Szef i właściciel szkockiej Gibson Group z siedzibą w Glasgow jest tak samo tajemniczy, jak firma, którą kieruje. Branża górnicza, którą się interesuje od grudnia, gdy wystartował w przetargu na zakup kopalni Silesia w Czechowicach-Dziedzicach, zna na jego temat zdecydowanie więcej plotek niż faktów. Jego spółka nie ma nawet strony internetowej.

Nieudane przejęcie kopalni nie jest pierwszą próbą rozwijania przez Gibsona działalności w Polsce. W 2005 r. planował inwestycję w rozlewnię whisky w Wałbrzychu i odnowienie poniemieckiej kopalni w Ludwikowicach. Projekty te nie doszły do skutku. Gibson Group stwierdziła wówczas, że „Wałbrzych ją rozczarował”.

O założonej w 1978 r. firmie wiadomo, że działa w branży energetycznej i ciepłowniczej. Nie udało nam się jednak dotrzeć do wykazu jej inwestycji. Podobnie jak do wielu innych informacji. Wiadomo, że jej kapitał akcyjny wynosi 100 funtów, za kopalnię Silesia zaś – wycenioną na 111,5 mln zł – Szkot (jak się okazuje wcale nie skąpy) zaproponował 250 mln zł. – On wie, że jak w nią zainwestuje, to się mu to zwróci – mówią pracownicy Silesii, którzy sami ściągnęli szkockiego inwestora do Polski w zeszłym roku, gdy było przesądzone, że Kompania Węglowa, w skład której wchodzi Silesia, nie ma 1,3 mld zł niezbędnych do dotarcia do nowych złóż w Silesii (szacowanych na 500 mln ton węgla, ocenianych jako drugie co do wielkości w Polsce).

Sam Tom Gibson, gdy w końcu zdecydował się w kwietniu na spotkanie z „Rz”, nie mówił o sobie zbyt wiele. Nie potwierdzał plotek, ani też ich nie dementował. A chodzi m.in. o sprawy finansowe, np. skąd chciał wziąć tak dużą kwotę (na kopalnię i na inwestycje w niej, planował bowiem wybudować obok elektrociepłownię) oraz o „mocodawców” – w prasie od zeszłego roku pojawiały się informacje, że za Gibsonem stoją Rosjanie. – Tak, słyszałem, że jestem agentem KGB – denerwował się wtedy Gibson, dodając, że z Rosją, podobnie jak z wieloma innymi partnerami zagranicznymi, prowadzi interesy. Jakie? Tego już nie powiedział.

Inną ciekawą sprawą było dostarczanie przez niego przez dwa miesiące gwarancji bankowych na wadium w przetargu – ok. 4 mln zł. Mówiło się, że pieniądze mają w części gwarantować banki na Wyspach Dziewiczych. O tym Gibson też nie mówił. Jego ustami w Polsce miesiącami był Kazimierz Żyrek, przez lata związkowiec w Silesii. Potem zaś jego prawa ręka w Szkocji, jeden z dyrektorów GG Zbigniew Wasilkowski. Teraz, gdy wczoraj minął termin sprzedaży Silesii i nie wiadomo, czy zostanie przedłużony (jeśli nie – kopalnia zostanie zamknięta), Gibsona broni szef „S” w Silesii Dariusz Dudek. – To poważny inwestor, nie mamy wątpliwości – przekonuje.