Droga ropa: cykl czy spekulacja

Polską wstrząsnęła wiadomość zawarta w raporcie banku UniCredit, że w grudniu cena ropy może przekroczyć 200 dol. za baryłkę, co sprawi, że cena benzyny skoczy u nas do 6,11 zł, a oleju napędowego do 6,36 zł.

Publikacja: 03.07.2008 02:52

Droga ropa: cykl czy spekulacja

Foto: Rzeczpospolita

Ożywiło to dyskusję o przyczynach drożenia ropy. Prezentowane w niej dwa stanowiska zostały przedstawione m.in. na konferencji 36 państw będących głównymi producentami i importerami surowca. Wedle pierwszego wzrost cen jest skutkiem nienadążania podaży za rosnącym popytem. Kontrpropozycja obwinia spekulację na rynku paliw.

Nie będę wymieniał, jaki pogląd prezentowały poszczególne państwa. Dla ułatwienia powiem tylko, że kraje zainteresowane zahamowaniem wzrostu cen skłaniają się do teorii o niedostatecznej podaży. A państwa, które chciałyby utrzymać produkcję na stałym poziomie (co zapewniałoby wysokie ceny), skłonne są mówić: to nie my, to spekulanci.

Jest jednak jeszcze jeden powód sprawiający, że poglądy na temat wzrostu cen są tak różne – wyznawana ideologia i wynikająca z niej ocena zdolności samoregulacyjnej rynku. Dobrego przykładu takiej oceny dostarczyły tygodniki opinii. „Polityka” w artykule „Świat na bańce” głosi: „Światowym handlem przestaje rządzić logika podaży i popytu, tylko ataki paniki i euforii, za którymi podążają olbrzymie fale kapitału. A rynek zamienia się w pole golfowe dla spekulantów”. Przesłanie jasne: rynek to wspaniała rzecz, ale ceny powinny być stałe, a zatem ktoś powinien je ustalać.

Mniej zdecydowane stanowisko zajął „Newsweek”, który opublikował – na wszelki wypadek – dwa artykuły. Pierwszy: „Baryłka Pandory” („Ropa po 200 dol. za baryłkę nieodwracalnie zmieni światową gospodarkę”) i drugi „Strachy na Lachy” („Ceny ropy w tym roku nie będą już więcej rosnąć. To, co drożeje, zawsze w końcu musi zacząć tanieć”).

Stanowisko „Newsweeka” podoba mi się – ze względu na trafność prognozy – bardziej. Jednak zanim po modyfikacji przyjmę je za swoje, uwaga o spekulacji. Rynek w ogóle jest czystą spekulacją, bo producenci chcą sprzedać towar jak najdrożej, a konsumenci – kupić go jak najtaniej. Aby jednak producenci mogli wywindować cenę, musi się ukształtować korzystna dla nich relacja popytu i podaży. I to zaistniało na rynku ropy. A co na to wszystko rynek? Zareaguje normalnie. Drożejąca ropa sprawi, że popyt zacznie – wskutek oszczędności i przechodzenia na energooszczędne technologie – spadać. A podaż zacznie rosnąć.

Dlatego prognoza „Newsweeka”, że „co drożeje, kiedyś musi zacząć tanieć”, sprawdzi się na pewno. Tyle że raczej nie do końca roku. A zanim to nastąpi, będziemy musieli nauczyć się żyć z drogą ropą.

Ożywiło to dyskusję o przyczynach drożenia ropy. Prezentowane w niej dwa stanowiska zostały przedstawione m.in. na konferencji 36 państw będących głównymi producentami i importerami surowca. Wedle pierwszego wzrost cen jest skutkiem nienadążania podaży za rosnącym popytem. Kontrpropozycja obwinia spekulację na rynku paliw.

Nie będę wymieniał, jaki pogląd prezentowały poszczególne państwa. Dla ułatwienia powiem tylko, że kraje zainteresowane zahamowaniem wzrostu cen skłaniają się do teorii o niedostatecznej podaży. A państwa, które chciałyby utrzymać produkcję na stałym poziomie (co zapewniałoby wysokie ceny), skłonne są mówić: to nie my, to spekulanci.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację