Miało to zapobiec radosnej twórczości pracowników, którzy zza biurka wymyślają sposoby na usprawnienie systemu sprzedaży, nie mając pojęcia, jak to wpłynie na funkcjonowanie firmy w praktyce. Niewątpliwie takie warsztaty z życia przydałyby się naszym urzędnikom, którzy ochoczo mnożą wymagania wobec ubiegających się o unijne wsparcie. Tym bardziej że w swoich zapędach okazują się lepsi od najbardziej zatwardziałych biurokratów z Brukseli.
Pół biedy, kiedy ta nadgorliwość wynika z troski, by pieniądze z Unii nie zostały zdefraudowane, sprzeniewierzone czy wydane nie wiadomo na co. Ale w naszym przypadku głupie procedury wynikają czasami z czystej bezmyślności. Mój ulubiony przykład to reguła, wedle której błędy formalne skutkują odrzuceniem wniosku. Błąd np. w numerze NIP albo w adresie jakieś instytucji oznacza przekreślenie nawet najlepszego projektu firmy czy gminy. Najśmieszniejsze, a właściwie najbardziej przerażające, są nieoficjalne tłumaczenia urzędników: jeśli ktoś nie potrafi bezbłędnie wypełnić rubryki i zrozumieć stawianych wymagań, nie będzie też w stanie poprawnie zrealizować swojej inwestycji.
Skomentuj na blog.rp.pl