W końcu to władze samorządowe są najbliżej ludzi mieszkających w regionie, a nie ministrowie, którzy z rzadka opuszczają Warszawę. To samorządy od lat organizują szkolnictwo na swoim terenie i świetnie im to wychodzi. Ich budżety jednak nie są workami bez dna. Większość z nich ledwo radzi sobie z finansowaniem bieżących zadań.

Na pewno marszałkowie świetnie poradzą sobie z zarządzaniem spółką, która będzie organizować regionalne przewozy wojewódzkie. Ale nie można oddawać im spółki, wyciągając z niej co najlepsze – w tym wypadku chodzi m.in. o pociągi międzywojewódzkie, które przynoszą zyski. Negocjacje trwają od około roku i strony wciąż nie mogą dojść do porozumienia. A to dopiero początek.

Rząd zapowiada również przekazanie władzom lokalnym PKS i dróg krajowych. I to powinno być robione z głową. Trudno oczekiwać, że rząd zapewni w 100 proc. finansowanie przedsiębiorstw autobusowych czy utrzymania dróg. Mógłby jednak w większym stopniu podzielić się wpływami z podatków od osób fizycznych i prawnych.

Marszałkowie, słysząc o kolejnych pomysłach rządu na przekazanie im nowych obowiązków, proszą nie tylko o pieniądze, ale i o czas. Chcą się przygotować do nowych zadań, zatrudnić odpowiednich fachowców i zorganizować machinę związaną z wydawaniem środków unijnych do 2013 r. Mogą jednak spać spokojnie. Patrząc na tempo, w jakim idą negocjacje dotyczące przekazania kolei, rozmowy na następne tematy nawet się prędko nie rozpoczną. Nie mówiąc już o ich finalizacji.