawa i Sprawiedliwości przyczyni się do wzrostu podatków. Rządząca partia nie przekonała ich do siebie i swoich metod zdobywania poparcia wyborców. Mam wręcz wrażenie, że im wyżej licytuje prezes Kaczyński, tym strach większy. Rozdając 40 mld zł rocznie z okazji podwójnych wyborów, PiS uruchamia domino roszczeń.
Czytaj także: Eksperci: niech rząd nie wystawia nas na ryzyko
Nie można jednak powiedzieć, by przedsiębiorcy gremialnie odwrócili się od PiS. Głosowanie na tę partię deklaruje 26 proc. z nich wobec 29-procentowego poparcia w wyborach w 2015 r. Ubytek niewielki, ale i tak zwiastuje przegraną w tej grupie wobec Koalicji Europejskiej. Według IBRiS może ona liczyć na 39 proc. głosów przedsiębiorców. Znowuż to mniej od zsumowanego poparcia dla PO (28,7 proc.) i Nowoczesnej (13,9 proc.) w 2015 r. Dlatego Platforma mocno ryzykuje, spierając się z PiS, kto pierwszy zaproponował 500+ na pierwsze dziecko. Ten ruch – jako mocno obciążający kasę państwa i zwiększający prawdopodobieństwo podwyżki podatków – nie podoba się ponad połowie przedsiębiorców.