Nie pomogą nam zaklęcia (spóźnione) naszych polityków. Nie pomogą głębokie analizy wybitnych polskich ekonomistów spierających się o głębokość naszych fundamentów. O tym jak przetrwamy tę zawieruchę zdecyduje kondycja gospodarek w najbardziej rozwiniętych krajach i solidarność tamtejszych rządów. Na to nie mamy wpływu. Możemy zrobić jednak inną bardzo ważną rzecz, a mianowicie pogodzić się z rzeczywistością gospodarczego spowolnienia.

Trzeba zauważyć, że nie ma dnia by zachodni analitycy nie skorygowali przewidywań dynamiki naszego PKB. W połowie tygodnia najgorsza prognoza na przyszły rok zakładała 3,7 proc. wzrostu, wczoraj już o 3,3 proc. Te czarne scenariusze powinni mieć przed oczami przede wszystkim posłowie pracujący nad przyszłorocznym budżetem. Niższy wzrost gospodarczy to o kilka miliardów złotych mniejsze wpływy do budżetu.

Można tego nie zauważać i uchwalić budżet z huraoptymistycznymi prognozami. Można też obniżyć wydatki inwestycyjne lub podnieść deficyt. To są manewry, które w oczach wielu wyborców zyskają aplauz, bo umożliwią kolejne podwyżki płac. Jednak oznacza to rosnącą inflację zjadającą pieniądze wszystkich. Wyjściem jest oszczędny budżet, ale to oznacza zmniejszenie podwyżek. Przynajmniej do czasu, gdy znów zaczniemy się szybko rozwijać. Tylko kto się odważy to powiedzieć w Sejmie.

[ramka][link=http://blog.rp.pl/jablonski/2008/10/10/gieldowa-rzeczywistosc-malo-interesuje-politykow/]Skomentuj[/link][/ramka]