Wyznawcy idei wolnego, demokratycznego Internetu już zdążyli dostrzec w tych transakcjach przejaw tendencji, której się boją i której nie znoszą: unifikacji, konsolidacji, kontroli.
Zwolennicy wolnego Internetu mogą jednak spać spokojnie. Najważniejszy wynalazek ery informacyjnej jeszcze długo pozostanie sferą niemożliwą do kontrolowania i najbardziej konkurencyjnym z rynków. Koszt wejścia nań w porównaniu ze skalą sukcesu, jaki można odnieść, jest nieprawdopodobnie niski. Gdy w 1999 r. polski Holender Arjan Bakker zakładał Allegro.pl, zainwestował weń 30 tysięcy złotych.
Cóż z tego, że giganci dzień po dniu przejmują kolejne serwisy. Pod bokiem codziennie wyrasta im kilkadziesiąt tysięcy kolejnych, błyskawicznie nagradzanych zainteresowaniem internautów, z natury odpornych na marketingowe sztuczki i potrafiących docenić świeżość pomysłu. W Internecie zawsze będzie wybór, każdy będzie miał szansę zajrzeć tam, gdzie przekaz nie jest uzależniony od interesów potentatów.
W tym wyścigu zawsze górą są nie ci, którzy mają pieniądze, ale ci, którzy mają oryginalne pomysły. Wielkim koncernom pozostanie płacenie kokosów za pomysł. I niech płacą, nawet miliard funtów.